Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na kanapie i popijałam herbatę, w końcu czując się swobodnie po tym stresującym tygodniu. Gdybym naprawdę to podliczyła, wszystko byłoby winą Shane'a. Uderzenie w krocze byłoby idealną zapłatą, za nie jedno, a trzy spotkania z tajemniczym chłopakiem, właściwie Stylesem.
Ale, jak zwykle, mój cudowny dzień nie mógł się tak skończyć, ponieważ przerwało go mocne pukanie do drzwi. Stłumiłam jęk, niechętnie odstawiając kubek z herbatą i książkę, na szafkę obok, po czym wyplątałam się z koca, podchodząc do drzwi. Byłam w pełni świadoma, że wyglądam jak umierający kot, ale otworzyłam drzwi i byłam naprawdę zaskoczona. To była Olivia.
- Um, hej, Olivia, co tutaj robisz? - spytałam, drapiąc się niezręcznie po karku.
- Hej, Alice! Oh! Trafiłam na zły moment? Przepraszam, po prostu... - Kontynuowała, chociaż mój umysł całkowicie się wyłączył i nie słuchałam tego, co ma mi do powiedzenia. Po dłużej chwili, podniosłam rękę, krzywiąc się. - Zaczekaj, proszę. Jedno pytanie. Skąd do cholery masz mój adres?
Czułam się prawie źle, przez moją złą reakcję na cokolwiek mówiła, ale to nie wydawało się jej przeszkadzać. Nic nie mogło przytłoczyć tej dziewczyny. Nie miała żadnej słabej strony.
- Oh, pamiętasz swoją parapetówkę?
- Okej, um, nieważne. - mruknęłam. - Po co tutaj przyszłaś?
Zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. To był wyraz, który rzadko na niej widziałam. Zaczęłam czuć się skrępowana, gdy jej oczy badały moją twarz, jakby szukając czegoś. Po chwili zbliżyła się do mnie, po czym zadała dość nieoczekiwane pytanie. - Jak się czujesz?
- Co?
- Czułaś się ostatnio dziwnie? Coś złego się dzieje?
Moją skórę przeszła gęsia skórka, gdy tak mówiła, a normalny, szczęśliwy błysk w jej oczach zmienił się na coś innego. Uświadomiłam sobie wtedy, że nigdy nie zwracałam uwagi na to, że jej zewnętrzna, zawsze wesoła strona była tylko przykrywką, bo naprawdę była uważna i mądra. Wierciłam się nerwowo, nie wiedząc jak odpowiedzieć na jej pytanie.
Mogłam skłamać i powiedzieć nie, nic się nie dzieje, podczas, gdy działo się naprawdę wiele, więc chyba mogę powiedzieć prawdę. Zawsze byłam zadowolona z mojej prawdomówności, ale bałam się jej kwestionowania. A poza tym, czy spotkanie członka gangu kilka razy było normą, zwłaszcza z takim bratem jak mój?
- Nie. - zamarłam. - Dlaczego?
- Ah, więc nie wiesz. - mruknęła, wzdychając głośno.
- Nie wiem czego? - mój głos był niepewny. Miałam dość tajemniczej taktyki Olivii. To sprawiało, że byłam niepewna i niecierpliwa.
- O Seth'ie.
Jego imię wypowiedziane na głos był dla mnie niczym zimny prysznic wszystkich wspomnień, ale szybko je odepchnęłam. Zamknęłam oczy, cofając łzy, które groziły spłynięciem po moich policzkach. Nieświadomie przejechałam dłońmi po swoich ramionach, patrząc na Olivię. Czekała na moją reakcję, dając mi chwilę na przetworzenie tego, co właśnie powiedziała.
- Jest w mieście. - ciągnęła powoli, a jej wzrok był nieufny. - Był dzisiaj w biurze, szukając ciebie.
- C-co mu powiedziałaś? - zająknęłam się, próbując brzmieć spokojnie.
Zawahała się, zanim odpowiedziała, a ja czułam, jak edytuje w głowie to, co ma mi przekazać. - Powiedziałam, że nie ma cię dzisiaj w biurze, ale powinnaś być już w poniedziałek.
