Hej
Chciałabym Wam tylko przekazać, że brak rozdziałów nie jest moją winą.
Opowiadanie zostało usunięte ze strony, na której było publikowane, a z autorką nie mam jak się skontaktowac, więc naprawdę nie wiem kiedy i czy w ogóle uda mi się odnaleźć rozdziały, by do kończyc ff.
Mam nadzieję, że jakoś się ułoży i pojawią się kolejne rozdziały.
Na razie musimy uzbroić się w cierpliwość i liczyć na to, że autorka/administratorzy strony dodadzą ponownie opowiadanie.
Do zobaczenia xx
piątek, 14 listopada 2014
niedziela, 26 października 2014
Rozdział 09.
Byłam zaskoczona tym, że Harry tak łatwo wyszedł. Nie byłam pewna czy całkowicie mi zaufał czy po prostu nie było już większego zagrożenia. Byłam tylko małą, kruchą dziewczynką w porównaniu do niego czy chociażby Elijah. Jednak nie lubiłam ich porównywać -- byli bardzo podobni, jednak zupełnie różni.
Elijah był niebezpieczny, ale nie stwarzał zagrożenia dopóki nie musiał. Nie włóczył się po mieście i nie zaczepiał przypadkowych gangów. Zamiast tego, on dostarczał im narkotyki i broń, przygotowując ich do dalszego działania. Ale jeśli nie otrzymał w zamian za to pieniędzy lub ktoś nie przestrzegał zasad umowy, robiło się nieciekawie. Z drugiej strony, był moim bratem. I nigdy nie zachowywał się źle w stosunku do mnie.
Harry również był niebezpieczny, nie byłam tylko pewna jak bardzo. Wiedziałam, że mógłby mnie zabić, jeśli tylko by chciał. Pomimo tego, że powinnam być przerażona 1) potrafiłam się domyślić co jest w stanie mi zrobić, ale 2) nie byłam do końca pewna, po prostu się nie bałam. Uratował moje życie dwa razy i to było o jeden raz więcej niż ja jego. Oprócz tego, sprawiał, że czułam się bezpieczna. To nie było uczucie, do którego byłam przyzwyczajona.
Przeszłam po jego pokoju, patrząc na beżowe ściany. Nie było okien czy plakatów, tylko kilka rozrzuconych zdjęć. Na jednym był on z jakąś kobietą i kimś, kto wyglądał jak ona w swoich latach dwudziestych. Wszyscy byli do siebie podobni i domyśliłam się, że muszą być ze sobą spokrewnieni. Może to była jego matka i siostra lub ciocia i kuzynka. Tak czy inaczej, uśmiech na jego twarzy na pewno był szczery.
Inne zdjęcie pokazywało go w wieku może pięciu lub czterech lat. Miał krótko przycięte włosy i jasne oczy. Szczęśliwy uśmiech rozprzestrzeniał się na jego twarzy, dokładnie tak jak na poprzednim i można było zauważyć zarys dołeczków, które stały się głębsze wraz z wiekiem.
Nagły dźwięk głosu sprawił, że nie mogłam się ruszyć, a moja głowa od razu odwróciła się w kierunku drzwi do garderoby Harry'ego. Słuchałam uważnie, powoli się do nich zbliżając, gdy słyszałam bardzo znajomy głos.
Przez dźwięk tego głosu przeszły mnie ciarki. Był oschły i prawie zachrypnięty, było w nim też coś, czego nie słyszałam od bardzo długiego czasu.
Poczułam się jak jeleń, na którego przeniosło się światło reflektorów, gdy Harry wszedł przez drzwi. Jego oczy były ciemne i dzikie. Wydawał się wściekły.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć? - warknął, mrużąc na mnie oczy. - Jak mogłaś nic nie powiedzieć?
Zaczął się do mnie podchodzić, dopóki nie był na tyle blisko, że mogłam poczuć jego ciepły oddech. To właśnie wtedy po raz pierwszy się go bałam.
- Nawet nie waż się być na nią zły. Nic o tym nie wiedziała. - to był ten sam głos sprzed chwili, ale teraz byłam stu procentowo pewna do kogo należał. Harry napiął mięśnie, a nad jego ramieniem mogłam zauważyć jego. Ciemne włosy było krótko przycięte, ale wciąż układały się w lekki nieład wokół jego delikatnie opalonej twarzy. Udawał spokój, ale widziałam wyraźnie gniew w jego oczach.
- T-tata. - szepnęłam.
Moje oczy spotkały się z jego i czułam, jakbym miała zaraz upaść. Moja nogi zaczęły się trząść, a oddech stał się urywany.
- Cześć, Alice. - odpowiedział chłodno. Wszystko działo się zbyt szybko. Harry cofnął się, opierając o drzwi i tym samym dając mi pełny widok na ojca.
- Tato-
- Jak udało ci się wplątać w takie coś? - przerwał mi swoim chłodnym głosem, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. - Myślałem, że Shane wystarczy, by odciągnąć cię od takich ludzi jak Styles. - wskazał głową w kierunku Harry'ego. - Ale najwyraźniej nie potrafisz trzymać się z daleka od takich dupków.
Widok zaczął się rozmazywać z powodu łez, zbierających się w moich oczach. To był mój ojciec, mężczyzna, który nauczył mnie życia. Był zimny i bez serca. Zupełnie nie przypominał człowieka, którym był, gdy ja byłam młodsza.
Szczęka Harry'ego była zaciśnięta, tak samo jak jego obie pięści, ale pozostał nieruchomy. Wiadomym było, kto tutaj nad sobą panuje.
Była jedna rzecz, którą wyłapałam z tego, co powiedział mój ojciec. - S-Shane...?
- Zadzwonił do mnie wczoraj. - skinął, posyłając mi przeszywające spojrzenie, przez które czułam się niekomfortowo. - Powiedział, że nie odbierasz telefonów i możesz być w niebezpieczeństwie. Pojechał do twojej pracy, ale na miejscu roiło się tylko od funkcjonariuszy policji. I czego dowiedziałem się potem? Że jesteś z Harrym Stylesem... W jego domu.
- Nie miałam innego wyboru-
- Zawsze jest inny wybór, Alice. - warknął ostrym tonem.
- R-rozładował mi się telefon. - wymamrotałam. - N-nie myślałam o Shane'ie. Byłam zbyt p-przerażona. Przy Harrym czułam się bezpieczna. - mój głos stał się teraz szeptem, a łzy wypływały z moich oczu.
- Moja córka nie będzie w towarzystwie takich gangów. - odpowiedział krótko, a jego cierpliwość była niewyobrażalnie niska. - Nie pozwalam, by coś stało ci się przez to wszystko.
Czułam jakbym zaraz miała odlecieć. Nie mogłam znieść ciągłych zmian. Mój ojciec był zimny i oschły, bez litości mówiąc mi, że nie mogę podejmować sama decyzji, a potem robił to za mnie. Nie miał prawa rządzić już moim życiem. Nigdy go w nim nie było.
- Nie możesz decydować za mnie. - wyszeptałam. - Jestem w tym zbyt głęboko.
Mój ojciec potrząsnął głową, a ciemny chichot opuścił jego usta, zanim jego oczy spotkały moje. - Skończysz martwa, Alice. To twoja ostatnia szansa. Mam pieniądze, by gdzieś cię ukryć. To najlepsza opcja.
Przemyślałam ten pomysł i jedyne co mogłam sobie wyobrazić to ciemny, pusty magazyn, strzeżony przez nieznanych mężczyzn. Nie mogłam pozwolić ojcu, by kontrolował mnie w ten sposób. Nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek mnie kontrolował. Jako pierwszy był mój ojciec, potem Seth, a potem nawet Shane obserwował mnie na polecenie ojca i brata. Był łagodny i dawał mi dużo przestrzeni, ale przez całe życie byłam kontrolowana przez mężczyzn.
- Nie. Mam dość słuchania ciebie... i was wszystkich. Powiedz Shane'owi, że mi przykro i Elijah, że go kocham, ale zniknijcie z mojego życia. - zaskoczyłam samą siebie tą pewnością w swoim głosie. - Nigdy cię tutaj nie było. Zawsze miałeś kogoś innego. Polegałeś na Shane'ie i Elijah. Udawali, że mnie kochają, ale wszystko to było, żeby mnie kontrolować. Nie chcę tak żyć.
Sadystyczny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy widziałam jego wyraz twarzy. - W takim razie podjęłaś już decyzję. Ale zaufaj mi w jednym. Jesteś w błędzie jeśli myślisz, że przez zostanie tutaj będziesz o krok bliżej do kontrolowania własnego życia. Bez względu na to gdzie będziesz, nic się nie zmieni.
Elijah był niebezpieczny, ale nie stwarzał zagrożenia dopóki nie musiał. Nie włóczył się po mieście i nie zaczepiał przypadkowych gangów. Zamiast tego, on dostarczał im narkotyki i broń, przygotowując ich do dalszego działania. Ale jeśli nie otrzymał w zamian za to pieniędzy lub ktoś nie przestrzegał zasad umowy, robiło się nieciekawie. Z drugiej strony, był moim bratem. I nigdy nie zachowywał się źle w stosunku do mnie.
Harry również był niebezpieczny, nie byłam tylko pewna jak bardzo. Wiedziałam, że mógłby mnie zabić, jeśli tylko by chciał. Pomimo tego, że powinnam być przerażona 1) potrafiłam się domyślić co jest w stanie mi zrobić, ale 2) nie byłam do końca pewna, po prostu się nie bałam. Uratował moje życie dwa razy i to było o jeden raz więcej niż ja jego. Oprócz tego, sprawiał, że czułam się bezpieczna. To nie było uczucie, do którego byłam przyzwyczajona.
Przeszłam po jego pokoju, patrząc na beżowe ściany. Nie było okien czy plakatów, tylko kilka rozrzuconych zdjęć. Na jednym był on z jakąś kobietą i kimś, kto wyglądał jak ona w swoich latach dwudziestych. Wszyscy byli do siebie podobni i domyśliłam się, że muszą być ze sobą spokrewnieni. Może to była jego matka i siostra lub ciocia i kuzynka. Tak czy inaczej, uśmiech na jego twarzy na pewno był szczery.
Inne zdjęcie pokazywało go w wieku może pięciu lub czterech lat. Miał krótko przycięte włosy i jasne oczy. Szczęśliwy uśmiech rozprzestrzeniał się na jego twarzy, dokładnie tak jak na poprzednim i można było zauważyć zarys dołeczków, które stały się głębsze wraz z wiekiem.
Nagły dźwięk głosu sprawił, że nie mogłam się ruszyć, a moja głowa od razu odwróciła się w kierunku drzwi do garderoby Harry'ego. Słuchałam uważnie, powoli się do nich zbliżając, gdy słyszałam bardzo znajomy głos.
Przez dźwięk tego głosu przeszły mnie ciarki. Był oschły i prawie zachrypnięty, było w nim też coś, czego nie słyszałam od bardzo długiego czasu.
Poczułam się jak jeleń, na którego przeniosło się światło reflektorów, gdy Harry wszedł przez drzwi. Jego oczy były ciemne i dzikie. Wydawał się wściekły.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć? - warknął, mrużąc na mnie oczy. - Jak mogłaś nic nie powiedzieć?
Zaczął się do mnie podchodzić, dopóki nie był na tyle blisko, że mogłam poczuć jego ciepły oddech. To właśnie wtedy po raz pierwszy się go bałam.
- Nawet nie waż się być na nią zły. Nic o tym nie wiedziała. - to był ten sam głos sprzed chwili, ale teraz byłam stu procentowo pewna do kogo należał. Harry napiął mięśnie, a nad jego ramieniem mogłam zauważyć jego. Ciemne włosy było krótko przycięte, ale wciąż układały się w lekki nieład wokół jego delikatnie opalonej twarzy. Udawał spokój, ale widziałam wyraźnie gniew w jego oczach.
- T-tata. - szepnęłam.
Moje oczy spotkały się z jego i czułam, jakbym miała zaraz upaść. Moja nogi zaczęły się trząść, a oddech stał się urywany.
- Cześć, Alice. - odpowiedział chłodno. Wszystko działo się zbyt szybko. Harry cofnął się, opierając o drzwi i tym samym dając mi pełny widok na ojca.
- Tato-
- Jak udało ci się wplątać w takie coś? - przerwał mi swoim chłodnym głosem, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. - Myślałem, że Shane wystarczy, by odciągnąć cię od takich ludzi jak Styles. - wskazał głową w kierunku Harry'ego. - Ale najwyraźniej nie potrafisz trzymać się z daleka od takich dupków.
Widok zaczął się rozmazywać z powodu łez, zbierających się w moich oczach. To był mój ojciec, mężczyzna, który nauczył mnie życia. Był zimny i bez serca. Zupełnie nie przypominał człowieka, którym był, gdy ja byłam młodsza.
Szczęka Harry'ego była zaciśnięta, tak samo jak jego obie pięści, ale pozostał nieruchomy. Wiadomym było, kto tutaj nad sobą panuje.
Była jedna rzecz, którą wyłapałam z tego, co powiedział mój ojciec. - S-Shane...?
- Zadzwonił do mnie wczoraj. - skinął, posyłając mi przeszywające spojrzenie, przez które czułam się niekomfortowo. - Powiedział, że nie odbierasz telefonów i możesz być w niebezpieczeństwie. Pojechał do twojej pracy, ale na miejscu roiło się tylko od funkcjonariuszy policji. I czego dowiedziałem się potem? Że jesteś z Harrym Stylesem... W jego domu.
- Nie miałam innego wyboru-
- Zawsze jest inny wybór, Alice. - warknął ostrym tonem.
- R-rozładował mi się telefon. - wymamrotałam. - N-nie myślałam o Shane'ie. Byłam zbyt p-przerażona. Przy Harrym czułam się bezpieczna. - mój głos stał się teraz szeptem, a łzy wypływały z moich oczu.
- Moja córka nie będzie w towarzystwie takich gangów. - odpowiedział krótko, a jego cierpliwość była niewyobrażalnie niska. - Nie pozwalam, by coś stało ci się przez to wszystko.
Czułam jakbym zaraz miała odlecieć. Nie mogłam znieść ciągłych zmian. Mój ojciec był zimny i oschły, bez litości mówiąc mi, że nie mogę podejmować sama decyzji, a potem robił to za mnie. Nie miał prawa rządzić już moim życiem. Nigdy go w nim nie było.
- Nie możesz decydować za mnie. - wyszeptałam. - Jestem w tym zbyt głęboko.
Mój ojciec potrząsnął głową, a ciemny chichot opuścił jego usta, zanim jego oczy spotkały moje. - Skończysz martwa, Alice. To twoja ostatnia szansa. Mam pieniądze, by gdzieś cię ukryć. To najlepsza opcja.
Przemyślałam ten pomysł i jedyne co mogłam sobie wyobrazić to ciemny, pusty magazyn, strzeżony przez nieznanych mężczyzn. Nie mogłam pozwolić ojcu, by kontrolował mnie w ten sposób. Nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek mnie kontrolował. Jako pierwszy był mój ojciec, potem Seth, a potem nawet Shane obserwował mnie na polecenie ojca i brata. Był łagodny i dawał mi dużo przestrzeni, ale przez całe życie byłam kontrolowana przez mężczyzn.
- Nie. Mam dość słuchania ciebie... i was wszystkich. Powiedz Shane'owi, że mi przykro i Elijah, że go kocham, ale zniknijcie z mojego życia. - zaskoczyłam samą siebie tą pewnością w swoim głosie. - Nigdy cię tutaj nie było. Zawsze miałeś kogoś innego. Polegałeś na Shane'ie i Elijah. Udawali, że mnie kochają, ale wszystko to było, żeby mnie kontrolować. Nie chcę tak żyć.
Sadystyczny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy widziałam jego wyraz twarzy. - W takim razie podjęłaś już decyzję. Ale zaufaj mi w jednym. Jesteś w błędzie jeśli myślisz, że przez zostanie tutaj będziesz o krok bliżej do kontrolowania własnego życia. Bez względu na to gdzie będziesz, nic się nie zmieni.
___
- Chcę wrócić do domu. - Harry podniósł na mnie wzrok znad swojego telefonu, marszcząc brwi, przez moją nagłą przemowę. Żadne słowa nie zostały wypowiedziane, od kiedy mój ojciec wyszedł, dwie godziny temu. Zwinęłam się w kłębek w kącie pokoju Harry'ego, patrząc tępo w przestrzeń przed sobą, podczas gdy Harry siedział na swoim łóżku, cały czas komunikując się z kimś przez smsy.
- To nie jest wyjście. - jego głos był tak samo chłodny, jak mojego ojca wcześniej i zdałam sobie sprawę, że nie było już jego miłej strony. Był taki tylko z powodu mojego koszmaru. Z jakiegoś powodu nie mogłam pojąc, że potrafił byc miły, ale przez wizytę mojego ojca to zniknęło.
- Więc wymyśl inne. - odgryzłam, zaskakując siebie pewnością i intensywnością moich słów. Natychmiast ich pożałowałam, gdy ciemne oczy Harry'ego stały się czarne, a nozdrza rozszerzyły z gniewu.
- Uważaj na swój ton, księżniczko. - niemal warknął.
- Zmuś mnie. - byłam pewna, że nowo odkryta pewność siebie wynikała ze spotkania z moim ojcem. Dziwnie było go znów zobaczyć po tak długim czasie i okropnym było to, że znów chciał mnie kontrolować w ten sam sposób. Nie chciałam pozwolić Harry'emu by był taki sam, ale poczułam, że moja odwaga odlatuje, gdy powoli podniósł się z łóżka.
Nie odezwał się dopóki nie ukląkł przede mną. Jego ciemne oczy wpatrywały się w moje niebieskie.
- Twój tata miał rację. - jego ton był cichy, ale każde słowo wypowiadane z jego ust sprawiało, że dreszcz przerażenia przebiegał przez moje ciało. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że Harry w ogóle nie był taki jak Elijah. Elijah nigdy by mnie nie skrzywdził - był moim bratem. Ale Harry mógł.
- Proszę. - zaczęłam błagać. - Chociaż pozwól mi zadzwonić do Shane'a i powiedzieć mu, że nic mi nie jest.
- On o tym wie, księżniczko. - kącik jego ust podniósł się w uśmiechu.
Zdziwiłam się przez słowa Harry'ego. Było w nich coś niepokojącego. Może dlatego, że wychodzą one z jego ust, a to sprawiło, że krew zamarzła w moich żyłach.
- Jak? - mój głos był teraz szeptem. Ciepły oddech Harry'ego na mojej twarzy wszystko komplikował.
Poruszył się dalej, przybliżając wargi do mojego ucha, zanim kontynuował mówienie. - Nie udawaj takiej zdziwionej, księżniczko. Nie wspominałem ci już, że mógłbym cię zabić w ciągu sekundy jeśli bym chciał? Cóż, więc pozwól mi powiedzieć to teraz. Mógłbym się dowiedzieć o tobie wszystkiego w ciągu minuty.
To nie była odpowiedź jakiej się spodziewałam, ale sprawiła, że moje serce bije tysiąc razy mocniej na minutę, a słowa odbijają się echem w mojej głowie. I wiem, że nigdy nie będę w stanie ich zapomnieć.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że mój ojciec, nieważne jak przerażający był, prawdopodobnie mówił prawdę. Nigdy nie będę w stanie sama kontrolować swojego życia. To już zawsze będzie rola, która nie należy do mnie.
Przypominam Wam również o zakładnce "Informowani", jeśli chcecie byc na bieżąco powiadamiani o nowych rozdziałach.
***
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,zostaw komentarz :) x
Przypominam Wam również o zakładnce "Informowani", jeśli chcecie byc na bieżąco powiadamiani o nowych rozdziałach.
wtorek, 14 października 2014
Rozdział 08.
Uderzyłam o drzwi, mój oddech był płytki, a szloch potrząsnął moim ciałem. Łzy bez trudu wypłynęły z moich oczu, spadając na drewnianą podłogę.
Próbowałam się wydostać, ale drzwi nie przesunęły się nawet o centymetr. Stały twardo i nieustępliwie, chociaż uderzyłam o nie wiele razy. Bez względu na to, ile razy przekręcałam mosiężną gałkę, one się nie otwierały, a w małym świetle dostarczanym z kuchni nie mogłam odnaleźć zamka. Może nawet go nie było. Może utknęłam w tym miejscu na zawsze.
Mój szloch stał się głośniejszy, gdy płakałam z czystego bólu. Usłyszałam ciężki łomot kroków przede mną, ale nawet nie pofatygowałam się do ruszenia, choć dźwięk mnie przeraził. To przypomniało mi o czasach, w których naprawdę próbowałabym uciekać przed morderczym wyrazem mojego ex. Teraz nie było sensu uciekać. Ból by się tylko nasilił.
To dlatego byłam zaskoczona, gdy poczułam ostrożne dłonie, zabierające moje palce z klamki, a następnie owijające się wokół moich nadgarstków. Ręce pociągnęły mnie delikatnie do góry, aż stałam niepewnie, opierając się o drzwi.
Spojrzałam w zielone oczy Harry'ego, które były pokryte ciemną warstwą. Jego usta były zaciśnięte w cienką linkę, ale spojrzenie wydawało się złagodnieć, gdy patrzył na mnie. - Śpisz?
Bliskość między nami była irytująca i trudno było skleić poprawne zdanie. Jego ciało było zaledwie kilka centymetrów od mojego, wciąż trzymał dłonie na moich nadgarstkach. W miejscu, w którym nasza skóra się dotykała czułam się, jakby była spalana, ale to nie było dosłownie bolesne.
- Ja- - przerwał mi głośny krzyk, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to ja krzyczałam. Byłam w histerii. Mój mózg zamienił się w papkę i oparłam się o drzwi. Chciałam tylko wyjść.
- POZWÓL MI WYJŚĆ! - krzyknęłam nagle i bez żadnego pomysłu na to co robię, zaczęłam wyrywać się z dłoni Harry'ego na moich nadgarstkach. Ale on tylko zacisnął je mocniej, a jego oczy były prawie czarne.
Zdałam sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi, więc zatrzymałam się, czując łzy zbierające się w moich oczach. - P-proszę pozwól mi wyjść. Boję się.
Ku mojemu zdziwieniu natychmiast puścił moje ręce i opadł na miejsce obok mnie. - Czego się boisz? Obiecałem, że będę cię dzisiaj chronił.
- Ale tego nie zrobiłeś! - splunęłam.
Jego wyraz stał się teraz obronny. - Jak to, księżniczko?
To, jak mnie nazwał, sprawiło, że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czułam jakby to było dawno temu, gdy mnie tak nazwał lub odkąd, gdy powiedział, że będzie mnie chronił. Wszystko wydawało się być takie odległe.
- Nie chroniłeś mnie przed mną samą. - odpowiedziałam drżącym szeptem i owinęłam instynktownie ramiona wokół siebie.
Jego oczy rozszerzyły się w widocznym zaskoczeniu. Nie spodziewał się tego rodzaju odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w milczeniu. Było słychać tylko moje łkanie, które zdawało się rosnąc z każdą chwilą. W końcu Harry wypuścił oddech.
- Chodź ze mną, księżniczko. - jego głos wydawał się teraz milszy, gdy gapiłam się na niego, po czym skinęłam lekko głową i poszłam za nim do jego sypialni. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie tylko bokserki. Miałam pełny widok na jego wyrzeźbiony, opalony tors. Zauważyłam jedną, długą bliznę na jego plecach i zmarszczyłam brwi, zastanawiając się jak mogła powstać.
- Masz. - powiedział nagle, wyciągając mnie z zamyślenia, gdy podał mi złożone ubranie. - Załóż to.
- Nie patrz. - poleciłam mu, zdejmując t-shirt i jeansy. Zrobił to, o co go poprosiłam, odwracając się przodem do ciemnej szafy, a ja wciągnęłam dużą koszulkę przez głowę. Sięgała mi nieco poniżej połowy ud.
- Już. - powiedziałam cicho. Odwrócił się i byłam zaskoczona tym, że nie przejechał po mnie wzrokiem. To sprawiło, że poczułam się pewniej.
- Chcesz spać w moim łóżku? - spytał powoli, czekając na moją reakcję.
- D-dlaczego? - mruknęłam, patrząc w dół, bo na moje policzki wkradł się rumieniec.
- Nie masz tutaj koszmarów. - jego słowa sprawiły, że się spięłam, a następnie spojrzałam na niego. Miał rację. Być może. Nie miałam żadnych koszmarów, gdy spałam w jego łóżku, za to były żywe i przerażające, jak zawsze, gdy spałam na kanapie. Jeśli jakimś cudem mam spać spokojnie, spróbuję wszystkiego.
- Dobrze. - skinęłam po chwili.
Poszłam za nim do brzegu łóżka, po czym podwinął kołdrę, wskazując mi gestem ręki, że mam się położyć. Wzięłam głęboki oddech, zanim powoli położyłam się na łóżku, opierając głowę na miękkich poduszkach. Pozwolił mi owinąć się kocem i patrzyłam, jak przechodzi po pokoju - wyłączając światło w łazience, chociaż nawet nie zdawałam sobie sprawy, że było włączone i podnosząc moje ubrania.
Zaskoczyło mnie, że przewrócił je na prawą stronę i starannie złożył, kładąc na stoliku nocnym.
Gdy zabrał poduszkę obok mnie i skierował się w stronę drzwi, zdałam sobie sprawę z tego, że chce zając moje miejsce na kanapie.
- N-nie musisz. - mruknęłam, zanim zdążył wyjść. Odwrócił się, a jego oczy pociemniały, gdy oceniał moje stwierdzenie.
- Dlaczego?
- Nie chcę być sama. - przyznałam zgodnie z prawdą. Stał przez chwilę w ciszy i widziałam, że się waha, ale w końcu zamknął drzwi i zaczął wracać do łóżka.
- Zostanę na swojej stronie. - obiecał szczerze. - Powiedz mi, gdy będziesz się źle czuła.
Powoli skinęłam głową, zaskoczona jego troską. Położył poduszkę ponownie na jej miejscu i wszedł pod narzutę, zostawiając między nami dystans. Przekręciłam się na swoją stronę, czując się teraz naprawdę bezpiecznie.
- Harry. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Tak?
- Dlaczego się tak zachowujesz?
Wydawał się być zaskoczony moim pytaniem. - Jak?
- Tak delikatnie... opiekuńczo. - wymamrotałam. - Jestem przyzwyczajona do twojej... ciemnej strony.
Nastąpiła długa przerwa i byłam pewna, że już mi nie odpowie, ale gdy zrezygnowałam z możliwości odpowiedzi, zrobił to. - Powiedziałem, że będę cię dzisiaj chronił. Już raz mi się nie udało. Nie pozwolę na to po raz drugi. A jeśli ochrona szanowanie tego, że cierpisz, to to właśnie zrobię.
Nie odpowiedziałam, Nie wiedziałam jak. Nikt nigdy nie powiedział nic tak słodkiego i szczerego do mnie.
- Alice? Śpisz?
- Nie.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Harry.
Próbowałam się wydostać, ale drzwi nie przesunęły się nawet o centymetr. Stały twardo i nieustępliwie, chociaż uderzyłam o nie wiele razy. Bez względu na to, ile razy przekręcałam mosiężną gałkę, one się nie otwierały, a w małym świetle dostarczanym z kuchni nie mogłam odnaleźć zamka. Może nawet go nie było. Może utknęłam w tym miejscu na zawsze.
Mój szloch stał się głośniejszy, gdy płakałam z czystego bólu. Usłyszałam ciężki łomot kroków przede mną, ale nawet nie pofatygowałam się do ruszenia, choć dźwięk mnie przeraził. To przypomniało mi o czasach, w których naprawdę próbowałabym uciekać przed morderczym wyrazem mojego ex. Teraz nie było sensu uciekać. Ból by się tylko nasilił.
To dlatego byłam zaskoczona, gdy poczułam ostrożne dłonie, zabierające moje palce z klamki, a następnie owijające się wokół moich nadgarstków. Ręce pociągnęły mnie delikatnie do góry, aż stałam niepewnie, opierając się o drzwi.
Spojrzałam w zielone oczy Harry'ego, które były pokryte ciemną warstwą. Jego usta były zaciśnięte w cienką linkę, ale spojrzenie wydawało się złagodnieć, gdy patrzył na mnie. - Śpisz?
Bliskość między nami była irytująca i trudno było skleić poprawne zdanie. Jego ciało było zaledwie kilka centymetrów od mojego, wciąż trzymał dłonie na moich nadgarstkach. W miejscu, w którym nasza skóra się dotykała czułam się, jakby była spalana, ale to nie było dosłownie bolesne.
- Ja- - przerwał mi głośny krzyk, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to ja krzyczałam. Byłam w histerii. Mój mózg zamienił się w papkę i oparłam się o drzwi. Chciałam tylko wyjść.
- POZWÓL MI WYJŚĆ! - krzyknęłam nagle i bez żadnego pomysłu na to co robię, zaczęłam wyrywać się z dłoni Harry'ego na moich nadgarstkach. Ale on tylko zacisnął je mocniej, a jego oczy były prawie czarne.
Zdałam sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi, więc zatrzymałam się, czując łzy zbierające się w moich oczach. - P-proszę pozwól mi wyjść. Boję się.
Ku mojemu zdziwieniu natychmiast puścił moje ręce i opadł na miejsce obok mnie. - Czego się boisz? Obiecałem, że będę cię dzisiaj chronił.
- Ale tego nie zrobiłeś! - splunęłam.
Jego wyraz stał się teraz obronny. - Jak to, księżniczko?
To, jak mnie nazwał, sprawiło, że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czułam jakby to było dawno temu, gdy mnie tak nazwał lub odkąd, gdy powiedział, że będzie mnie chronił. Wszystko wydawało się być takie odległe.
- Nie chroniłeś mnie przed mną samą. - odpowiedziałam drżącym szeptem i owinęłam instynktownie ramiona wokół siebie.
Jego oczy rozszerzyły się w widocznym zaskoczeniu. Nie spodziewał się tego rodzaju odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w milczeniu. Było słychać tylko moje łkanie, które zdawało się rosnąc z każdą chwilą. W końcu Harry wypuścił oddech.
- Chodź ze mną, księżniczko. - jego głos wydawał się teraz milszy, gdy gapiłam się na niego, po czym skinęłam lekko głową i poszłam za nim do jego sypialni. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie tylko bokserki. Miałam pełny widok na jego wyrzeźbiony, opalony tors. Zauważyłam jedną, długą bliznę na jego plecach i zmarszczyłam brwi, zastanawiając się jak mogła powstać.
- Masz. - powiedział nagle, wyciągając mnie z zamyślenia, gdy podał mi złożone ubranie. - Załóż to.
- Nie patrz. - poleciłam mu, zdejmując t-shirt i jeansy. Zrobił to, o co go poprosiłam, odwracając się przodem do ciemnej szafy, a ja wciągnęłam dużą koszulkę przez głowę. Sięgała mi nieco poniżej połowy ud.
- Już. - powiedziałam cicho. Odwrócił się i byłam zaskoczona tym, że nie przejechał po mnie wzrokiem. To sprawiło, że poczułam się pewniej.
- Chcesz spać w moim łóżku? - spytał powoli, czekając na moją reakcję.
- D-dlaczego? - mruknęłam, patrząc w dół, bo na moje policzki wkradł się rumieniec.
- Nie masz tutaj koszmarów. - jego słowa sprawiły, że się spięłam, a następnie spojrzałam na niego. Miał rację. Być może. Nie miałam żadnych koszmarów, gdy spałam w jego łóżku, za to były żywe i przerażające, jak zawsze, gdy spałam na kanapie. Jeśli jakimś cudem mam spać spokojnie, spróbuję wszystkiego.
- Dobrze. - skinęłam po chwili.
Poszłam za nim do brzegu łóżka, po czym podwinął kołdrę, wskazując mi gestem ręki, że mam się położyć. Wzięłam głęboki oddech, zanim powoli położyłam się na łóżku, opierając głowę na miękkich poduszkach. Pozwolił mi owinąć się kocem i patrzyłam, jak przechodzi po pokoju - wyłączając światło w łazience, chociaż nawet nie zdawałam sobie sprawy, że było włączone i podnosząc moje ubrania.
Zaskoczyło mnie, że przewrócił je na prawą stronę i starannie złożył, kładąc na stoliku nocnym.
Gdy zabrał poduszkę obok mnie i skierował się w stronę drzwi, zdałam sobie sprawę z tego, że chce zając moje miejsce na kanapie.
- N-nie musisz. - mruknęłam, zanim zdążył wyjść. Odwrócił się, a jego oczy pociemniały, gdy oceniał moje stwierdzenie.
- Dlaczego?
- Nie chcę być sama. - przyznałam zgodnie z prawdą. Stał przez chwilę w ciszy i widziałam, że się waha, ale w końcu zamknął drzwi i zaczął wracać do łóżka.
- Zostanę na swojej stronie. - obiecał szczerze. - Powiedz mi, gdy będziesz się źle czuła.
Powoli skinęłam głową, zaskoczona jego troską. Położył poduszkę ponownie na jej miejscu i wszedł pod narzutę, zostawiając między nami dystans. Przekręciłam się na swoją stronę, czując się teraz naprawdę bezpiecznie.
- Harry. - powiedziałam po chwili ciszy.
- Tak?
- Dlaczego się tak zachowujesz?
Wydawał się być zaskoczony moim pytaniem. - Jak?
- Tak delikatnie... opiekuńczo. - wymamrotałam. - Jestem przyzwyczajona do twojej... ciemnej strony.
Nastąpiła długa przerwa i byłam pewna, że już mi nie odpowie, ale gdy zrezygnowałam z możliwości odpowiedzi, zrobił to. - Powiedziałem, że będę cię dzisiaj chronił. Już raz mi się nie udało. Nie pozwolę na to po raz drugi. A jeśli ochrona szanowanie tego, że cierpisz, to to właśnie zrobię.
Nie odpowiedziałam, Nie wiedziałam jak. Nikt nigdy nie powiedział nic tak słodkiego i szczerego do mnie.
- Alice? Śpisz?
- Nie.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Harry.
___
Spięłam się od razu po przebudzeniu, gdy poczułam ramiona wokół mnie. Były silne i owinięte wokół mojego tułowia i dawały mi w pewnym sensie poczucie bezpieczeństwa i ochrony, ale kontakt trochę mnie przytłoczył. Nie była gotowa, by być tak blisko kogokolwiek.
Jednak odrzuciłam na bok uczucie dyskomfortu, starając się zebrać to, co się działo, leżąc w łóżku Harry'ego, przyciśnięta do jego piersi. Miałam lekkie prześwity mojego wczorajszego koszmaru oraz to, jak Harry ciągnie mnie z dala od drzwi. Przypomniało mi się, że chyba ustaliliśmy coś o swoich połowach łózka, ale możliwe, że był to wytwór mojej wyobraźni.
Przechyliłam głowę w bok, by spojrzeć na gardło Harry'ego, prowadzące do linii szczęki i podbródka. Jego jasnoróżowe wargi były rozchylone, a oczy zamknięte. Loki rozproszyły się wokół całej głowy. Nie wyglądał tak ciemno i przeraźliwie jak zazwyczaj. Bardziej jak słodki, niewinny chłopiec. W sercu wiedziałam, że kiedyś właśnie taki był. Zastanawiałam się tylko, co stało się później.
Wydawał się taki spokojny w tym momencie, że prawie nie czułam potrzeby poruszenia się i obudzenia go, ale mój lęk przeważał podziw i przesunęłam się w jego uścisku. Jego ręce zacisnęły się na mnie na moment, a ja zamarłam, napinając mięśnie, ale potem uwolnił mnie, patrzyłam jak otwiera powieki.
Leżeliśmy tak przez moment, wyciągnął swoje ramiona niezręcznie przed siebie, a moje oczy prześledziły jego cechy, zanim szybko wstał z łóżka, potrząsając swoimi włosami.
- Spałeś dobrze? - spytałam cicho. Ciemność była obecna w jego oczach i żałowałam, że go obudziłam.
- Całkiem. - odpowiedział sztywno. - A ty? - było w tym podwójne znaczenie: byłam niewygodna?
- Ta. - powiedziałam powoli. - Nie zbyt wiele pamiętam, tak w ogóle.
- Miałaś koszmar. - jego głos nagle stał się delikatniejszy, gdy ponownie usiadł na brzegu łóżka i nie spuszczał wzroku ze mnie. - Nie wiem o czym był, ale wpadłaś w histerię. Wydawałaś się nie mieć z tym problemu, śpiąc w moim łóżku, więc zaproponowałem ci, żebyś tutaj spała i się zgodziłaś... - wydawał się wahać, nie wiedząc czy brnąć w to dalej.
- I? - nalegałam zaciekawiona.
- Chciałaś, żebym został tutaj z tobą. - kontynuował, a jego głos znów był twardy. - Bałaś się i nie chciałaś zostać sama... ale szczerze mówiąc to nie mam pojęcia dlaczego wylądowaliśmy tak blisko siebie.
- Nie ruszam się w trakcie snu. - powiedziałam po chwili ciszy. - A oboje byliśmy na mojej części łóżka.