- To wszystko? - naciskałam.
- Zapytał także o twój numer. - dodała, a jej głos ponownie się załamał.
- I? - mój głos był napięty i ostrożny.
- Nie dałam mu go. - wypuściła oddech, relaksując swoją napiętą podstawę. - Powiedziałam tylko, że to nie było moje miejsce, ale będę oczekiwała go w poniedziałek.
- Dzięki...
Posłała mi delikatny uśmiech, który był prawie współczujący, zanim wydała z siebie krótkie pożegnanie i wyszła. Stałam w progu drzwi, patrząc jak odchodzi i w tym momencie zdałam sobie z czegoś sprawę.
Nigdy tak naprawdę nie powiedziałam Olivii o Seth'ie. Ona wiedziała tylko, że był moim byłym chłopakiem. Jednak przez sposób, w który się dzisiaj zachowywała, zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie wie czegoś więcej.
___
- Chcę z tobą wyjść.
- Słuchaj, Al. Jesteś urocza i w ogóle, ale nie zrozum mnie, po tym wszystkim...
- Nie w takim sensie. - przewróciłam oczami i lekko klepnęłam ramię Shane'a. - Miałam na myśli, żebyś mnie gdzieś zabrał, by pomóc odciągnąć moje myśli od pewnych rzeczy. Potrzebuję dobrego rozproszenia.
- Rozproszenia od czego? - zmrużył podejrzliwie oczy.
Nie czułam się dobrze od wczorajszego spotkania z Olivią. Nie tylko dlatego, że wyjaśniła, że mój nadużywający przemocy były chłopak wrócił do miasta, ale też dlatego, że Olivia w ogóle nie zachowywała się w podobny do niej sposób. To mnie prawie przestraszyło. Jej czujność i ton głosu: poważny i ciemny. Gdybym nie znała jej lepiej, pomyślałabym, że to była jej przerażająca bliźniaczka czy coś.
Miałam wcześniej powiedzieć Shane'owi o powrocie Seth'a do miasta, tak w ogóle. To wydawało się wręcz nierealne. Czułam, że gdybym powiedziała to Shane'owi, zaczęłoby się wydawać prawdziwe. I wtedy całe piekło wróci.
Jednak z drugiej strony nie mogę mu nie powiedzieć. On był moim przyjacielem, tak bliskim jak brat, musiałam mu powiedzieć. Moim jedynym zmartwieniem w tym momencie był fakt, że Elijah nie może się dowiedzieć. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
- Po prostu dużo się u mnie działo. - odpowiedziałam, zdradzając tylko połowę prawdy. Nie chciałam go okłamywać.
- Jak na przykład? - spytał. Upór był moją najmniej ulubioną cechą w nim.
- Seth wrócił. - przyłożyłam dłoń do ust, tak szybko, jak tylko te słowa je opuściły. To było tak, jakbym w ogóle nie kontrolowała tego co mówię. To się po prostu stało.
Shane nie odezwał się nawet słowem, co niezmiernie mnie zdziwiło. Zamiast tego sprawdził swoje kieszenie. Zmarszczył brwi, gdy nic w nich nie znalazł i zaczął przeszukiwać cały mój dom (nie do końca). W końcu znalazł telefon i przyłożył go do ucha, gdy zdałam sobie sprawę z tego co robi.
Rzuciłam się na niego, szybko zabierając mu komórkę i zakończyłam połączenie. Spojrzał na mnie ze swojej pozycji na podłodze. - Co do cholery, Alice?
- Nie możesz do niego zadzwonić. - mój głos drżał ze strachu. Gdyby Elijah dowiedział się, że Seth wrócił, moje życie rozdarłoby się na kawałeczki. W końcu udało mi się trochę odsunąć od Setha, a nocne koszmary już się nie zdarzają. Zmieniłam numer telefonu i przeprowadziłam się na drugi koniec miasta, do swojego starego mieszkania. Oprócz mojej pracy, wszystko się u mnie zmieniło. Nawet trochę podcięłam włosy.
- On musi wiedzieć, Al. - odpowiedział, siadając powoli. Jego głos był miękki, co jak myślał, miało być przekonujące.