Jego oczy zwęziły się w ocenie, zanim nimi przewrócił. - Sugerujesz, że to ja przeszedłem na twoją stronę?
- Dokładnie. - skinęłam.
- Hmm. - było jedyną jego odpowiedzią, gdy ponownie wstał i poszedł do swojej garderoby. Usiadłam na łóżku, wygładzając luźny t-shirt, który Harry pożyczył mi wczoraj. To była jedyna część, którą dokładnie pamiętałam. To czego nie pamiętałam to fakt, że to koszulka Pink Floyd, podobna do tej, którą nosił wczoraj, ale większa. Prześledziłam wzrokiem po literach na niej i uśmiechnęłam się lekko, zanim usłyszałam kroki, kiedy wracał do pokoju, już w pełni ubrany.
- Potrzebujesz czegoś do ubrania? - spytał, patrząc na moją koszulkę. To było zdecydowanie za duże na mojej małej klatce i zdecydowanie za krótkie. Sama siebie zaskoczyłam tym, że nie zapytałam o dresy czy coś, ale nie bardzo o to dbałam.
- Mogę po prostu założyć moje stare ubrania, jeśli chcesz. - zaproponowałam, oceniając jego reakcję. Wydawał się być uważny i niezdecydowany.
- To może być niewygodne. - odpowiedział. - Twoje jeansy są dość ciasne.
- Zauważyłeś to?
Niezręczna cisza nastąpiła po moim żartobliwym komentarzu. Byłam zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć, a Harry wydawał się być zarówno rozbawiony jak i ciekawy. Nie byłam przyzwyczajona do żartowania z ludzi, poza Shane'm, ale to nigdy nie wyglądało w ten sposób. Shane był po prostu przygłupem, który za dużo pił. Harry był mroczny, niebezpieczny, ale do tego pokazywał się od strony, której nigdy bym się nie spodziewała. Opiekuńczej, słodkiej, delikatnej. Czułam, że on wiedział coś o mojej przeszłości i miał to na uwadze.
- Zauważyłem. - odpowiedział po chwili, unosząc lekko brwi. - Więc myślę, że powinnaś po prostu założyć to. - nie zauważyłam ubrań w jego rękach, dopóki nie rzucił ich na łóżko: zapinana, flanelowa koszula i szare spodnie dresowe.
- Mogę zatrzymać tą koszulę? - spytałam, patrząc na nią. Widziałam, że kąciki jego ust nieznacznie się podniosły. - Jasne. Dam ci trochę prywatności.
Skinęłam głową, czekając aż wyjdzie z pokoju i naciągnęłam na siebie dresy. Naprawdę nie potrzebowałam zbyt dużo prywatności. Niewiele zmieniłam. Ale myślę, że dawał mi po prostu trochę czasu dla siebie i to było potrzebne.
Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na łóżku Harry'ego, zastanawiając się jak udało mi się znaleźć w takiej sytuacji.
Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że miałam szczęście, będąc właśnie tutaj. Nie obchodziło mnie jak bardzo niebezpieczny był. Nie był tą osobą przy mnie, lub przynajmniej nie pokazywał tej strony. Był powodem, że żyję, bo byłam prawie pewna, że osoba która oddała strzał była tą, której nie chciałam nigdy więcej zobaczyć, ale ona chciała mnie.
Wzdrygnęłam się na tę myśl i nagle poczułam strach, siedząc sama w sypialni Harry'ego. Zerwałam się na równe nogi i poszłam szybko do połączenia kuchni, jadalni i salonu. Będę musiała to po prostu nazywać 'dużym pokojem'.
Zauważyłam go przy kuchence. Był odwrócony plecami do mnie i przewracał coś na patelni. Czułam zapach bekonu i natychmiast uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Tak naprawdę nigdy nie miałam czasu na jedzenie śniadań, a nawet w weekendy nie miałam nikogo, kto mógłby mi je zrobić, ponieważ nie byłam dobra w gotowaniu, więc to było miłe.
Podeszłam do niego powoli, opierając się o blat obok i popatrzyłam na mięso, które zaczęło stawać się chrupiące.
- Lubisz gotować? - spytałam nagle zaciekawiona.
Zawahał się. - Ta... Tak, lubię. Ale zazwyczaj nie mam dobrego powodu.
- Więc co jest twoim powodem dzisiaj? - zapytałam.
- Ty. - odpowiedział krótko.
Patrzyłam na bok jego twarzy przez chwilę, starając się zrozumieć jego dziwne zmiany nastrojów. Raz był niebezpiecznym twardzielem, nie chcącym ode mnie nic więcej, tylko zostać jak najdalej. W następnej chwili ratował moje życie, będąc przy mnie ostrożnym i robił mi śniadanie. To wszystko zdarzyło się za szybko, bym mogła nadążyć.
Wybrałam się do ogromnego stołu i policzyłam siedzenia: szesnaście. Było po pięć po dłuższych stronach i trzy przy krótszych bokach. Zastanawiałam się po co Harry'emu taki duży stół. Wiedziałam, że był w gangu, ale czy członkowie gangu mają regularne spotkania w domach jednego z nich?
- Jesteś głodna? - nagłe pytanie Harry'ego sprawiło, że podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę, kiwając głową i uśmiechnęłam się lekko, widząc talerz z jajkami i bekonem w jego rękach.
- Nie jadłbym tutaj, gdybym był tobą. - dodał, gdy powoli szłam do stołu. Zatrzymałam się, zerkając na niego przez ramię z zaciekawieniem. - Po prostu uwierz mi na słowo. - powiedział stanowczo, wracając do kuchni.
Udałam się do salonu, ale zatrzymałam gwałtownie, przypominając sobie sytuację z kanapy. Więc zostaję mi podłoga.
Przypuszczam, że to może być dla niego dziwne, gdy wróci ze swoim talerzem i zastanie mnie na podłodze przy ścianie do jego sypialni, ale nie obchodziło mnie to. Po chwili wahania usiadł na przeciwko mnie, a wyraz jego twarzy był pusty.
- Mm, dobrze gotujesz. - powiedziałam, po spróbowaniu bekonu. Był gorący, ale pyszny.
- Dziękuję. - odpowiedział. - Zawsze chciałem być kucharzem, gdy byłem młodszy.
Patrzyłam na niego zaskoczona, tym jak łatwo opowiadał o swojej przeszłości. Nie otwierałam się szybko, więc zszokowało mnie, że on był osobą, która to robiła. To wykazało zaufanie i mój żołądek przewrócił się w nieprzyjemnie przyjemny sposób.
- Więc co się stało? - zapytałam delikatnie, umierając teraz, by dowiedzieć się o nim więcej.
Zaśmiał się, ale to było gorzkie. - Dużo.
Porzuciłam temat, wiedząc, że nic więcej mi nie powie i zjedliśmy w ciszy. Jedynymi dźwiękami były widelce uderzane o talerze i sporadyczne zmienianie przez nas pozycji.
- Harry... Ja... Dziękuję. - wyrzuciłam z siebie w końcu.
- Za?
- Wszystko. - przyznałam, patrząc nieśmiało w jego oczy. - Byłabym teraz martwa, gdyby nie ty.
- Dlaczego tak mówisz? - przechylił głowę na bok, patrząc na mnie.
- Ja... - zatrzymałam się, nie będąc pewna co powinnam powiedzieć. To wszystko miało sens. Mogłam zostać postrzelona, nieważne kim był strzelec. Wiedziałam, że prawie umarłam i byłam prawie pewna tożsamości strzelca. Myślę, że Harry wiedział, że umarłabym mimo wszystko, ale było coś innego w jego pytaniu. Wiedział też, że nie mówię mu o wszystkim.
A wtedy uratował mnie dzwonek do drzwi. Zadzwonił trzy razy, ostro i wyczekująco. Przy ostatnim razie oczywistym było, że ktoś przytrzymał go na dwie/trzy sekundy.
Harry zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały. - Cholera.
- Co się stało? - spytałam niepewnie, gdy podchodził do drzwi. Oczywiście nie otrzymałam odpowiedzi, kiedy otwierał drzwi, jego ruchy wskazywały na to, że był zły.
- Co ty tu do cholery robisz? - splunął.
- Uspokój się do cholery, Harry. - rozpoznałam prawidłowo głos Quiffa i zobaczyłam jego kruczoczarne włosy nad ramieniem Harry'ego. - Wiesz dlaczego tu jestem.
- Po prostu powiedz mi co się stało. - Harry odwarknął. - Jesteś w niebezpieczeństwie, będąc tutaj z ni- - a wtedy się zatrzymał, powoli odwracając głowę, by spojrzeć na mnie, jakby przypominając sobie o mojej obecności.
- Dlaczego nie pójdziesz do sypialni? - spytał, a jego głoś niebezpiecznie się uspokoił. - Możesz dokończyć tam śniadanie.
Skinęłam pospiesznie, sięgając po swój talerz, ale ponownie mnie zamroziło, gdy usłyszałam jego słowa, jednak tym razem jego głos był szyderczy. - Ona ma na sobie twoje ubrania, co? Już ją przeleciałeś, stary? Myślałem, że możesz wstrzymać się ten jeden raz, no wiesz, dostać się do jej majtek później, gdy ci zaufa. Może wtedy przynajmniej dostałbyś dobre bzykanko przed rzuceniem jej-
Natychmiast po jego słowach poczułam łzy w oczach. Wypłynęło ich więcej niż powinno, na myśl o Harry'm robiącym mi coś takiego.
- Nie jestem jak ty, Zayn. - Harry przerwał mu, a jego głos był chłodny. - Przynajmniej nie teraz. I na prawdę nie mam na to teraz czasu. Więc powiedz mi wszystko albo wyjdź. - fakt, że nie stracił zimnej krwi mnie zdziwił.
Zayn nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, jednak zaczął mówić Harry'emu o tym, o czym musiał, podczas gdy ja weszłam cicho do jego sypialni. Byłam zmuszona słuchać dalej, by wiedzieć co się dzieje, ale to nie było dla mnie. Harry był częścią gangu, a ja byłam tylko niewinną dziewczyną, zamieszaną w to całe bagno.
Słowa Zayn'a sprawiły, że czuję się dziwnie. Zachowywał się, jakbym była jedną z tych dziewczyn, które Harry zabiera tylko na, jak to ujął, dobre bzykanko. Wzdrygnęłam się na myśl o kontakcie intymnym z kimkolwiek. Nie teraz.
Odpowiedź Harry'ego sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej. Przynajmniej nie teraz. Czy to oznaczało, że w normalnych warunkach by to zrobił? Przelecieć i rzucić? Nie mogłam sobie wyobrazić takiego Harry'ego w stosunku do mnie. Z inną dziewczyną, może, ale jak tylko to sobie wyobraziłam, miałam nadzieję, że tak nie było. Nie chciałam myśleć o nim w takim sensie z kimś innym.
Przesunęłam się w tył jego łóżka, poprawiając poduszki i dokończyłam swoje śniadanie. Ledwo czułam smak jedzenia, gdy je żułam. Jedzenie wydawało się nieistotne. Wszystko co czułam to pustka. Pustka i smutek.
Wydawało się, że minęły godziny, zanim Harry wrócił do pokoju. Był zły, a jego oczy jak zwykle pokryły się ciemną warstwą. Czułam się przytłoczona przez to, że gdy w końcu zaczęliśmy rozmawiać o tym co się dzieje, ktoś nam przerwał. Jasne, nie byłam zbyt chętna na odpowiadanie na jego pytania, ale było łatwiej, gdy nie był kompletnie wkurzony.
Obserwowałam go, gdy szybko wszedł do garderoby i wrócił ze swoją skórzaną kurtką. Usiadł na brzegu łóżka i założył swoje buty.
- Idziesz gdzieś? - spytałam cicho. Przestał zawiązywać buty i przeniósł wzrok na mnie, wyraz jego twarzy trochę zmiękł.
- Tak, ale wrócę bardzo szybko, dobrze? - odpowiedział. - Góra dwadzieścia minut.
- D-dobrze. - byłam sama przez długi okres czasu, przywykłam już do tego, ale teraz się bałam. Coś się dzieje i byłam pewna, że jestem w pobliżu zagrożenia. Już nie czułam się bezpiecznie sama.
- Jesteś bezpieczna, księżniczko. Obiecuję. - jego głos był łagodny i powiedział to, jakby czytał w moich myślach.
- Naprawdę nie jestem. - mruknęłam.
Zmrużył delikatnie powieki. - Ufasz mi?
Zawahałam się. - Tak. - w niektórym sensie mu ufałam, ale w innym nie byłam zupełnie pewna jak się czułam.
- Jesteś bezpieczna. - powtórzył powoli, a jego oczy miały odcień węgla.
- Dobrze. - szepnęłam.
Harry zachowywał się tak ostrożnie w stosunku do mnie, że zaskoczyło mnie, gdy powoli usiadł obok mnie, łapiąc moją dłoń i patrzył w dół, kontynuując mówienie.
- Przy mnie będziesz bezpieczna. Nieważne co się stanie.
Jednak odrzuciłam na bok uczucie dyskomfortu, starając się zebrać to, co się działo, leżąc w łóżku Harry'ego, przyciśnięta do jego piersi. Miałam lekkie prześwity mojego wczorajszego koszmaru oraz to, jak Harry ciągnie mnie z dala od drzwi. Przypomniało mi się, że chyba ustaliliśmy coś o swoich połowach łózka, ale możliwe, że był to wytwór mojej wyobraźni.
Przechyliłam głowę w bok, by spojrzeć na gardło Harry'ego, prowadzące do linii szczęki i podbródka. Jego jasnoróżowe wargi były rozchylone, a oczy zamknięte. Loki rozproszyły się wokół całej głowy. Nie wyglądał tak ciemno i przeraźliwie jak zazwyczaj. Bardziej jak słodki, niewinny chłopiec. W sercu wiedziałam, że kiedyś właśnie taki był. Zastanawiałam się tylko, co stało się później.
Wydawał się taki spokojny w tym momencie, że prawie nie czułam potrzeby poruszenia się i obudzenia go, ale mój lęk przeważał podziw i przesunęłam się w jego uścisku. Jego ręce zacisnęły się na mnie na moment, a ja zamarłam, napinając mięśnie, ale potem uwolnił mnie, patrzyłam jak otwiera powieki.
Leżeliśmy tak przez moment, wyciągnął swoje ramiona niezręcznie przed siebie, a moje oczy prześledziły jego cechy, zanim szybko wstał z łóżka, potrząsając swoimi włosami.
- Spałeś dobrze? - spytałam cicho. Ciemność była obecna w jego oczach i żałowałam, że go obudziłam.
- Całkiem. - odpowiedział sztywno. - A ty? - było w tym podwójne znaczenie: byłam niewygodna?
- Ta. - powiedziałam powoli. - Nie zbyt wiele pamiętam, tak w ogóle.
- Miałaś koszmar. - jego głos nagle stał się delikatniejszy, gdy ponownie usiadł na brzegu łóżka i nie spuszczał wzroku ze mnie. - Nie wiem o czym był, ale wpadłaś w histerię. Wydawałaś się nie mieć z tym problemu, śpiąc w moim łóżku, więc zaproponowałem ci, żebyś tutaj spała i się zgodziłaś... - wydawał się wahać, nie wiedząc czy brnąć w to dalej.
- I? - nalegałam zaciekawiona.
- Chciałaś, żebym został tutaj z tobą. - kontynuował, a jego głos znów był twardy. - Bałaś się i nie chciałaś zostać sama... ale szczerze mówiąc to nie mam pojęcia dlaczego wylądowaliśmy tak blisko siebie.
- Nie ruszam się w trakcie snu. - powiedziałam po chwili ciszy. - A oboje byliśmy na mojej części łóżka.
Jego oczy zwęziły się w ocenie, zanim nimi przewrócił. - Sugerujesz, że to ja przeszedłem na twoją stronę?
- Dokładnie. - skinęłam.
- Hmm. - było jedyną jego odpowiedzią, gdy ponownie wstał i poszedł do swojej garderoby. Usiadłam na łóżku, wygładzając luźny t-shirt, który Harry pożyczył mi wczoraj. To była jedyna część, którą dokładnie pamiętałam. To czego nie pamiętałam to fakt, że to koszulka Pink Floyd, podobna do tej, którą nosił wczoraj, ale większa. Prześledziłam wzrokiem po literach na niej i uśmiechnęłam się lekko, zanim usłyszałam kroki, kiedy wracał do pokoju, już w pełni ubrany.
- Potrzebujesz czegoś do ubrania? - spytał, patrząc na moją koszulkę. To było zdecydowanie za duże na mojej małej klatce i zdecydowanie za krótkie. Sama siebie zaskoczyłam tym, że nie zapytałam o dresy czy coś, ale nie bardzo o to dbałam.
- Mogę po prostu założyć moje stare ubrania, jeśli chcesz. - zaproponowałam, oceniając jego reakcję. Wydawał się być uważny i niezdecydowany.
- To może być niewygodne. - odpowiedział. - Twoje jeansy są dość ciasne.
- Zauważyłeś to?
Niezręczna cisza nastąpiła po moim żartobliwym komentarzu. Byłam zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć, a Harry wydawał się być zarówno rozbawiony jak i ciekawy. Nie byłam przyzwyczajona do żartowania z ludzi, poza Shane'm, ale to nigdy nie wyglądało w ten sposób. Shane był po prostu przygłupem, który za dużo pił. Harry był mroczny, niebezpieczny, ale do tego pokazywał się od strony, której nigdy bym się nie spodziewała. Opiekuńczej, słodkiej, delikatnej. Czułam, że on wiedział coś o mojej przeszłości i miał to na uwadze.
- Zauważyłem. - odpowiedział po chwili, unosząc lekko brwi. - Więc myślę, że powinnaś po prostu założyć to. - nie zauważyłam ubrań w jego rękach, dopóki nie rzucił ich na łóżko: zapinana, flanelowa koszula i szare spodnie dresowe.
- Mogę zatrzymać tą koszulę? - spytałam, patrząc na nią. Widziałam, że kąciki jego ust nieznacznie się podniosły. - Jasne. Dam ci trochę prywatności.
Skinęłam głową, czekając aż wyjdzie z pokoju i naciągnęłam na siebie dresy. Naprawdę nie potrzebowałam zbyt dużo prywatności. Niewiele zmieniłam. Ale myślę, że dawał mi po prostu trochę czasu dla siebie i to było potrzebne.
Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na łóżku Harry'ego, zastanawiając się jak udało mi się znaleźć w takiej sytuacji.
Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że miałam szczęście, będąc właśnie tutaj. Nie obchodziło mnie jak bardzo niebezpieczny był. Nie był tą osobą przy mnie, lub przynajmniej nie pokazywał tej strony. Był powodem, że żyję, bo byłam prawie pewna, że osoba która oddała strzał była tą, której nie chciałam nigdy więcej zobaczyć, ale ona chciała mnie.
Wzdrygnęłam się na tę myśl i nagle poczułam strach, siedząc sama w sypialni Harry'ego. Zerwałam się na równe nogi i poszłam szybko do połączenia kuchni, jadalni i salonu. Będę musiała to po prostu nazywać 'dużym pokojem'.
Zauważyłam go przy kuchence. Był odwrócony plecami do mnie i przewracał coś na patelni. Czułam zapach bekonu i natychmiast uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Tak naprawdę nigdy nie miałam czasu na jedzenie śniadań, a nawet w weekendy nie miałam nikogo, kto mógłby mi je zrobić, ponieważ nie byłam dobra w gotowaniu, więc to było miłe.
Podeszłam do niego powoli, opierając się o blat obok i popatrzyłam na mięso, które zaczęło stawać się chrupiące.
- Lubisz gotować? - spytałam nagle zaciekawiona.
Zawahał się. - Ta... Tak, lubię. Ale zazwyczaj nie mam dobrego powodu.
- Więc co jest twoim powodem dzisiaj? - zapytałam.
- Ty. - odpowiedział krótko.
Patrzyłam na bok jego twarzy przez chwilę, starając się zrozumieć jego dziwne zmiany nastrojów. Raz był niebezpiecznym twardzielem, nie chcącym ode mnie nic więcej, tylko zostać jak najdalej. W następnej chwili ratował moje życie, będąc przy mnie ostrożnym i robił mi śniadanie. To wszystko zdarzyło się za szybko, bym mogła nadążyć.
Wybrałam się do ogromnego stołu i policzyłam siedzenia: szesnaście. Było po pięć po dłuższych stronach i trzy przy krótszych bokach. Zastanawiałam się po co Harry'emu taki duży stół. Wiedziałam, że był w gangu, ale czy członkowie gangu mają regularne spotkania w domach jednego z nich?
- Jesteś głodna? - nagłe pytanie Harry'ego sprawiło, że podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę, kiwając głową i uśmiechnęłam się lekko, widząc talerz z jajkami i bekonem w jego rękach.
- Nie jadłbym tutaj, gdybym był tobą. - dodał, gdy powoli szłam do stołu. Zatrzymałam się, zerkając na niego przez ramię z zaciekawieniem. - Po prostu uwierz mi na słowo. - powiedział stanowczo, wracając do kuchni.
Udałam się do salonu, ale zatrzymałam gwałtownie, przypominając sobie sytuację z kanapy. Więc zostaję mi podłoga.
Przypuszczam, że to może być dla niego dziwne, gdy wróci ze swoim talerzem i zastanie mnie na podłodze przy ścianie do jego sypialni, ale nie obchodziło mnie to. Po chwili wahania usiadł na przeciwko mnie, a wyraz jego twarzy był pusty.
- Mm, dobrze gotujesz. - powiedziałam, po spróbowaniu bekonu. Był gorący, ale pyszny.
- Dziękuję. - odpowiedział. - Zawsze chciałem być kucharzem, gdy byłem młodszy.
Patrzyłam na niego zaskoczona, tym jak łatwo opowiadał o swojej przeszłości. Nie otwierałam się szybko, więc zszokowało mnie, że on był osobą, która to robiła. To wykazało zaufanie i mój żołądek przewrócił się w nieprzyjemnie przyjemny sposób.
- Więc co się stało? - zapytałam delikatnie, umierając teraz, by dowiedzieć się o nim więcej.
Zaśmiał się, ale to było gorzkie. - Dużo.
Porzuciłam temat, wiedząc, że nic więcej mi nie powie i zjedliśmy w ciszy. Jedynymi dźwiękami były widelce uderzane o talerze i sporadyczne zmienianie przez nas pozycji.
- Harry... Ja... Dziękuję. - wyrzuciłam z siebie w końcu.
- Za?
- Wszystko. - przyznałam, patrząc nieśmiało w jego oczy. - Byłabym teraz martwa, gdyby nie ty.
- Dlaczego tak mówisz? - przechylił głowę na bok, patrząc na mnie.
- Ja... - zatrzymałam się, nie będąc pewna co powinnam powiedzieć. To wszystko miało sens. Mogłam zostać postrzelona, nieważne kim był strzelec. Wiedziałam, że prawie umarłam i byłam prawie pewna tożsamości strzelca. Myślę, że Harry wiedział, że umarłabym mimo wszystko, ale było coś innego w jego pytaniu. Wiedział też, że nie mówię mu o wszystkim.
A wtedy uratował mnie dzwonek do drzwi. Zadzwonił trzy razy, ostro i wyczekująco. Przy ostatnim razie oczywistym było, że ktoś przytrzymał go na dwie/trzy sekundy.
Harry zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały. - Cholera.
- Co się stało? - spytałam niepewnie, gdy podchodził do drzwi. Oczywiście nie otrzymałam odpowiedzi, kiedy otwierał drzwi, jego ruchy wskazywały na to, że był zły.
- Co ty tu do cholery robisz? - splunął.
- Uspokój się do cholery, Harry. - rozpoznałam prawidłowo głos Quiffa i zobaczyłam jego kruczoczarne włosy nad ramieniem Harry'ego. - Wiesz dlaczego tu jestem.
- Po prostu powiedz mi co się stało. - Harry odwarknął. - Jesteś w niebezpieczeństwie, będąc tutaj z ni- - a wtedy się zatrzymał, powoli odwracając głowę, by spojrzeć na mnie, jakby przypominając sobie o mojej obecności.
- Dlaczego nie pójdziesz do sypialni? - spytał, a jego głoś niebezpiecznie się uspokoił. - Możesz dokończyć tam śniadanie.
Skinęłam pospiesznie, sięgając po swój talerz, ale ponownie mnie zamroziło, gdy usłyszałam jego słowa, jednak tym razem jego głos był szyderczy. - Ona ma na sobie twoje ubrania, co? Już ją przeleciałeś, stary? Myślałem, że możesz wstrzymać się ten jeden raz, no wiesz, dostać się do jej majtek później, gdy ci zaufa. Może wtedy przynajmniej dostałbyś dobre bzykanko przed rzuceniem jej-
Natychmiast po jego słowach poczułam łzy w oczach. Wypłynęło ich więcej niż powinno, na myśl o Harry'm robiącym mi coś takiego.
- Nie jestem jak ty, Zayn. - Harry przerwał mu, a jego głos był chłodny. - Przynajmniej nie teraz. I na prawdę nie mam na to teraz czasu. Więc powiedz mi wszystko albo wyjdź. - fakt, że nie stracił zimnej krwi mnie zdziwił.
Zayn nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, jednak zaczął mówić Harry'emu o tym, o czym musiał, podczas gdy ja weszłam cicho do jego sypialni. Byłam zmuszona słuchać dalej, by wiedzieć co się dzieje, ale to nie było dla mnie. Harry był częścią gangu, a ja byłam tylko niewinną dziewczyną, zamieszaną w to całe bagno.
Słowa Zayn'a sprawiły, że czuję się dziwnie. Zachowywał się, jakbym była jedną z tych dziewczyn, które Harry zabiera tylko na, jak to ujął, dobre bzykanko. Wzdrygnęłam się na myśl o kontakcie intymnym z kimkolwiek. Nie teraz.
Odpowiedź Harry'ego sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej. Przynajmniej nie teraz. Czy to oznaczało, że w normalnych warunkach by to zrobił? Przelecieć i rzucić? Nie mogłam sobie wyobrazić takiego Harry'ego w stosunku do mnie. Z inną dziewczyną, może, ale jak tylko to sobie wyobraziłam, miałam nadzieję, że tak nie było. Nie chciałam myśleć o nim w takim sensie z kimś innym.
Przesunęłam się w tył jego łóżka, poprawiając poduszki i dokończyłam swoje śniadanie. Ledwo czułam smak jedzenia, gdy je żułam. Jedzenie wydawało się nieistotne. Wszystko co czułam to pustka. Pustka i smutek.
Wydawało się, że minęły godziny, zanim Harry wrócił do pokoju. Był zły, a jego oczy jak zwykle pokryły się ciemną warstwą. Czułam się przytłoczona przez to, że gdy w końcu zaczęliśmy rozmawiać o tym co się dzieje, ktoś nam przerwał. Jasne, nie byłam zbyt chętna na odpowiadanie na jego pytania, ale było łatwiej, gdy nie był kompletnie wkurzony.
Obserwowałam go, gdy szybko wszedł do garderoby i wrócił ze swoją skórzaną kurtką. Usiadł na brzegu łóżka i założył swoje buty.
- Idziesz gdzieś? - spytałam cicho. Przestał zawiązywać buty i przeniósł wzrok na mnie, wyraz jego twarzy trochę zmiękł.
- Tak, ale wrócę bardzo szybko, dobrze? - odpowiedział. - Góra dwadzieścia minut.
- D-dobrze. - byłam sama przez długi okres czasu, przywykłam już do tego, ale teraz się bałam. Coś się dzieje i byłam pewna, że jestem w pobliżu zagrożenia. Już nie czułam się bezpiecznie sama.
- Jesteś bezpieczna, księżniczko. Obiecuję. - jego głos był łagodny i powiedział to, jakby czytał w moich myślach.
- Naprawdę nie jestem. - mruknęłam.
Zmrużył delikatnie powieki. - Ufasz mi?
Zawahałam się. - Tak. - w niektórym sensie mu ufałam, ale w innym nie byłam zupełnie pewna jak się czułam.
- Jesteś bezpieczna. - powtórzył powoli, a jego oczy miały odcień węgla.
- Dobrze. - szepnęłam.
Harry zachowywał się tak ostrożnie w stosunku do mnie, że zaskoczyło mnie, gdy powoli usiadł obok mnie, łapiąc moją dłoń i patrzył w dół, kontynuując mówienie.
- Przy mnie będziesz bezpieczna. Nieważne co się stanie.
***
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
czwartek, 2 października 2014
Rozdział 07.
Gapiłam się w ciemne oczy Harry'ego, a mój umysł pracował kilkanaście razy szybciej niż zazwyczaj, gdy przetwarzałam jego słowa. Nie mogłam znaleźć w nich żadnego sensu, nic do siebie nie pasowało. Jego oczy wciąż były ciemne, a usta zaciśnięte w wąską linię. Ale jego słowa były miękkie i ciche, nie pasowało to do jego wyrazu twarzy, gdy mnie obserwował.
- Co to znaczy? - odetchnęłam.
- To znaczy, że nigdzie się nie wybierasz, księżniczko. - odpowiedział, a przewaga była wyczuwalna w jego głosie.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie było sensu się z nim kłócić. Tak czy inaczej, i tak by wygrał, miał za dużo argumentów. Po pierwsze, on wiedział co robi, ja niezupełnie. Byłam pewna, że gdy tylko weszłam do domu, mógłby mnie przycisnąć do ściany. Po drugie, miał rację. Nawet jeśli był niebezpieczny, wiedziałam, że nie był bezpośrednim zagrożeniem dla mnie. Zagrożenie było znów na miejscu mojej pracy, wystrzał. Ta myśl sprawiła, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Czułam się niepewnie ze świadomością, że ktoś był w miejscu mojej pracy z bronią.
Olivia była z tym związana i pomimo jej złego zachowania w ostatnim czasie, nie poradziłabym sobie z tym, że coś jej się stało. Nawet to, że coś mogło stać się Heidi, sprawiało, że mój żołądek wywracał się z nerwów. Ona mogła być najsurowszym szefem na świecie, ale to nie znaczyło, że chciałam jej śmierci. To wszystko stało się tak szybko.
Nie byłam w stanie udźwignąć ciężaru, który spoczywał na moich ramionach. Byłam pewna, że zabójca czekał na mnie. I miałam całkiem dobry pomysł, kim mógłby on być.
Poczułam świst powietrza wokół mnie, a podłoga zaczęła się niebezpiecznie zbliżać.
___
Zamrugałam oczyma, siadając natychmiastowo. Nie wiedziałam gdzie jestem i co tu robię, ale byłam pewna, że nie jestem w swoim mieszkaniu. Jedyną dobrą rzeczą, którą mogłam odróżnić było to, że nie miałam żadnych koszmarów. To było dziwnie odprężające, nie doświadczać przeszłości w kółko w swoim śnie.
Rozejrzałam się po pokoju. Wydawał się całkiem znajomy.
Było trochę przypadkowych ubrań porozrzucanych po pokoju: męskich ubrań. Mogłam zobaczyć zamknięte drzwi do łazienki i coś, co wyglądało jak garderoba. Część ściany była pokryta zdjęciami w krwistoczerwonych ramkach, ale twarze nie były widoczne z mojego miejsca na łóżku rozmiaru małżeńskiego.
Dopiero, gdy zobaczyłam znajomą, skórzaną kurtkę, niedbale przerzuconą przez krawędź łóżka, zdałam sobie sprawę z tego gdzie jestem. To wszystko wydawało się dla mnie być tylko odległym snem, ale rzeczywistość szybko o sobie przypomniała.
Zastanawiałam się dlaczego i jak zasnęłam. Nie pamiętałam tej części. Wiedziałam tylko, że nie mogę opuścić tego miejsca. Harry tak powiedział.
Jak na zawołanie, drzwi od łazienki się otworzyły, sprawiając, że na ziemi pojawiło się dużo sztucznego światła. Wtuliłam się bardziej w miękkie poduszki i koc, patrząc z zaciekawieniem jak Harry wychodzi i od razu poczułam się zakłopotana, gdy jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik przewieszony nisko przez jego biodra. Odwróciłam szybko wzrok, a moje policzki się zarumieniły.
- Dzień dobry, księżniczko. - podskoczyłam na jego głos, niski i ochrypły. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on zauważył, że już nie śpię.
- D-dobry. - odpowiedziałam z zakłopotaniem.
- Co się stało? - spytał, a jego głos przestał byc spokojny, a zmienił w czujny. Spojrzałam w górę, widząc jak odgarnia swoje włosy z twarzy, po czym uważnie rozgląda po pokoju.
- Oh, nic! - odpowiedziałam, a zabrzmiało to prawie realistycznie. Powiedziałam to tak wiele razy w przeszłości - do Seth'a, Shane'a i Elijah - że potrafię skłamać, niemal niełamiącym się głosem. Prawie. Harry zauważył.
- Kłamca. - powiedział, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Ciągła obecność ciemności w jego oczach zaczynała mnie nudzić. Chciałam zobaczyć jak wyglądają naprawdę. Chciałam zobaczy go, gdy będzie szczęśliwy i uśmiechnięty. Jeśli o to chodzi, nie widziałam jeszcze jego uśmiechu ani nie słyszałam śmiechu. Zadanie zaakceptowane.
- Ja... - zamarłam. Nie miałam odpowiedzi. Co miałam odpowiedzieć? Oh tak, Harry, kłamię ci właśnie prosto w oczy.
- Powiedz mi, co jest nie tak. - namawiał, zbliżając się powoli do mojej strony łóżka. Moja twarz ponownie się zaczerwieniła, więc odwróciłam wzrok na ścianę za nim.
Czekał w milczeniu, a ja wiedziałam, że w końcu będę musiała odpowiedziec.
- Mógłbyś może... założyć jakieś spodnie, proszę? - mruknęłam niemal bezgłośnie, unikając patrzenia na niego.
Jego cichy śmiech sprawił, że od razu na niego spojrzałam. Moja szczęka opadła do ziemi, gdy zobaczyłam piękny uśmiech na jego ustach. Miał dołeczki. Dołeczki. Cóż, jeśli wcześniej nie byłam odurzona, teraz zdecydowanie jestem. Dołeczki. Na litość boską.
Ale jego oczy wciąż były ciemne. I to mi przeszkadzało.
- Sprawiam, że się denerwujesz? - jego głos był niski, ale tym razem nie wyczuwałam w nim w ogóle zagrożenia. Bardziej humor. Czarny humor, byc może, ale humor.
- Nie. - skłamałam, starając się utrzymać swój głos gładki.
- Kłamca. - powtórzył, jednak tym razem uśmiech był na jego ustach, a dołeczki na policzkach.
Ostentacyjnie odwróciłam głowę, nie chcąc ciągnąc dalej tej rozmowy. Zaczęła schodzić na temat, który nie za bardzo mi się podobał. Byłam na to zbyt wrażliwa i choć nienawidziłem tego faktu, nie mogłam nic z tym zrobić.
- Alice. - jego głos stracił swoją delikatność i humor. Zignorowałam go.
- Spójrz na mnie. - to nie była prośba, to było polecenie.
Niechętnie na niego spojrzałam, a moje jasnoniebieskie oczy spotkały się z jego ciemnozielonymi. Jego uśmiech już zniknął, a zastąpiła go powaga. - Sprawiłem, że czujesz się niekomfortowo? - jego słowa mnie zdziwiły, bo nie był w ogóle rozbawiony. Był całkowicie poważny, a cały humor zniknął.
- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jestem pewna, że od razu wyczułby, że kłamię, więc to nie miało sensu.
- Przepraszam. - jego słowa były szczere, a ja czułam jak moje oczy się rozszerzają. Nie spodziewałam się przeprosin. To nie jego wina, że najmniejsze rzeczy mi przeszkadzały. W pewnym sensie to była moja wina. Zostałam z Seth'em i pozwoliłam na to, żeby tak na mnie wpłynął. Psychicznie i fizycznie. Ale powinnam coś z tym zrobić. Powiedzieć Shane'owi lub Elijah i wydostać się z tego.
Odwróciłam wzrok od jego oczu, przenosząc go na czerwoną pościel. - Jest w porządku.
Nie odpowiedział. Słyszałam jego kroki, gdy podchodził do garderoby i zamknął za sobą drzwi, dając mi kilka minut na swoje przemyślenia, bez jego gapienia się na mnie.
Miałam tak wiele pytań, ale one nigdy nie opuściłyby moich ust. Najbardziej chciałam wiedzieć o co chodzi. Dlaczego Harry miałby trzymać mnie w swoim domu? Co stało się wtedy w mojej pracy? Czy kiedykolwiek będę mogła znów wyjść? Czy kiedykolwiek uda mi się wyjść z tego całego chaosu tworzącego się wokół mnie?
Wtedy wrócił Harry, przerywając moje myśli. Zmierzyłam go wzrokiem. Miał teraz na sobie koszulkę z logo Pink Floyd i czarne, obcisłe jeansy.
- Lubię Pink Floyd. - skomentowałam, wskazując na jego koszulkę. Spojrzał w dół i krótki uśmiech błysnął na jego twarzy. - A ty?