- On nie może. - powiedziałam z grobowym wyrazem twarzy. Shane był uparty, ale musiałam wygrać tę walkę. Elihaj nie mógł się dowiedzieć o powrocie Seth'a, zwłaszcza dopóki nie mam pewności, że naprawdę wrócił i stanowi dla mnie jakiekolwiek zagrożenie.
- Alice, Seth jest niebezpieczny. - uśmiechnął się smutno i delikatnie złapał moje dłonie. Czułam jego dodatkową ostrożność, gdy zapewne przypomniał sobie, co się działo. I wzdrygnął się, ponieważ ja też to zrobiłam. - Przysięgam na życie, że nie pozwolę mu cię skrzywdzić, ale twój brat musi wiedzieć. Pomyśl o tym, jeśli dowie się później, że Seth ponownie zjawił się w mieście, będzie wściekły.
- On wcale nie musi się dowiedzieć. - odpowiedziałam.
- Nawet jeśli mu nie powiesz, on i tak się dowie, Al. - uniósł brew, dodając mi odwagi. - Ma oczy wszędzie.
Shane opanował mnie. Nie miałam teraz żadnych wystarczających argumentów, przeciwko nim i wiedział, że tak jest. Był zadowolony z siebie, a zwycięski uśmiech wkradł się na jego usta w odpowiedzi mojej oczywistej klęski. Musiałam zmienić tylko swoją taktykę.
- Proszę, Shane. - mruknęłam cicho, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, a on mocniej złapał moje dłonie. - Potrafisz chronić mnie wystarczająco... Na teraz. Jeśli Elijah dowie się i będzie zły, przyjmę uderzenie na siebie, okej? - Shane drgnął na mój dobór słów, ale kontynuowałam i tak. - I wszystko będzie dobrze. Tylko proszę, nie chcę, żeby Elijah wracał tylko z tego powodu. Ch-chcę, żeby wrócił, gdy będzie tego chciał.... - urwałam, nie wiedząc jak skończyć.
- On tęskni za tobą, Al. - Shane zmarszczył brwi. - I nie miej nawet do tego wątpliwości.
Wypuściłam oddech. Nawet z moją pracą i Shane'm byłam samotna. Nie miałam prawdziwej rodziny, na której mogłam polegać. Jedyna osoba, którą miałam, odeszła trzy lub cztery lata temu. Po prostu nie miałam nikogo, kto nigdy by mnie nie zawiódł, ale nie chciałam też zmuszać Elijah do powrotu do domu. Chciałam, żeby po prostu wrócił, gdy naprawdę będzie tego chciał.
- Tak, wiem. - wypuściłam drżący oddech. - Tylko proszę, Shane. Nie mów mu. Jeszcze nie.
Wydawał się rozdarty, więc dodałam kolejne "proszę".
- Dobrze. - westchnął pokonany. - Ale jeśli twój brat się dowie, ty bierzesz na siebie odpowiedzialność za to.
___
Czułam się dziwnie pewnie, gdy Shane zatrzymał swój samochód na moim miejscu parkingowym. Poniedziałkowy poranek minął zdecydowanie za szybko. Przygotowywałam się po prostu do pracy. No może z wyjątkiem tego, że przygotowywałam się również na spotkanie z pewną osobą, którą była ostatnią, z którą chciałam się zobaczyć.
Ta pewność mogła zależeć tylko od tego, że Shane nie chciał zostawać z tyłu i zdecydował się przyprowadzić jednego ze swoich przyjaciół, Micah. Byli razem całkiem blisko, a fakt, że miał 185 cm wzrostu i duże mięśnie, sprawiał, że czułam się pewniej.
- Gotowa? - Shane spojrzał na mnie z miejsca kierowcy. Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową, zanim wysiadłam z auta. Natychmiast ta para otoczyła mnie, a Micah posłał mi uspokajający uśmiech. Podczas jazdy dowiedziałam się, że jest mechanikiem i pracuje w warsztacie kilka przecznicy od mojego domu oraz to, że lubi pływać. Bezużyteczne ciekawostki wystarczyły, żebym zbudowała wokół siebie pewnego rodzaju mur, który odgradza mnie od wszystkiego, co miało zaraz nastąpić. Niestety zburzył się, gdy tylko przekroczyłam próg mojego biura, które już teraz tętniło życiem: głośne rozmowy, pospieszne kroki i spadający papier.