- Ta, właściwie to jeden z moich ulubionych zespołów. - wyjaśniłam, ponownie się czerwieniąc, gdy gapił się na mnie. - Mój też.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. - Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
- Wish you were here. - odpowiedział niemal natychmiast, a kąciki jego ust zadrżały w zbliżającym się uśmiechu.
- Naprawdę? - moje oczy rozszerzyły się lekko. - Moja też. Co w niej lubisz?
Wydawał się wahać i widziałam cień ciekawości na jego twarzy, po czym wzruszył ramionami i oparł się o ścianę. - Lubię głownię jeden wers. We're just to lost souls, swimming in a fish bowl. To mi dość bliskie.
- Oh. - mruknęłam.
- Dlaczego ci się podoba? - spytał, a jego głos stał się nagle delikatny.
- Cóż... Myślę, że to przez znaczenie. - zaczęłam wyjaśnianie. - Sposób w jaki to interpretuje to to, że wokaliście kogoś brakuje i marzą o tym, by oni tam byli, ale po prostu nie mogą, bo nie ma tam nic nowego.
Zamrugał, zdecydowanie zdziwiony moją odpowiedzią. - Za kim tęsknisz, Alice? - szepnął po chwili. Jego pytanie zbiło mnie z tropu bardziej niż go moja odpowiedź.
- Ja... - spojrzałam w dół na swoje dłonie. - Um, za moim bratem. Jest po prostu... bardzo zajęty.
Spojrzałam w górę, gdy Harry nie odpowiedział. Zauważyłam jego wzrok na mnie. - Musi byc ciężko. - powiedział, gdy tylko nasze oczy się spotkały.
- Jestem już dużą dziewczynką. - wzruszyłam ramionami.
- To nie znaczy, że zawsze potrafisz o siebie sama zadbać.
- A co to znaczy?
- Czasami potrzebujesz małej pomocy.
Czułam, że zaczynam stawać się bardziej obronna i wypuściłam oddech. Harry miał wiele stron, ale nie sądziłam, że będzie oceniał. Zrobiłby za dużo rzeczy, żeby teraz oceniać. To nie byłoby fair.
- Oferujesz ją? - słowa wyszły z moich ust szeptem i od razu pożałowałam, że je zadałam, gdy widziałam jak jego oczy ciemnieją.
- Nie teraz, księżniczko. - jego głos nie był wredny, ale surowy i miałam wrażenie, że ta surowość nie była skierowana do mnie. Tylko do niego.
- Jak się tutaj znalazłam? - spytałam nagle.
To pytanie nurtowało mnie już przez dłuższą chwilę. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu zaśnięcia, a tym bardziej zasypiania w jego łóżku. Moje ubrania nie były w ogóle naruszone, co było dobre, ale wciąż nie miałam pojęcia co zrobiłam.
Skrzywił się. - Zemdlałaś.
- Ja-co?
- Tam. - wskazał na zamknięte drzwi, prowadzące do dużego pokoju: kuchni/salonu/jadalni. - Mówiłem ci, że masz tutaj zostać i wydawałaś się trochę odległa na moment, a potem... upadłaś. Ale cię złapałem. - dodał bardziej łagodnym tonem.
- I przyniosłeś mnie tutaj? - szepnęłam.
- Tak. - skinął powoli głową, przyglądając się mojej reakcji. - To ci przeszkadza?
Myślałam o tym. Czy to mi przeszkadza? Musiał mnie tutaj przynieść, trzymając mnie pod plecami i nogami. Myśl o tym kontakcie sprawiał, że czułam się trochę niekomfortowo, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry nie był taki jak Seth. Może był mordercą, naprawdę nie wiem, ale nie nadużył mnie seksualnie we śnie i to sprawiło, że zaufałam mu trochę bardziej.
- Nie. - odpowiedziałam z całą pewnością. I tym razem miałam to na myśli.
Skinął głową i komfortowa cisza zapanowała w pomieszczeniu.
Harry był miły w dziwny sposób. Były chwile, gdy z jego oczu pałał gniew i jego ten mógł się zmienić na ciemny i groźny, ale w drugiej sekundzie jest delikatny i ma miękki głos. Zastanawiałam się czy mógł stwierdzić, że byłam ostatnio tak załamana.
Mój brzuch nagle burknął, przerywając milczenie i bardzo mnie zawstydzając.
- Głodna? - Harry uniósł brew.
Zarumieniłam się. - Trochę. - powiedziałam półprawdę. Umierałam z głodu.
- Więc dobrze, że lubię gotować.
___
Jest duża różnica między tym, że ktoś lubi gotować, a naprawdę robi to dobrze. Na szczęście Harry miał całkiem przyzwoite umiejętności kulinarne. Lub może fakt, że byłam tak bardzo głodna sprawił, że nie zwracałam uwagi na to, co jadłam.
Leżałam skulona je jego kanapie po zjedzeniu całkiem dużej porcji makaronu. Telewizor nie był włączony, ale podobało mi się to milczenie. Szkoda tylko, że nie miałam przy sobie żadnej książki. Książki czyniły dla mnie cuda. One cudownie potrafiły odwrócić uwagę od wszystkiego. A rozproszenie było tym, czego właśnie potrzebowałam.
Poczułam jak coś delikatnie mnie odkrywa i podniosłam głowę by spojrzeć na Harry'ego, który przykrywał mnie kocem.
- Nie śpisz. - powiedział wprost.
- Nie...
- Miałaś zamknięte oczy. - odpowiedział, a jego głos był prawie monotonny. - Myślałem, że możesz spać.
- Oh. - aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmęczona byłam. Stłumiłam ziewnięcie, a uśmiech przekroczył jego możliwości.
- Jesteś zmęczona. - powiedział cicho. - Prześpij się.
- Nie chcę. - mruknęłam, gapiąc się w jego ciemne oczy.
Wydawało mi się, że rozważał coś, biorąc pod uwagę jego ekspresję.
Nie chciałam spać. Nawet jeśli byłam zmęczona, byłam też przestraszona. Wiedziałam, że gdy tylko spróbuję, mój mózg zacznie przetwarzać wydarzenia z kilku ostatnich dni, a następnie zaczęłyby się koszmary. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczyć kolejny flashback ze swojej przeszłości.
- Dlaczego?
- Boję się. - wiedziałam, że zada kolejne pytanie, więc musiałam przygotować sobie odpowiedź. Nie byłam jedną z tych osób, które szybko się otwierają, żeby opowiedziec mu o Seth'ie, chociaż zgaduję, że wie coś na ten temat lub przynajmniej się domyśla. Więc musiałam wykorzystać coś, co nie było do końca prawdą, ale powinnam się tego bać w tych okolicznościach.
- Dlaczego? - no i jest.
- Boję się tego co stało się dzisiaj. - wymamrotałam,odwracając wzrok. - Chcę o tym zapomnieć.
- Zaopiekuję się tobą. - jego słowa mnie zaskoczyły. Popatrzyłam w górę. Jego oczy były jeszcze ciemne, ale szczere. Wydawał się byc sympatyczny i trochę smutny, jednak nie mogłam stwierdzić dlaczego.
- Nie potrzebuję twojej ochrony. - naprawdę jej nie chciałam. Sama zajmowałam się sobą przez bardzo długi okres czasu. Mój ojciec i brat mieli inne, niebezpieczne życie beze mnie. Shane tam był, ale zazwyczaj był pijany albo po prostu sobą, ale i tak go kocham, za to, że nie był cały czas przy mnie jako ochroniarz. Nie potrzebowałam niczyjej ochrony.
- Potrzebujesz. - nie zgodził się, a jego głos był płaski i mroczny. - A teraz idź spac, Alice. Jesteś zmęczona. Nie pozwolę niczemu cię skrzywdzić.
- Tylko dzisiaj. - szepnęłam.
Uniósł pytająco swoją brew.
- Nie potrzebuję twojego- - otworzył usta, by zaprotestować, jednak wyprzedziłam go. - Nie chcę twojej ochrony. Tylko dzisiaj.
Jego oczy pociemniały bardziej, ale skinął zanim zniknął w swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi.
Już dawno nie płakałam przed snem, poza moją wczorajszą retrospekcją, ale nagle pojawiły się w moich oczach i jedyne co mogłam zrobić, to pozwolić im wypłynąć. Mój oddech powoli stawał się płytszy, a po chwili odpłynęłam.
___
Gruba warstwa dymu unosiła się w powietrzu. Ciemna chmura sprawiała, że ciężko było widzieć i oddychać. Moje płuca zapiekły, gdy próbowałam znaleźć wyjście z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Czułam krawędź drzwi i chłodną klamkę, jednak nawet gdy nimi potrząsnęłam nawet nie drgnęły.
Zaczęłam w nie bezsensownie uderzać, jednak nikt tego nie słyszał.
Drapałam je paznokciami, mając nadzieję, że to w jakiś sposób mnie uratuje.
Kopnęłam je słabo, jednak nie miałam wystarczająco siły, by je otworzyć.
Ale moje próby były słabe i beznadziejne. Mój oddech stawał się powolniejszy i płytszy. Obraz zaczął stawac się rozmazany i mogłam poczuć dym w sobie. Nie miałam śliny w gardle i walczyłam, aby nie wdychać popiołu.
A wtedy ktoś nacisnął przycisk, dym zaczął się rozpraszać. Powoli i stopniowo zaczęło się pojawiać świeże powietrze. Były za mną drzwi, do których byłam przyciśnięta, ale znalazłam się w ogrodzie.
To było małe, okrągłe i otoczone wysokimi drzewami. Był tutaj staw pełen ryb i mostek, wystarczająco duży, żeby przeszły po nim dwie osoby, a za tym altanka.
Jakaś figura stała tam w cieniu, ale nawet stąd mogłam zobaczyć wysokiego i chudego mężczyznę z lokami na głowie. Uczucie ulgi przeszło przeze mnie i wypuściłam oddech, a moje płuca nie musiały już walczyć z wysiłkiem, tylko mogłam odetchnąć czystym i świeżym powietrzem.
Delikatny dźwięk zaalarmował jego czujność i odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę. Chociaż nie mogłam zobaczyć dokładnie jego twarzy, czułam jak jego zielone oczy patrzą w moje.
Powoli, ale pewnie poszedł wzdłuż długości altanki i zszedł po schodach aż znalazł się na słońcu, a jego cechy były teraz widoczne.
Jego napięta postawa, ustawienie ust i ciemność w jego oczach w ogóle nie pasowała scenerii, w jakiej się znajdował. Jego twarz była prawie przerażająca i to nie pasowało szczęśliwemu otoczeniu.
Chciałam do niego podejść i zapytać o co chodzi, ale moje stopy były przyrośnięte do ziemi.
A wtedy, nagle, kolejna postać wyszła zza altanki. To było tak, jakby stała tam przez cały czas, ale po prostu jej jeszcze nie zauważyłam. On stał bliżej krawędzi, więc gdy przesunął się o krok do przodu był już na słońcu, w odległości tylko kilku metrów od Harry'ego. Przerażająco i niebezpiecznie.
Na twarzy Seth'a pojawił się chytry uśmiech. Jego oczy były lodowate, gdy patrzył na mnie, przerażoną. Bałam się jego obecności, choc wydawał mi się mniej groźny niż Harry. Ale Harry nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie.
Wtedy, w mgnieniu oka, broń pojawiła się w dłoni Seth'a z palcem na spuście. Mój przerywany oddech nie wydawał się do nich trafiać ani moje krzyki z pytaniem "co się dzieje?!". Seth przechylił głowę w bok, a ja od razu skupiłam się na Harrym, błagając go, aby obronił mnie przed nieuchronnym końcem.
Słyszałam pociągnięcie za spust, a broń wystrzeliła. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był ruch ust Harry'ego w ostatnim ostrzeżeniu: biegnij.
Obiecał, że będzie mnie bronił. A wtedy mnie zawiódł.
***
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
wtorek, 23 września 2014
Rozdział 06.
Jestem głupia. Jestem najgłupszą kobietą na ziemi. Skreślcie to. Jestem najgłupszym człowiekiem na świecie. Jestem tak cholernie głupia.
Nie wydaje mi się, ze w ogóle jestem w stanie zrozumieć stan zagrożenia w jakim się znalazłam. Powinnam odmówić, gdy Heidi dala mi to zadanie. Powinnam zostać w domu czytając Zmierzch z moja herbatą i wciąż odwozić Shane'a do domu. Powinnam nigdy nie spotkać osoby siedzącej teraz obok mnie z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy tak, ze kostki stały się białe.
- Jak masz na imię? - te słowa wypłynęły z moich ust, zanim zdążyłam je przemyśleć. Przerwały one niezręczna cisze wokół nas, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Jego oczy wpatrywały się w drogę przed nami. Zastanawiałam się czy mnie ignoruje czy po prostu jest mocno skoncentrowany. Miałam nadzieję, że to drugie.
Nagle zostałam wyrzucona do przodu, a pas bezpieczeństwa boleśnie owinął się wokół mojej klatki piersiowej, gdy samochód się zatrzymał. Nie zwracałam większej uwagi na kierunek naszej jazdy, ale teraz byliśmy miedzy dwoma budynkami, wyglądającymi jak jakieś magazyny. To była jedna z ciemniejszych stron miasta, ta, w której nigdy nie powinnam się znajdować. W normalnych warunkach nie byłoby mnie tutaj, ale nic w moim życiu nie wydawało się normalne w ciągu ostatnich kilku dni.
- Zostań tutaj. - mruknął szybko, wychodząc z auta i zamykając za sobą drzwi, a ja popatrzyłam na niego. Zmarszczyłam zmieszana brwi, zostając w swoim miejscu i tylko patrzyłam na to co robi.
Zauważyłam kolejna osobę na pustej ścianie magazynu. Wydawał się być znajomy. Czarna grzywka na jego głowie była rozpoznawalna... to był jeden z pozostałych członków gangu Stylesa. Palił papierosa, patrząc spokojnie na kolegę z gangu, gdy ten się zbliżał. Szkoda, ze nie mogłam usłyszeć o czym rozmawiają, bo gdy tylko Styles zaczął mówić, Quiff zgasił papierosa i odsunął się od ściany, a na jego twarzy pojawiła się złość.
Odwróciłam się gwałtownie do przodu, gdy Styles zaczął wracać do auta, ale zamiast wsiąść od strony kierowcy on otworzył moje drzwi. - Chodź. - powiedział, a jego głos był niski i chłodny. Ale ja się nie ruszyłam. Byłam jak zamrożona. Tyle wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu minut, ze to było trudne do przetworzenia. Nie potrafiłam poskładać tego do kupy.
Najpierw, tajemniczy chłopak, który uratował moje życie kilka dni po tym, gdy ja uratowałam jego, pojawia się w mojej pracy i zada, żebym została w domu, choćby nie wiem co. Wystrzał z broni sprawi, ze musiałam zaufać nieznajomemu, którego mogłam zidentyfikować jako "Stylesa", a teraz byłam tutaj, siedząc w alejce z dwoma członkami gangu, którzy najwyraźniej byli źli. Jestem zdecydowanie głupia.
- Nie mam na to czasu. - te słowa wyszły z jego ust tak szybko, ze nie byłam pewna czy naprawdę je wypowiedział, ale w następnej chwili odpiął mój pas i wyciągnął mnie z auta. Tak szybko jak stanęłam prosto, musiałam złapać drzwi, by nie stracić równowagi.
Odszedł, a ja odsunęłam się od auta, zamykając drzwi i zaczęłam iść w stronę Quiff'a. Przyspieszyłam, by w końcu zrozumieć co się do cholery dzieje, ale złapałam tylko kawałek zdania. - ...i niebezpieczne. Zajmę się nią.
Otrzeźwiałam trochę,słysząc końcówkę. Biorąc pod uwagę, ze byłam jedyna "nią" w pobliżu, musieli mowić o mnie. Ale niby dlaczego miałby się mną zajmować? Co się do cholery dzieje?
Quiff się zawahał. - Jesteś pewny, stary? Możemy pomóc-
- Zajmę się tym. - Styles warknął. - Po prostu idź.
Quiff wypuścił oddech, ale skinął głową. Wziął klucze od Stylesa i szybko wsiadł do auta. Patrzyłam na nie, dopóki nie zniknęło nam z pola widzenia, po czym odwróciłam się. Styles patrzył na mnie, a ja nie potrafiłam wyczytać niczego z jego twarzy.
Poruszyłam się niespokojnie pod jego spojrzeniem, nie wiedząc co powinnam zrobić w tej sytuacji. Czułam się jakbym stała na rozwidleniu poskręcanych ścieżek. Jedna z nich prowadzi do ciemnego chaosu, a druga dokładnie tak samo. Obie były tajemnicze. Obie były niepewne. I obu się bałam.
- Harry.
Uniosłam brwi, zdziwiona jego nagłym oświadczeniem. - Co?
- Harry. - powtórzył, a jego oczy na moment się rozjaśniły. - To moje imię, Harry.
- Oh. - mruknęłam. Nie spodziewałam się, ze faktycznie poda mi swoje imię, po tym jak kompletnie olał mnie w samochodzie, a następnie udało mu się mnie z niego wyciągnąć. On był czujny. Tajemniczy. To było coś, co zarówno intrygowało, jak i irytowało mnie. - Jestem Alice.
- Nie pytałem. - jego odpowiedź była ostra. Walczyłam, by zachować naturalny wyraz twarzy, ponieważ jego odpowiedź trochę mnie obraziła. Czy to nie było uprzejme, żeby przedstawić się, po tym, gdy ktoś podaje ci swoje imię? - Ale jest ładne. - dodał cicho.
Moje policzki natychmiast się zaróżowiły, gdy spojrzałam w dol, lekko zdziwiona, ale również zadowolona z jego nagłego komplementu. - Dziękuje.
- Chodź, księżniczko. - powiedział, a jego głos nadal był delikatny. - Nie jest tutaj bezpiecznie.
Ponownie na niego spojrzałam. Jego oczy były ciemne,a wyraz twarzy pusty. Wiedziałam, ze był poważny. Skinęłam głową, ciekawa, gdzie teraz pójdziemy. Właśnie oddał samochód Quiff'owi,więc miałam nadzieje, ze to coś w odległości spaceru.
Byłam zaskoczona, gdy otworzył metalowe drzwi za nami, których wcześniej nie zauważyłam. Wydawały się stapiać z murem lub po prostu nie zwróciłam na nie uwagi przez okoliczności. Przepuścił mnie przed siebie i prawie potknęłam się na schodach, które znajdowały się od razu przy wejściu. Usłyszałam za sobą chichot, jednak postanowiłam go zignorować i skupić się na dalszym wejściu po schodach, by nie zrobić z siebie większego głupka.
Gdy tylko doszłam na górę, zauważyłam, ze drzwi są zamknięte i otworzyłam usta, gotowa, żeby powiedzieć o tym Harry'emu, ale on trzymał już w dłoni klucz, by je otworzyć.
Zastygłam w miejscu, gdy dotknął mojego ramienia, otwierając drzwi. Przez ten kontakt poczułam się nieswojo.
Popchnął drzwi i powoli odsunął się ode mnie. Moje mięśnie rozluźniły się niemal od razu.
Stałam teraz w dużym, przestronnym pokoju. Był tutaj telewizor i biała, skórzana kanapa w rogu i mała kuchnia w drugim. Masywny, prostokątny stół w jadalni zajmował większą część przestrzeni, poza pianinem, które nie wydaje się ani trochę na miejscu. Całe pomieszczenie mnie zaskoczyło. Było luksusowe. Coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Otwarte drzwi naprzeciwko mnie prowadziły do czegoś, co wydawało się sypialnia. Mogłam zobaczyć tylko połowę łóżka wielkości małżeńskiego. Narzuta nie była prosto nałożona, a poduszki były porozrzucane, jedna była nawet na podłodze.
- Ładne miejsce. - skomentowałam, przejeżdżając palcami po błyszczącym blacie.
- Wydajesz się być zaskoczona. - mruknął Harry. Spojrzałam na niego. Wciąż stoi przy drzwiach i śledzi moje ruchy swoim ciemnym spojrzeniem.
- Jestem. - przyznałam. Uśmieszek wkradł się na jego usta, gdy pokręcił rozbawiony głową i zakluczył za sobą drzwi. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, gdy wrócił na mnie wzrokiem. Cala moja pewność siebie nagle wyleciała przez okno. Zaledwie dwie minuty temu czułam się doskonale swobodnie, ale teraz już nie tak bardzo.
Ale rzecz w tym, ze od wystrzały z pistoletu nie czułam się ani trochę tak pewnie. To wszystko było sztuczne. Coś, co pozwoliło mi poczuć się lepiej, ale ciężkie mury, które zdawały się wszystko podtrzymywać, chyba powoli opadają. Wszystko było tak nierealne, ale wydawało się, ze utknęłam w środku czegoś bardzo niebezpiecznego.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? - mój głos ociekał strachem, czymś, czego nigdy nie chciałam pokazać. Strach był słabością. A ja nie byłam słaba. Przeszłam zbyt wiele, żeby być słaba.
- Możesz to nazwać Programem Ochrony Księżniczek. - uśmiechnał się, gdy szedł do przodu z przemyślanym spokojem. Wiedziałam, ze zauważył mój strach. Jestem pewna, ze jeśli mój głos tego nie zdradził, twarz tak. Tutaj było zbyt wiele niebezpieczeństwa, by się nie bać.
- Ha ha, bardzo śmieszne. - mruknęłam. - Ale mowie poważnie.
- Ja tez. - opowiedział, stojąc teraz tylko kilka centymetrów ode mnie. Jego uśmiech zniknął, utrzymując powagę, na twarzy jak i w glosie. - Myślę, ze zdajesz sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest ta sytuacja.
- A jaka jest sytuacja? - zmrużyłam oczy przez jego niejasność.
Harry wypuścił oddech, a jego wzrok na moment powędrował na sufit. - Odpowiem ci kiedy sam się dowiem.
Otworzyłam usta. - Sam nie wiesz co się dzieje, a ja jestem zakładnikiem tutaj?
Brew Harry'ego natychmiast się uniosła przez mój mały wybuch. Przypuszczam, ze zachowywałam się trochę bipolarnie, ale biorąc pod uwagę wszystko, co miałam na swoich ramionach wahania nastrojów było dozwolone, prawda? - Zakładnikiem? Nie jesteś zakładnikiem.
- Wiec wychodzę. - powiedziałam krotko, ledwo robiąc krok do przodu, bo Harry był tuz przede mną, a nasze klatki piersiowe prawie się stykały.
- To nie byłoby za mądre, księżniczko. - powiedział niskim, niebezpiecznym głosem. - Nie jestem kimś, kto chciałby robić komuś problemy. Śmiało, spróbuj wyjść. Sama przekonaj się, co się stanie. - to było rzucone wyzwanie w bardzo mroczny sposób. Teraz, jestem całkiem upartym człowiekiem, jeśli chodzi o to, ale nie sadze, za Harry to osoba, której chciałabym się postawić. Nigdy.
Cierpliwie czekał aż wykonam jakiś ruch, ale zostałam w miejscu, unikając jego spojrzenia. W końcu cofnął się o krok, gdy wiedział, ze nie będę niczego próbowała.
- Nie próbuj uciekać, księżniczko. - powiedział po chwili ciszy.
- Dlaczego? - mruknęłam, krzyżując ramiona na piersi. - Czy to niebezpieczne?
- Dokładnie.
- Jest niebezpiecznie tez tutaj. - przypomniałam mu cicho. To wydawało się zbić go z tropu. Jego oczy ponownie pociemniały. - I nie mówiłeś kilka razy, ze powinnam się trzymać z dala od siebie? Przeczysz samemu sobie.
Pochylił się lekko, tak, ze jego oczy były na poziomie moich. Niemożliwym było oderwanie się od jego przenikliwego spojrzenia.To przeraza mnie i intryguje w tym samym czasie.
- Nie przeczę samemu sobie. - jego słowa były tak ciche, ze ledwo je słyszałam. - Może jestem po prostu kłamcą.
Nie wydaje mi się, ze w ogóle jestem w stanie zrozumieć stan zagrożenia w jakim się znalazłam. Powinnam odmówić, gdy Heidi dala mi to zadanie. Powinnam zostać w domu czytając Zmierzch z moja herbatą i wciąż odwozić Shane'a do domu. Powinnam nigdy nie spotkać osoby siedzącej teraz obok mnie z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy tak, ze kostki stały się białe.
- Jak masz na imię? - te słowa wypłynęły z moich ust, zanim zdążyłam je przemyśleć. Przerwały one niezręczna cisze wokół nas, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Jego oczy wpatrywały się w drogę przed nami. Zastanawiałam się czy mnie ignoruje czy po prostu jest mocno skoncentrowany. Miałam nadzieję, że to drugie.
Nagle zostałam wyrzucona do przodu, a pas bezpieczeństwa boleśnie owinął się wokół mojej klatki piersiowej, gdy samochód się zatrzymał. Nie zwracałam większej uwagi na kierunek naszej jazdy, ale teraz byliśmy miedzy dwoma budynkami, wyglądającymi jak jakieś magazyny. To była jedna z ciemniejszych stron miasta, ta, w której nigdy nie powinnam się znajdować. W normalnych warunkach nie byłoby mnie tutaj, ale nic w moim życiu nie wydawało się normalne w ciągu ostatnich kilku dni.
- Zostań tutaj. - mruknął szybko, wychodząc z auta i zamykając za sobą drzwi, a ja popatrzyłam na niego. Zmarszczyłam zmieszana brwi, zostając w swoim miejscu i tylko patrzyłam na to co robi.
Zauważyłam kolejna osobę na pustej ścianie magazynu. Wydawał się być znajomy. Czarna grzywka na jego głowie była rozpoznawalna... to był jeden z pozostałych członków gangu Stylesa. Palił papierosa, patrząc spokojnie na kolegę z gangu, gdy ten się zbliżał. Szkoda, ze nie mogłam usłyszeć o czym rozmawiają, bo gdy tylko Styles zaczął mówić, Quiff zgasił papierosa i odsunął się od ściany, a na jego twarzy pojawiła się złość.
Odwróciłam się gwałtownie do przodu, gdy Styles zaczął wracać do auta, ale zamiast wsiąść od strony kierowcy on otworzył moje drzwi. - Chodź. - powiedział, a jego głos był niski i chłodny. Ale ja się nie ruszyłam. Byłam jak zamrożona. Tyle wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu minut, ze to było trudne do przetworzenia. Nie potrafiłam poskładać tego do kupy.
Najpierw, tajemniczy chłopak, który uratował moje życie kilka dni po tym, gdy ja uratowałam jego, pojawia się w mojej pracy i zada, żebym została w domu, choćby nie wiem co. Wystrzał z broni sprawi, ze musiałam zaufać nieznajomemu, którego mogłam zidentyfikować jako "Stylesa", a teraz byłam tutaj, siedząc w alejce z dwoma członkami gangu, którzy najwyraźniej byli źli. Jestem zdecydowanie głupia.
- Nie mam na to czasu. - te słowa wyszły z jego ust tak szybko, ze nie byłam pewna czy naprawdę je wypowiedział, ale w następnej chwili odpiął mój pas i wyciągnął mnie z auta. Tak szybko jak stanęłam prosto, musiałam złapać drzwi, by nie stracić równowagi.
Odszedł, a ja odsunęłam się od auta, zamykając drzwi i zaczęłam iść w stronę Quiff'a. Przyspieszyłam, by w końcu zrozumieć co się do cholery dzieje, ale złapałam tylko kawałek zdania. - ...i niebezpieczne. Zajmę się nią.
Otrzeźwiałam trochę,słysząc końcówkę. Biorąc pod uwagę, ze byłam jedyna "nią" w pobliżu, musieli mowić o mnie. Ale niby dlaczego miałby się mną zajmować? Co się do cholery dzieje?
Quiff się zawahał. - Jesteś pewny, stary? Możemy pomóc-
- Zajmę się tym. - Styles warknął. - Po prostu idź.
Quiff wypuścił oddech, ale skinął głową. Wziął klucze od Stylesa i szybko wsiadł do auta. Patrzyłam na nie, dopóki nie zniknęło nam z pola widzenia, po czym odwróciłam się. Styles patrzył na mnie, a ja nie potrafiłam wyczytać niczego z jego twarzy.
Poruszyłam się niespokojnie pod jego spojrzeniem, nie wiedząc co powinnam zrobić w tej sytuacji. Czułam się jakbym stała na rozwidleniu poskręcanych ścieżek. Jedna z nich prowadzi do ciemnego chaosu, a druga dokładnie tak samo. Obie były tajemnicze. Obie były niepewne. I obu się bałam.
- Harry.
Uniosłam brwi, zdziwiona jego nagłym oświadczeniem. - Co?
- Harry. - powtórzył, a jego oczy na moment się rozjaśniły. - To moje imię, Harry.
- Oh. - mruknęłam. Nie spodziewałam się, ze faktycznie poda mi swoje imię, po tym jak kompletnie olał mnie w samochodzie, a następnie udało mu się mnie z niego wyciągnąć. On był czujny. Tajemniczy. To było coś, co zarówno intrygowało, jak i irytowało mnie. - Jestem Alice.
- Nie pytałem. - jego odpowiedź była ostra. Walczyłam, by zachować naturalny wyraz twarzy, ponieważ jego odpowiedź trochę mnie obraziła. Czy to nie było uprzejme, żeby przedstawić się, po tym, gdy ktoś podaje ci swoje imię? - Ale jest ładne. - dodał cicho.
Moje policzki natychmiast się zaróżowiły, gdy spojrzałam w dol, lekko zdziwiona, ale również zadowolona z jego nagłego komplementu. - Dziękuje.
- Chodź, księżniczko. - powiedział, a jego głos nadal był delikatny. - Nie jest tutaj bezpiecznie.
Ponownie na niego spojrzałam. Jego oczy były ciemne,a wyraz twarzy pusty. Wiedziałam, ze był poważny. Skinęłam głową, ciekawa, gdzie teraz pójdziemy. Właśnie oddał samochód Quiff'owi,więc miałam nadzieje, ze to coś w odległości spaceru.
Byłam zaskoczona, gdy otworzył metalowe drzwi za nami, których wcześniej nie zauważyłam. Wydawały się stapiać z murem lub po prostu nie zwróciłam na nie uwagi przez okoliczności. Przepuścił mnie przed siebie i prawie potknęłam się na schodach, które znajdowały się od razu przy wejściu. Usłyszałam za sobą chichot, jednak postanowiłam go zignorować i skupić się na dalszym wejściu po schodach, by nie zrobić z siebie większego głupka.
Gdy tylko doszłam na górę, zauważyłam, ze drzwi są zamknięte i otworzyłam usta, gotowa, żeby powiedzieć o tym Harry'emu, ale on trzymał już w dłoni klucz, by je otworzyć.
Zastygłam w miejscu, gdy dotknął mojego ramienia, otwierając drzwi. Przez ten kontakt poczułam się nieswojo.
Popchnął drzwi i powoli odsunął się ode mnie. Moje mięśnie rozluźniły się niemal od razu.
Stałam teraz w dużym, przestronnym pokoju. Był tutaj telewizor i biała, skórzana kanapa w rogu i mała kuchnia w drugim. Masywny, prostokątny stół w jadalni zajmował większą część przestrzeni, poza pianinem, które nie wydaje się ani trochę na miejscu. Całe pomieszczenie mnie zaskoczyło. Było luksusowe. Coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Otwarte drzwi naprzeciwko mnie prowadziły do czegoś, co wydawało się sypialnia. Mogłam zobaczyć tylko połowę łóżka wielkości małżeńskiego. Narzuta nie była prosto nałożona, a poduszki były porozrzucane, jedna była nawet na podłodze.
- Ładne miejsce. - skomentowałam, przejeżdżając palcami po błyszczącym blacie.
- Wydajesz się być zaskoczona. - mruknął Harry. Spojrzałam na niego. Wciąż stoi przy drzwiach i śledzi moje ruchy swoim ciemnym spojrzeniem.
- Jestem. - przyznałam. Uśmieszek wkradł się na jego usta, gdy pokręcił rozbawiony głową i zakluczył za sobą drzwi. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, gdy wrócił na mnie wzrokiem. Cala moja pewność siebie nagle wyleciała przez okno. Zaledwie dwie minuty temu czułam się doskonale swobodnie, ale teraz już nie tak bardzo.
Ale rzecz w tym, ze od wystrzały z pistoletu nie czułam się ani trochę tak pewnie. To wszystko było sztuczne. Coś, co pozwoliło mi poczuć się lepiej, ale ciężkie mury, które zdawały się wszystko podtrzymywać, chyba powoli opadają. Wszystko było tak nierealne, ale wydawało się, ze utknęłam w środku czegoś bardzo niebezpiecznego.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? - mój głos ociekał strachem, czymś, czego nigdy nie chciałam pokazać. Strach był słabością. A ja nie byłam słaba. Przeszłam zbyt wiele, żeby być słaba.
- Możesz to nazwać Programem Ochrony Księżniczek. - uśmiechnał się, gdy szedł do przodu z przemyślanym spokojem. Wiedziałam, ze zauważył mój strach. Jestem pewna, ze jeśli mój głos tego nie zdradził, twarz tak. Tutaj było zbyt wiele niebezpieczeństwa, by się nie bać.
- Ha ha, bardzo śmieszne. - mruknęłam. - Ale mowie poważnie.
- Ja tez. - opowiedział, stojąc teraz tylko kilka centymetrów ode mnie. Jego uśmiech zniknął, utrzymując powagę, na twarzy jak i w glosie. - Myślę, ze zdajesz sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest ta sytuacja.
- A jaka jest sytuacja? - zmrużyłam oczy przez jego niejasność.
Harry wypuścił oddech, a jego wzrok na moment powędrował na sufit. - Odpowiem ci kiedy sam się dowiem.
Otworzyłam usta. - Sam nie wiesz co się dzieje, a ja jestem zakładnikiem tutaj?
Brew Harry'ego natychmiast się uniosła przez mój mały wybuch. Przypuszczam, ze zachowywałam się trochę bipolarnie, ale biorąc pod uwagę wszystko, co miałam na swoich ramionach wahania nastrojów było dozwolone, prawda? - Zakładnikiem? Nie jesteś zakładnikiem.
- Wiec wychodzę. - powiedziałam krotko, ledwo robiąc krok do przodu, bo Harry był tuz przede mną, a nasze klatki piersiowe prawie się stykały.
- To nie byłoby za mądre, księżniczko. - powiedział niskim, niebezpiecznym głosem. - Nie jestem kimś, kto chciałby robić komuś problemy. Śmiało, spróbuj wyjść. Sama przekonaj się, co się stanie. - to było rzucone wyzwanie w bardzo mroczny sposób. Teraz, jestem całkiem upartym człowiekiem, jeśli chodzi o to, ale nie sadze, za Harry to osoba, której chciałabym się postawić. Nigdy.
Cierpliwie czekał aż wykonam jakiś ruch, ale zostałam w miejscu, unikając jego spojrzenia. W końcu cofnął się o krok, gdy wiedział, ze nie będę niczego próbowała.
- Nie próbuj uciekać, księżniczko. - powiedział po chwili ciszy.
- Dlaczego? - mruknęłam, krzyżując ramiona na piersi. - Czy to niebezpieczne?
- Dokładnie.
- Jest niebezpiecznie tez tutaj. - przypomniałam mu cicho. To wydawało się zbić go z tropu. Jego oczy ponownie pociemniały. - I nie mówiłeś kilka razy, ze powinnam się trzymać z dala od siebie? Przeczysz samemu sobie.
Pochylił się lekko, tak, ze jego oczy były na poziomie moich. Niemożliwym było oderwanie się od jego przenikliwego spojrzenia.To przeraza mnie i intryguje w tym samym czasie.
- Nie przeczę samemu sobie. - jego słowa były tak ciche, ze ledwo je słyszałam. - Może jestem po prostu kłamcą.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
wtorek, 16 września 2014
Rozdział 05.
Byłam wdzięczna za weekendy, zwłaszcza soboty. To było to, co lubiłam nazywać siedzeniem, piciem herbaty i czytaniem Zmierzchu. Lub, w skrócie, moim ulubionym dniem.
Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na kanapie i popijałam herbatę, w końcu czując się swobodnie po tym stresującym tygodniu. Gdybym naprawdę to podliczyła, wszystko byłoby winą Shane'a. Uderzenie w krocze byłoby idealną zapłatą, za nie jedno, a trzy spotkania z tajemniczym chłopakiem, właściwie Stylesem.
Ale, jak zwykle, mój cudowny dzień nie mógł się tak skończyć, ponieważ przerwało go mocne pukanie do drzwi. Stłumiłam jęk, niechętnie odstawiając kubek z herbatą i książkę, na szafkę obok, po czym wyplątałam się z koca, podchodząc do drzwi. Byłam w pełni świadoma, że wyglądam jak umierający kot, ale otworzyłam drzwi i byłam naprawdę zaskoczona. To była Olivia.
- Um, hej, Olivia, co tutaj robisz? - spytałam, drapiąc się niezręcznie po karku.