- Jest w porządku, Al. - powiedział niskim głosem Shane, stojąc za mną. Skinęłam głową, bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam przed siebie, czując jego dłoń na dole moich pleców.
- Alice! - Olivia zwołała, gdy zbliżyłam się do swojego biurka. Duży uśmiech rozprzestrzeniał się na jej twarzy. - Spójrz! Skończyłam już swój artykuł! Dwa dni przed terminem, mogła byś rzucić na niego okiem? Przyda mi się ocena.
- Hej, Olivia. - pozwoliłam sztucznemu uśmiechowi pojawić się na mojej twarzy. - Aktualnie jestem trochę zajęta, ale może Joel ci pomoże. - dodałam, wskazując dłonią na jednego z naszych współpracowników, który siedział teraz przy swoim biurku z pustym wyrazem twarzy. Zawsze udawało mu się skończyć artykuł prawie tak szybko, jak tylko dostał jego temat. To naprawdę mnie zachwycało.
- Okej, dzięki. - odpowiedziała i szybko zniknęła.
Skinęłam głową i odwróciłam się, siadając przy swoim biurku, tym razem bez żadnych przerw.
- To ona ci o wszystkim powiedziała? - Shane zaczął mieć wątpliwości, a jego brew uniosła się w niedowierzaniu. - Myślałem, że powiedziałaś, że była... przestraszona, gdy to mówiła.
Skrzywiłam się, wiedząc, że to mogło się stać. Po tym, gdy zabroniłam mu mówić o wszystkim Elijah, on chciał wiedzieć wszystko, nawet to, jak moja rozmowa z Olivią zeszła na ten temat. Prawdę mówiąc, to było całkiem nieprawdopodobne, że Olivia była taka przerażona i uważna, gdy mi o wszystkim mówiła. To było zupełne inne od jej typowego bycia szczęśliwą.
- Przysięgam, że była. - odpowiedziałam szybko. - Nie wiem co się...
- Alice Maddox. - wzdrygnęłam się, słysząc głośny ton Heidi, dobiegający z jej biura. Tylko przez ten ton mogłam wywnioskować, że zaraz mnie okrzyczy.
- Kto to? - Micah spytał, a jego głowa odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk.
- Moja szefowa. - jęknęłam, odpychając się od biurka. - Po prostu poczekajcie tutaj, dobrze? Zaraz wrócę.
Niechętnie powlokłam się do jej biura, a milion różnych możliwości przebiegało przez mój umysł. Czy kogoś obraziłam? Byłam dla kogoś niegrzeczna? Czy przypadkiem znów przedarłam jakieś insynuacje seksualne w moim artykule? Przysięgam, że to była pomyłka. Może.
- Tak? - odpowiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał zupełnie normalnie.
To co mi powiedziała, kompletnie mnie zaskoczyło. I to nie było nic o seksualnych insynuacjach.
- Miałabyś coś przeciwko wytłumaczeniu mi, dlaczego jakiś chłopak przyszedł tutaj rano, pytając o ciebie? - spytała, unosząc brwi. - Przedstawił się jako Styles, tak sądzę.
Momentalnie zaschło mi w gardle. Prawie zapomniałam o tajemniczym chłopaku, przez ten cały "powrót Seth'a" i tajemniczość Olivii, że ledwo to zrozumiałam. On pojawiając się po raz kolejny, zaskoczył mnie. Dokładnie pamiętałam, jak przeciwny był jakiejkolwiek interakcji z nim, nawet jeśli to zawsze był przypadek. To nie tak, że chciałam być blisko niego.
- K-Kto? - wyjąkałam z szeroko otwartymi oczami.
Heidi przewróciła oczami. - Jeśli to pomoże, to czeka w pobliżu. - powiedziała, a jej głos nie był już dłużej profesjonalny, ale zamiast denerowować, wskazała palcem na okno. - Może go rozpoznasz.