- Hej, Alice! Oh! Trafiłam na zły moment? Przepraszam, po prostu... - Kontynuowała, chociaż mój umysł całkowicie się wyłączył i nie słuchałam tego, co ma mi do powiedzenia. Po dłużej chwili, podniosłam rękę, krzywiąc się. - Zaczekaj, proszę. Jedno pytanie. Skąd do cholery masz mój adres?
Czułam się prawie źle, przez moją złą reakcję na cokolwiek mówiła, ale to nie wydawało się jej przeszkadzać. Nic nie mogło przytłoczyć tej dziewczyny. Nie miała żadnej słabej strony.
- Oh, pamiętasz swoją parapetówkę?
- Okej, um, nieważne. - mruknęłam. - Po co tutaj przyszłaś?
Zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. To był wyraz, który rzadko na niej widziałam. Zaczęłam czuć się skrępowana, gdy jej oczy badały moją twarz, jakby szukając czegoś. Po chwili zbliżyła się do mnie, po czym zadała dość nieoczekiwane pytanie. - Jak się czujesz?
- Co?
- Czułaś się ostatnio dziwnie? Coś złego się dzieje?
Moją skórę przeszła gęsia skórka, gdy tak mówiła, a normalny, szczęśliwy błysk w jej oczach zmienił się na coś innego. Uświadomiłam sobie wtedy, że nigdy nie zwracałam uwagi na to, że jej zewnętrzna, zawsze wesoła strona była tylko przykrywką, bo naprawdę była uważna i mądra. Wierciłam się nerwowo, nie wiedząc jak odpowiedzieć na jej pytanie.
Mogłam skłamać i powiedzieć nie, nic się nie dzieje, podczas, gdy działo się naprawdę wiele, więc chyba mogę powiedzieć prawdę. Zawsze byłam zadowolona z mojej prawdomówności, ale bałam się jej kwestionowania. A poza tym, czy spotkanie członka gangu kilka razy było normą, zwłaszcza z takim bratem jak mój?
- Nie. - zamarłam. - Dlaczego?
- Ah, więc nie wiesz. - mruknęła, wzdychając głośno.
- Nie wiem czego? - mój głos był niepewny. Miałam dość tajemniczej taktyki Olivii. To sprawiało, że byłam niepewna i niecierpliwa.
- O Seth'ie.
Jego imię wypowiedziane na głos był dla mnie niczym zimny prysznic wszystkich wspomnień, ale szybko je odepchnęłam. Zamknęłam oczy, cofając łzy, które groziły spłynięciem po moich policzkach. Nieświadomie przejechałam dłońmi po swoich ramionach, patrząc na Olivię. Czekała na moją reakcję, dając mi chwilę na przetworzenie tego, co właśnie powiedziała.
- Jest w mieście. - ciągnęła powoli, a jej wzrok był nieufny. - Był dzisiaj w biurze, szukając ciebie.
- C-co mu powiedziałaś? - zająknęłam się, próbując brzmieć spokojnie.
Zawahała się, zanim odpowiedziała, a ja czułam, jak edytuje w głowie to, co ma mi przekazać. - Powiedziałam, że nie ma cię dzisiaj w biurze, ale powinnaś być już w poniedziałek.
- To wszystko? - naciskałam.
- Zapytał także o twój numer. - dodała, a jej głos ponownie się załamał.
- I? - mój głos był napięty i ostrożny.
- Nie dałam mu go. - wypuściła oddech, relaksując swoją napiętą podstawę. - Powiedziałam tylko, że to nie było moje miejsce, ale będę oczekiwała go w poniedziałek.
- Dzięki...
Posłała mi delikatny uśmiech, który był prawie współczujący, zanim wydała z siebie krótkie pożegnanie i wyszła. Stałam w progu drzwi, patrząc jak odchodzi i w tym momencie zdałam sobie z czegoś sprawę.
Nigdy tak naprawdę nie powiedziałam Olivii o Seth'ie. Ona wiedziała tylko, że był moim byłym chłopakiem. Jednak przez sposób, w który się dzisiaj zachowywała, zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie wie czegoś więcej.
Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na kanapie i popijałam herbatę, w końcu czując się swobodnie po tym stresującym tygodniu. Gdybym naprawdę to podliczyła, wszystko byłoby winą Shane'a. Uderzenie w krocze byłoby idealną zapłatą, za nie jedno, a trzy spotkania z tajemniczym chłopakiem, właściwie Stylesem.
Ale, jak zwykle, mój cudowny dzień nie mógł się tak skończyć, ponieważ przerwało go mocne pukanie do drzwi. Stłumiłam jęk, niechętnie odstawiając kubek z herbatą i książkę, na szafkę obok, po czym wyplątałam się z koca, podchodząc do drzwi. Byłam w pełni świadoma, że wyglądam jak umierający kot, ale otworzyłam drzwi i byłam naprawdę zaskoczona. To była Olivia.
- Um, hej, Olivia, co tutaj robisz? - spytałam, drapiąc się niezręcznie po karku.
- Hej, Alice! Oh! Trafiłam na zły moment? Przepraszam, po prostu... - Kontynuowała, chociaż mój umysł całkowicie się wyłączył i nie słuchałam tego, co ma mi do powiedzenia. Po dłużej chwili, podniosłam rękę, krzywiąc się. - Zaczekaj, proszę. Jedno pytanie. Skąd do cholery masz mój adres?
Czułam się prawie źle, przez moją złą reakcję na cokolwiek mówiła, ale to nie wydawało się jej przeszkadzać. Nic nie mogło przytłoczyć tej dziewczyny. Nie miała żadnej słabej strony.
- Oh, pamiętasz swoją parapetówkę?
- Okej, um, nieważne. - mruknęłam. - Po co tutaj przyszłaś?
Zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. To był wyraz, który rzadko na niej widziałam. Zaczęłam czuć się skrępowana, gdy jej oczy badały moją twarz, jakby szukając czegoś. Po chwili zbliżyła się do mnie, po czym zadała dość nieoczekiwane pytanie. - Jak się czujesz?
- Co?
- Czułaś się ostatnio dziwnie? Coś złego się dzieje?
Moją skórę przeszła gęsia skórka, gdy tak mówiła, a normalny, szczęśliwy błysk w jej oczach zmienił się na coś innego. Uświadomiłam sobie wtedy, że nigdy nie zwracałam uwagi na to, że jej zewnętrzna, zawsze wesoła strona była tylko przykrywką, bo naprawdę była uważna i mądra. Wierciłam się nerwowo, nie wiedząc jak odpowiedzieć na jej pytanie.
Mogłam skłamać i powiedzieć nie, nic się nie dzieje, podczas, gdy działo się naprawdę wiele, więc chyba mogę powiedzieć prawdę. Zawsze byłam zadowolona z mojej prawdomówności, ale bałam się jej kwestionowania. A poza tym, czy spotkanie członka gangu kilka razy było normą, zwłaszcza z takim bratem jak mój?
- Nie. - zamarłam. - Dlaczego?
- Ah, więc nie wiesz. - mruknęła, wzdychając głośno.
- Nie wiem czego? - mój głos był niepewny. Miałam dość tajemniczej taktyki Olivii. To sprawiało, że byłam niepewna i niecierpliwa.
- O Seth'ie.
Jego imię wypowiedziane na głos był dla mnie niczym zimny prysznic wszystkich wspomnień, ale szybko je odepchnęłam. Zamknęłam oczy, cofając łzy, które groziły spłynięciem po moich policzkach. Nieświadomie przejechałam dłońmi po swoich ramionach, patrząc na Olivię. Czekała na moją reakcję, dając mi chwilę na przetworzenie tego, co właśnie powiedziała.
- Jest w mieście. - ciągnęła powoli, a jej wzrok był nieufny. - Był dzisiaj w biurze, szukając ciebie.
- C-co mu powiedziałaś? - zająknęłam się, próbując brzmieć spokojnie.
Zawahała się, zanim odpowiedziała, a ja czułam, jak edytuje w głowie to, co ma mi przekazać. - Powiedziałam, że nie ma cię dzisiaj w biurze, ale powinnaś być już w poniedziałek.
- To wszystko? - naciskałam.
- Zapytał także o twój numer. - dodała, a jej głos ponownie się załamał.
- I? - mój głos był napięty i ostrożny.
- Nie dałam mu go. - wypuściła oddech, relaksując swoją napiętą podstawę. - Powiedziałam tylko, że to nie było moje miejsce, ale będę oczekiwała go w poniedziałek.
- Dzięki...
Posłała mi delikatny uśmiech, który był prawie współczujący, zanim wydała z siebie krótkie pożegnanie i wyszła. Stałam w progu drzwi, patrząc jak odchodzi i w tym momencie zdałam sobie z czegoś sprawę.
Nigdy tak naprawdę nie powiedziałam Olivii o Seth'ie. Ona wiedziała tylko, że był moim byłym chłopakiem. Jednak przez sposób, w który się dzisiaj zachowywała, zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie wie czegoś więcej.
___
- Chcę z tobą wyjść.
- Słuchaj, Al. Jesteś urocza i w ogóle, ale nie zrozum mnie, po tym wszystkim...
- Nie w takim sensie. - przewróciłam oczami i lekko klepnęłam ramię Shane'a. - Miałam na myśli, żebyś mnie gdzieś zabrał, by pomóc odciągnąć moje myśli od pewnych rzeczy. Potrzebuję dobrego rozproszenia.
- Rozproszenia od czego? - zmrużył podejrzliwie oczy.
Nie czułam się dobrze od wczorajszego spotkania z Olivią. Nie tylko dlatego, że wyjaśniła, że mój nadużywający przemocy były chłopak wrócił do miasta, ale też dlatego, że Olivia w ogóle nie zachowywała się w podobny do niej sposób. To mnie prawie przestraszyło. Jej czujność i ton głosu: poważny i ciemny. Gdybym nie znała jej lepiej, pomyślałabym, że to była jej przerażająca bliźniaczka czy coś.
Miałam wcześniej powiedzieć Shane'owi o powrocie Seth'a do miasta, tak w ogóle. To wydawało się wręcz nierealne. Czułam, że gdybym powiedziała to Shane'owi, zaczęłoby się wydawać prawdziwe. I wtedy całe piekło wróci.
Jednak z drugiej strony nie mogę mu nie powiedzieć. On był moim przyjacielem, tak bliskim jak brat, musiałam mu powiedzieć. Moim jedynym zmartwieniem w tym momencie był fakt, że Elijah nie może się dowiedzieć. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
- Po prostu dużo się u mnie działo. - odpowiedziałam, zdradzając tylko połowę prawdy. Nie chciałam go okłamywać.
- Jak na przykład? - spytał. Upór był moją najmniej ulubioną cechą w nim.
- Seth wrócił. - przyłożyłam dłoń do ust, tak szybko, jak tylko te słowa je opuściły. To było tak, jakbym w ogóle nie kontrolowała tego co mówię. To się po prostu stało.
Shane nie odezwał się nawet słowem, co niezmiernie mnie zdziwiło. Zamiast tego sprawdził swoje kieszenie. Zmarszczył brwi, gdy nic w nich nie znalazł i zaczął przeszukiwać cały mój dom (nie do końca). W końcu znalazł telefon i przyłożył go do ucha, gdy zdałam sobie sprawę z tego co robi.
Rzuciłam się na niego, szybko zabierając mu komórkę i zakończyłam połączenie. Spojrzał na mnie ze swojej pozycji na podłodze. - Co do cholery, Alice?
- Nie możesz do niego zadzwonić. - mój głos drżał ze strachu. Gdyby Elijah dowiedział się, że Seth wrócił, moje życie rozdarłoby się na kawałeczki. W końcu udało mi się trochę odsunąć od Setha, a nocne koszmary już się nie zdarzają. Zmieniłam numer telefonu i przeprowadziłam się na drugi koniec miasta, do swojego starego mieszkania. Oprócz mojej pracy, wszystko się u mnie zmieniło. Nawet trochę podcięłam włosy.
- On musi wiedzieć, Al. - odpowiedział, siadając powoli. Jego głos był miękki, co jak myślał, miało być przekonujące.
- On nie może. - powiedziałam z grobowym wyrazem twarzy. Shane był uparty, ale musiałam wygrać tę walkę. Elihaj nie mógł się dowiedzieć o powrocie Seth'a, zwłaszcza dopóki nie mam pewności, że naprawdę wrócił i stanowi dla mnie jakiekolwiek zagrożenie.
- Alice, Seth jest niebezpieczny. - uśmiechnął się smutno i delikatnie złapał moje dłonie. Czułam jego dodatkową ostrożność, gdy zapewne przypomniał sobie, co się działo. I wzdrygnął się, ponieważ ja też to zrobiłam. - Przysięgam na życie, że nie pozwolę mu cię skrzywdzić, ale twój brat musi wiedzieć. Pomyśl o tym, jeśli dowie się później, że Seth ponownie zjawił się w mieście, będzie wściekły.
- On wcale nie musi się dowiedzieć. - odpowiedziałam.
- Nawet jeśli mu nie powiesz, on i tak się dowie, Al. - uniósł brew, dodając mi odwagi. - Ma oczy wszędzie.
Shane opanował mnie. Nie miałam teraz żadnych wystarczających argumentów, przeciwko nim i wiedział, że tak jest. Był zadowolony z siebie, a zwycięski uśmiech wkradł się na jego usta w odpowiedzi mojej oczywistej klęski. Musiałam zmienić tylko swoją taktykę.
- Proszę, Shane. - mruknęłam cicho, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, a on mocniej złapał moje dłonie. - Potrafisz chronić mnie wystarczająco... Na teraz. Jeśli Elijah dowie się i będzie zły, przyjmę uderzenie na siebie, okej? - Shane drgnął na mój dobór słów, ale kontynuowałam i tak. - I wszystko będzie dobrze. Tylko proszę, nie chcę, żeby Elijah wracał tylko z tego powodu. Ch-chcę, żeby wrócił, gdy będzie tego chciał.... - urwałam, nie wiedząc jak skończyć.
- On tęskni za tobą, Al. - Shane zmarszczył brwi. - I nie miej nawet do tego wątpliwości.
Wypuściłam oddech. Nawet z moją pracą i Shane'm byłam samotna. Nie miałam prawdziwej rodziny, na której mogłam polegać. Jedyna osoba, którą miałam, odeszła trzy lub cztery lata temu. Po prostu nie miałam nikogo, kto nigdy by mnie nie zawiódł, ale nie chciałam też zmuszać Elijah do powrotu do domu. Chciałam, żeby po prostu wrócił, gdy naprawdę będzie tego chciał.
- Tak, wiem. - wypuściłam drżący oddech. - Tylko proszę, Shane. Nie mów mu. Jeszcze nie.
Wydawał się rozdarty, więc dodałam kolejne "proszę".
- Dobrze. - westchnął pokonany. - Ale jeśli twój brat się dowie, ty bierzesz na siebie odpowiedzialność za to.
___
Czułam się dziwnie pewnie, gdy Shane zatrzymał swój samochód na moim miejscu parkingowym. Poniedziałkowy poranek minął zdecydowanie za szybko. Przygotowywałam się po prostu do pracy. No może z wyjątkiem tego, że przygotowywałam się również na spotkanie z pewną osobą, którą była ostatnią, z którą chciałam się zobaczyć.
Ta pewność mogła zależeć tylko od tego, że Shane nie chciał zostawać z tyłu i zdecydował się przyprowadzić jednego ze swoich przyjaciół, Micah. Byli razem całkiem blisko, a fakt, że miał 185 cm wzrostu i duże mięśnie, sprawiał, że czułam się pewniej.
- Gotowa? - Shane spojrzał na mnie z miejsca kierowcy. Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową, zanim wysiadłam z auta. Natychmiast ta para otoczyła mnie, a Micah posłał mi uspokajający uśmiech. Podczas jazdy dowiedziałam się, że jest mechanikiem i pracuje w warsztacie kilka przecznicy od mojego domu oraz to, że lubi pływać. Bezużyteczne ciekawostki wystarczyły, żebym zbudowała wokół siebie pewnego rodzaju mur, który odgradza mnie od wszystkiego, co miało zaraz nastąpić. Niestety zburzył się, gdy tylko przekroczyłam próg mojego biura, które już teraz tętniło życiem: głośne rozmowy, pospieszne kroki i spadający papier.
- Jest w porządku, Al. - powiedział niskim głosem Shane, stojąc za mną. Skinęłam głową, bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam przed siebie, czując jego dłoń na dole moich pleców.
- Alice! - Olivia zwołała, gdy zbliżyłam się do swojego biurka. Duży uśmiech rozprzestrzeniał się na jej twarzy. - Spójrz! Skończyłam już swój artykuł! Dwa dni przed terminem, mogła byś rzucić na niego okiem? Przyda mi się ocena.
- Hej, Olivia. - pozwoliłam sztucznemu uśmiechowi pojawić się na mojej twarzy. - Aktualnie jestem trochę zajęta, ale może Joel ci pomoże. - dodałam, wskazując dłonią na jednego z naszych współpracowników, który siedział teraz przy swoim biurku z pustym wyrazem twarzy. Zawsze udawało mu się skończyć artykuł prawie tak szybko, jak tylko dostał jego temat. To naprawdę mnie zachwycało.
- Okej, dzięki. - odpowiedziała i szybko zniknęła.
Skinęłam głową i odwróciłam się, siadając przy swoim biurku, tym razem bez żadnych przerw.
- To ona ci o wszystkim powiedziała? - Shane zaczął mieć wątpliwości, a jego brew uniosła się w niedowierzaniu. - Myślałem, że powiedziałaś, że była... przestraszona, gdy to mówiła.
Skrzywiłam się, wiedząc, że to mogło się stać. Po tym, gdy zabroniłam mu mówić o wszystkim Elijah, on chciał wiedzieć wszystko, nawet to, jak moja rozmowa z Olivią zeszła na ten temat. Prawdę mówiąc, to było całkiem nieprawdopodobne, że Olivia była taka przerażona i uważna, gdy mi o wszystkim mówiła. To było zupełne inne od jej typowego bycia szczęśliwą.
- Przysięgam, że była. - odpowiedziałam szybko. - Nie wiem co się...
- Alice Maddox. - wzdrygnęłam się, słysząc głośny ton Heidi, dobiegający z jej biura. Tylko przez ten ton mogłam wywnioskować, że zaraz mnie okrzyczy.
- Kto to? - Micah spytał, a jego głowa odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk.
- Moja szefowa. - jęknęłam, odpychając się od biurka. - Po prostu poczekajcie tutaj, dobrze? Zaraz wrócę.
Niechętnie powlokłam się do jej biura, a milion różnych możliwości przebiegało przez mój umysł. Czy kogoś obraziłam? Byłam dla kogoś niegrzeczna? Czy przypadkiem znów przedarłam jakieś insynuacje seksualne w moim artykule? Przysięgam, że to była pomyłka. Może.
- Tak? - odpowiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał zupełnie normalnie.
To co mi powiedziała, kompletnie mnie zaskoczyło. I to nie było nic o seksualnych insynuacjach.
- Miałabyś coś przeciwko wytłumaczeniu mi, dlaczego jakiś chłopak przyszedł tutaj rano, pytając o ciebie? - spytała, unosząc brwi. - Przedstawił się jako Styles, tak sądzę.
Momentalnie zaschło mi w gardle. Prawie zapomniałam o tajemniczym chłopaku, przez ten cały "powrót Seth'a" i tajemniczość Olivii, że ledwo to zrozumiałam. On pojawiając się po raz kolejny, zaskoczył mnie. Dokładnie pamiętałam, jak przeciwny był jakiejkolwiek interakcji z nim, nawet jeśli to zawsze był przypadek. To nie tak, że chciałam być blisko niego.
- K-Kto? - wyjąkałam z szeroko otwartymi oczami.
Heidi przewróciła oczami. - Jeśli to pomoże, to czeka w pobliżu. - powiedziała, a jej głos nie był już dłużej profesjonalny, ale zamiast denerowować, wskazała palcem na okno. - Może go rozpoznasz.
Podeszłam powoli do okna, będąc po prostu przerażona. Rzeczywiście zauważyłam głowę pełną ciemnych loków z biura Heidi na drugim piętrze. Opierał się o jakiś elegancki, czarny samochód, ale nie mogłam określić jego marki. Musiałabym spytać Shane'a.
Wydawał się być całkiem cierpliwy, stojąc tam i po prostu czekając na mnie.
- Jak długo już tutaj jest? - wykrztusiłam.
- Prawie godzinę. - odpowiedziała krótko. - Nie lubię go, tak w ogóle, Alice. Nie lubię takich ludzi, pojawiających się w moim biurze i szukających cię. Jeśli to ma coś wspólnego z twoich artykułem, było bardzo głupim pomysłem, że...
- Tak, moje zadanie, przepraszam! - rozegrałam to nerwowo. Heidi tylko czekała na okazję do zwolnienia mnie. Gdyby myślała, że jestem powiązana z członkiem gangu, na pewno byłabym już skończona. Powtarzała raz po raz, że to poważny magazyn, a nie jakaś zabawa. To był jeden z moich ulubionych cytatów Heidi Olsen.
Zmrużyła z irytacją oczy. - Po prostu się go pozbądź.
Pospiesznie skinęłam głową, rzucając jeszcze kilka przeprosin i wróciłam do swojego biurka. Shane i Micah siedzieli oboje na krzesłach (zdałam sobie sprawę z tego, że jedno ukradli mojemu współpracownikowi) mówiąc coś o basenie, zanim podeszłam.
- W końcu jesteś. - uśmiechnął się Shane. - Wszystko w porządku?
- Emm, ta. - skinęłam głową. - Tak myślę, możecie już iść.
Micah zmarszczył brwi. - Jesteś pewna? Co jeśli się tutaj pokaże...?
- Zadzwonię. - przykleiłam uśmiech do twarzy. Oboje zmarszczyli brwi, wymieniając się spojrzeniami. Wiedziałam, że Shane mi nie wierzy i byłam prawie przekonana, że Micah też nie. Cholera.
- W porządku... - urwał Shane, wstając powoli z krzesła. - Sprawdzę cię za godzinę. Uważaj na siebie, dobrze? - złożył pocałunek na moim czole i przeszedł mnie dreszcz, przez wspomnienie o Stylesie, czekającym na mnie. Myślałam, że to był ostatni raz kiedy go widziałam. Widocznie się myliłam.
Po kilku kolejnych zapewnieniach, że wszystko jest w porządku, oboje wyszli, a ja zaczęłam czuć zdenerwowanie. Może byłoby lepiej, gdyby Shane i Micah wciąż byli przy mnie? Po tym wszystkim, Styles wciąż był osobą niebezpieczną, nawet jeśli nie widzę w nim zagrożenia dla siebie. Postawił tą sprawę całkiem jasno.
Odsunęłam od siebie te uczucia i próbowałam nabrać trochę pewności siebie, gdy po cichu wyszłam na zimne powietrze.
Zauważyłam go od razu i nie mogłam nic na to poradzić, zaczęłam czuć się bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
Zaczęłam iść najciszej jak potrafię, tak sądzę. Szłam powoli wzdłuż chodnika, zastanawiając się dlaczego się tutaj zjawił, skoro mieliśmy takie bezczelne pożegnanie.
Nagle podniósł wzrok, a jego zielone oczy spotkały moje. Na początku były jasne. Sądziłam, że to ich naturalny odcień, ale znacznie pociemniały, gdy mnie zobaczył. Poczułam, jak mój żołądek przewraca się z nerwów i zatrzymałam się, gdy znajdowałam się od niego tylko kilka metrów.
Cisza. Nie powiedział żadnego słowa. Patrzył na mnie tylko z zaciekawieniem swoimi oczyma, których za nic nie potrafiłam odczytać.
- Więc... Chciałeś mnie zobaczyć? - mój głos był słaby i prawie przestraszony, ale starałam się tego nie okazać. Nie chciałam, żeby widział, że się boję. Nie boję się go. Nie bałam. Boję się tylko powodu, dla którego tutaj jest.
- Chciałem. - zgodził się z lekkim skinieniem głowy. Jego oczy powędrowały na niebo, po czym znów spotkały moje. Nie można było oderwać wzroku od tego spojrzenia.
- D-dlaczego? - zająknęłam się.
- Chcę, żebyś została w domu. - powiedział bez ogródek. - Zaklucz drzwi, zamknij okna. Za nic nie wychodź z domu, nawet na jedzenie.
- C-co?
- Po prostu... Posłuchaj. - powiedział ostrożnie, najwyraźniej zmieniając dobór swoich słów, gdy popatrzył na mnie oczami koloru węgla.
Jego ton mnie zaskoczył. Był ciemny, ale miał warstwę ochronną. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mówił mi te rzeczy. Miałam pracę do wykonania. Nie mogłam po prostu zamknąć się w domu, dopóki on nie zmieni zdania. Nie było takiej opcji.
- Nie mogę. - zmarszczyłam brwi. - Mam swoje obowiązki.
Zrobił krok do przodu, tak, że był między nami ledwo centymetr odległości i pochylił się, mając oczy na moim poziomie. - Wiem o czym mówię.
Jego gorący oddech uderzył w moją twarz, a ja od razu cofnęłam się o krok, próbując to wszystko poskładać. - Wyjaśnij mi to. - powiedziałam zaciekawiona. Jeśli miałam zamknąć się w swoim mieszkaniu, to musiałam chociaż wiedzieć dlaczego.
- Jesteś uparta. - zauważył.
- A ty unikasz tematu. - zażartowałam.
- Ostrożnie, księżniczko. - uniósł brew. - Nie przekraczaj swoich granic.
- Po prostu powiedz-
Moje zdanie zostało przerwane przez nagły dźwięk, który przypominał mi stary samochód, ale oczywistym było, że to nie to.
- Wsiadaj do auta. - nawet się nie zawahałam przed otworzeniem drzwi i wskoczeniem do środka oraz zapięciu pasa, a on przeszedł dookoła, zajmując swoje miejsce. Nawet nie fatygował się by zapiąć pas, gdy opuszczał parking, wydając charakterystyczny dźwięk oponami.
Ostatnimi rzeczami jakie zobaczyłam przed skręceniem za róg były ciemne sylwetki, trudne do rozpoznania, jednak identyczne i mające pistolet w dłoniach.
I jedyne co mogłam czuć to strach.
Ta pewność mogła zależeć tylko od tego, że Shane nie chciał zostawać z tyłu i zdecydował się przyprowadzić jednego ze swoich przyjaciół, Micah. Byli razem całkiem blisko, a fakt, że miał 185 cm wzrostu i duże mięśnie, sprawiał, że czułam się pewniej.
- Gotowa? - Shane spojrzał na mnie z miejsca kierowcy. Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową, zanim wysiadłam z auta. Natychmiast ta para otoczyła mnie, a Micah posłał mi uspokajający uśmiech. Podczas jazdy dowiedziałam się, że jest mechanikiem i pracuje w warsztacie kilka przecznicy od mojego domu oraz to, że lubi pływać. Bezużyteczne ciekawostki wystarczyły, żebym zbudowała wokół siebie pewnego rodzaju mur, który odgradza mnie od wszystkiego, co miało zaraz nastąpić. Niestety zburzył się, gdy tylko przekroczyłam próg mojego biura, które już teraz tętniło życiem: głośne rozmowy, pospieszne kroki i spadający papier.
- Jest w porządku, Al. - powiedział niskim głosem Shane, stojąc za mną. Skinęłam głową, bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam przed siebie, czując jego dłoń na dole moich pleców.
- Alice! - Olivia zwołała, gdy zbliżyłam się do swojego biurka. Duży uśmiech rozprzestrzeniał się na jej twarzy. - Spójrz! Skończyłam już swój artykuł! Dwa dni przed terminem, mogła byś rzucić na niego okiem? Przyda mi się ocena.
- Hej, Olivia. - pozwoliłam sztucznemu uśmiechowi pojawić się na mojej twarzy. - Aktualnie jestem trochę zajęta, ale może Joel ci pomoże. - dodałam, wskazując dłonią na jednego z naszych współpracowników, który siedział teraz przy swoim biurku z pustym wyrazem twarzy. Zawsze udawało mu się skończyć artykuł prawie tak szybko, jak tylko dostał jego temat. To naprawdę mnie zachwycało.
- Okej, dzięki. - odpowiedziała i szybko zniknęła.
Skinęłam głową i odwróciłam się, siadając przy swoim biurku, tym razem bez żadnych przerw.
- To ona ci o wszystkim powiedziała? - Shane zaczął mieć wątpliwości, a jego brew uniosła się w niedowierzaniu. - Myślałem, że powiedziałaś, że była... przestraszona, gdy to mówiła.
Skrzywiłam się, wiedząc, że to mogło się stać. Po tym, gdy zabroniłam mu mówić o wszystkim Elijah, on chciał wiedzieć wszystko, nawet to, jak moja rozmowa z Olivią zeszła na ten temat. Prawdę mówiąc, to było całkiem nieprawdopodobne, że Olivia była taka przerażona i uważna, gdy mi o wszystkim mówiła. To było zupełne inne od jej typowego bycia szczęśliwą.
- Przysięgam, że była. - odpowiedziałam szybko. - Nie wiem co się...
- Alice Maddox. - wzdrygnęłam się, słysząc głośny ton Heidi, dobiegający z jej biura. Tylko przez ten ton mogłam wywnioskować, że zaraz mnie okrzyczy.
- Kto to? - Micah spytał, a jego głowa odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk.
- Moja szefowa. - jęknęłam, odpychając się od biurka. - Po prostu poczekajcie tutaj, dobrze? Zaraz wrócę.
Niechętnie powlokłam się do jej biura, a milion różnych możliwości przebiegało przez mój umysł. Czy kogoś obraziłam? Byłam dla kogoś niegrzeczna? Czy przypadkiem znów przedarłam jakieś insynuacje seksualne w moim artykule? Przysięgam, że to była pomyłka. Może.
- Tak? - odpowiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał zupełnie normalnie.
To co mi powiedziała, kompletnie mnie zaskoczyło. I to nie było nic o seksualnych insynuacjach.
- Miałabyś coś przeciwko wytłumaczeniu mi, dlaczego jakiś chłopak przyszedł tutaj rano, pytając o ciebie? - spytała, unosząc brwi. - Przedstawił się jako Styles, tak sądzę.
Momentalnie zaschło mi w gardle. Prawie zapomniałam o tajemniczym chłopaku, przez ten cały "powrót Seth'a" i tajemniczość Olivii, że ledwo to zrozumiałam. On pojawiając się po raz kolejny, zaskoczył mnie. Dokładnie pamiętałam, jak przeciwny był jakiejkolwiek interakcji z nim, nawet jeśli to zawsze był przypadek. To nie tak, że chciałam być blisko niego.
- K-Kto? - wyjąkałam z szeroko otwartymi oczami.
Heidi przewróciła oczami. - Jeśli to pomoże, to czeka w pobliżu. - powiedziała, a jej głos nie był już dłużej profesjonalny, ale zamiast denerowować, wskazała palcem na okno. - Może go rozpoznasz.
Podeszłam powoli do okna, będąc po prostu przerażona. Rzeczywiście zauważyłam głowę pełną ciemnych loków z biura Heidi na drugim piętrze. Opierał się o jakiś elegancki, czarny samochód, ale nie mogłam określić jego marki. Musiałabym spytać Shane'a.
Wydawał się być całkiem cierpliwy, stojąc tam i po prostu czekając na mnie.
- Jak długo już tutaj jest? - wykrztusiłam.
- Prawie godzinę. - odpowiedziała krótko. - Nie lubię go, tak w ogóle, Alice. Nie lubię takich ludzi, pojawiających się w moim biurze i szukających cię. Jeśli to ma coś wspólnego z twoich artykułem, było bardzo głupim pomysłem, że...
- Tak, moje zadanie, przepraszam! - rozegrałam to nerwowo. Heidi tylko czekała na okazję do zwolnienia mnie. Gdyby myślała, że jestem powiązana z członkiem gangu, na pewno byłabym już skończona. Powtarzała raz po raz, że to poważny magazyn, a nie jakaś zabawa. To był jeden z moich ulubionych cytatów Heidi Olsen.
Zmrużyła z irytacją oczy. - Po prostu się go pozbądź.
Pospiesznie skinęłam głową, rzucając jeszcze kilka przeprosin i wróciłam do swojego biurka. Shane i Micah siedzieli oboje na krzesłach (zdałam sobie sprawę z tego, że jedno ukradli mojemu współpracownikowi) mówiąc coś o basenie, zanim podeszłam.
- W końcu jesteś. - uśmiechnął się Shane. - Wszystko w porządku?
- Emm, ta. - skinęłam głową. - Tak myślę, możecie już iść.
Micah zmarszczył brwi. - Jesteś pewna? Co jeśli się tutaj pokaże...?
- Zadzwonię. - przykleiłam uśmiech do twarzy. Oboje zmarszczyli brwi, wymieniając się spojrzeniami. Wiedziałam, że Shane mi nie wierzy i byłam prawie przekonana, że Micah też nie. Cholera.
- W porządku... - urwał Shane, wstając powoli z krzesła. - Sprawdzę cię za godzinę. Uważaj na siebie, dobrze? - złożył pocałunek na moim czole i przeszedł mnie dreszcz, przez wspomnienie o Stylesie, czekającym na mnie. Myślałam, że to był ostatni raz kiedy go widziałam. Widocznie się myliłam.
Po kilku kolejnych zapewnieniach, że wszystko jest w porządku, oboje wyszli, a ja zaczęłam czuć zdenerwowanie. Może byłoby lepiej, gdyby Shane i Micah wciąż byli przy mnie? Po tym wszystkim, Styles wciąż był osobą niebezpieczną, nawet jeśli nie widzę w nim zagrożenia dla siebie. Postawił tą sprawę całkiem jasno.
Odsunęłam od siebie te uczucia i próbowałam nabrać trochę pewności siebie, gdy po cichu wyszłam na zimne powietrze.
Zauważyłam go od razu i nie mogłam nic na to poradzić, zaczęłam czuć się bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
Zaczęłam iść najciszej jak potrafię, tak sądzę. Szłam powoli wzdłuż chodnika, zastanawiając się dlaczego się tutaj zjawił, skoro mieliśmy takie bezczelne pożegnanie.
Nagle podniósł wzrok, a jego zielone oczy spotkały moje. Na początku były jasne. Sądziłam, że to ich naturalny odcień, ale znacznie pociemniały, gdy mnie zobaczył. Poczułam, jak mój żołądek przewraca się z nerwów i zatrzymałam się, gdy znajdowałam się od niego tylko kilka metrów.
Cisza. Nie powiedział żadnego słowa. Patrzył na mnie tylko z zaciekawieniem swoimi oczyma, których za nic nie potrafiłam odczytać.
- Więc... Chciałeś mnie zobaczyć? - mój głos był słaby i prawie przestraszony, ale starałam się tego nie okazać. Nie chciałam, żeby widział, że się boję. Nie boję się go. Nie bałam. Boję się tylko powodu, dla którego tutaj jest.
- Chciałem. - zgodził się z lekkim skinieniem głowy. Jego oczy powędrowały na niebo, po czym znów spotkały moje. Nie można było oderwać wzroku od tego spojrzenia.
- D-dlaczego? - zająknęłam się.
- Chcę, żebyś została w domu. - powiedział bez ogródek. - Zaklucz drzwi, zamknij okna. Za nic nie wychodź z domu, nawet na jedzenie.
- C-co?
- Po prostu... Posłuchaj. - powiedział ostrożnie, najwyraźniej zmieniając dobór swoich słów, gdy popatrzył na mnie oczami koloru węgla.
Jego ton mnie zaskoczył. Był ciemny, ale miał warstwę ochronną. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mówił mi te rzeczy. Miałam pracę do wykonania. Nie mogłam po prostu zamknąć się w domu, dopóki on nie zmieni zdania. Nie było takiej opcji.
- Nie mogę. - zmarszczyłam brwi. - Mam swoje obowiązki.
Zrobił krok do przodu, tak, że był między nami ledwo centymetr odległości i pochylił się, mając oczy na moim poziomie. - Wiem o czym mówię.
Jego gorący oddech uderzył w moją twarz, a ja od razu cofnęłam się o krok, próbując to wszystko poskładać. - Wyjaśnij mi to. - powiedziałam zaciekawiona. Jeśli miałam zamknąć się w swoim mieszkaniu, to musiałam chociaż wiedzieć dlaczego.
- Jesteś uparta. - zauważył.
- A ty unikasz tematu. - zażartowałam.
- Ostrożnie, księżniczko. - uniósł brew. - Nie przekraczaj swoich granic.
- Po prostu powiedz-
Moje zdanie zostało przerwane przez nagły dźwięk, który przypominał mi stary samochód, ale oczywistym było, że to nie to.
- Wsiadaj do auta. - nawet się nie zawahałam przed otworzeniem drzwi i wskoczeniem do środka oraz zapięciu pasa, a on przeszedł dookoła, zajmując swoje miejsce. Nawet nie fatygował się by zapiąć pas, gdy opuszczał parking, wydając charakterystyczny dźwięk oponami.
Ostatnimi rzeczami jakie zobaczyłam przed skręceniem za róg były ciemne sylwetki, trudne do rozpoznania, jednak identyczne i mające pistolet w dłoniach.
I jedyne co mogłam czuć to strach.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
Subskrybuj:
Posty (Atom)