Podeszłam powoli do okna, będąc po prostu przerażona. Rzeczywiście zauważyłam głowę pełną ciemnych loków z biura Heidi na drugim piętrze. Opierał się o jakiś elegancki, czarny samochód, ale nie mogłam określić jego marki. Musiałabym spytać Shane'a.
Wydawał się być całkiem cierpliwy, stojąc tam i po prostu czekając na mnie.
- Jak długo już tutaj jest? - wykrztusiłam.
- Prawie godzinę. - odpowiedziała krótko. - Nie lubię go, tak w ogóle, Alice. Nie lubię takich ludzi, pojawiających się w moim biurze i szukających cię. Jeśli to ma coś wspólnego z twoich artykułem, było bardzo głupim pomysłem, że...
- Tak, moje zadanie, przepraszam! - rozegrałam to nerwowo. Heidi tylko czekała na okazję do zwolnienia mnie. Gdyby myślała, że jestem powiązana z członkiem gangu, na pewno byłabym już skończona. Powtarzała raz po raz, że to poważny magazyn, a nie jakaś zabawa. To był jeden z moich ulubionych cytatów Heidi Olsen.
Zmrużyła z irytacją oczy. - Po prostu się go pozbądź.
Pospiesznie skinęłam głową, rzucając jeszcze kilka przeprosin i wróciłam do swojego biurka. Shane i Micah siedzieli oboje na krzesłach (zdałam sobie sprawę z tego, że jedno ukradli mojemu współpracownikowi) mówiąc coś o basenie, zanim podeszłam.
- W końcu jesteś. - uśmiechnął się Shane. - Wszystko w porządku?
- Emm, ta. - skinęłam głową. - Tak myślę, możecie już iść.
Micah zmarszczył brwi. - Jesteś pewna? Co jeśli się tutaj pokaże...?
- Zadzwonię. - przykleiłam uśmiech do twarzy. Oboje zmarszczyli brwi, wymieniając się spojrzeniami. Wiedziałam, że Shane mi nie wierzy i byłam prawie przekonana, że Micah też nie. Cholera.
- W porządku... - urwał Shane, wstając powoli z krzesła. - Sprawdzę cię za godzinę. Uważaj na siebie, dobrze? - złożył pocałunek na moim czole i przeszedł mnie dreszcz, przez wspomnienie o Stylesie, czekającym na mnie. Myślałam, że to był ostatni raz kiedy go widziałam. Widocznie się myliłam.
Po kilku kolejnych zapewnieniach, że wszystko jest w porządku, oboje wyszli, a ja zaczęłam czuć zdenerwowanie. Może byłoby lepiej, gdyby Shane i Micah wciąż byli przy mnie? Po tym wszystkim, Styles wciąż był osobą niebezpieczną, nawet jeśli nie widzę w nim zagrożenia dla siebie. Postawił tą sprawę całkiem jasno.
Odsunęłam od siebie te uczucia i próbowałam nabrać trochę pewności siebie, gdy po cichu wyszłam na zimne powietrze.
Zauważyłam go od razu i nie mogłam nic na to poradzić, zaczęłam czuć się bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
Zaczęłam iść najciszej jak potrafię, tak sądzę. Szłam powoli wzdłuż chodnika, zastanawiając się dlaczego się tutaj zjawił, skoro mieliśmy takie bezczelne pożegnanie.
Nagle podniósł wzrok, a jego zielone oczy spotkały moje. Na początku były jasne. Sądziłam, że to ich naturalny odcień, ale znacznie pociemniały, gdy mnie zobaczył. Poczułam, jak mój żołądek przewraca się z nerwów i zatrzymałam się, gdy znajdowałam się od niego tylko kilka metrów.
Cisza. Nie powiedział żadnego słowa. Patrzył na mnie tylko z zaciekawieniem swoimi oczyma, których za nic nie potrafiłam odczytać.
- Więc... Chciałeś mnie zobaczyć? - mój głos był słaby i prawie przestraszony, ale starałam się tego nie okazać. Nie chciałam, żeby widział, że się boję. Nie boję się go. Nie bałam. Boję się tylko powodu, dla którego tutaj jest.
- Chciałem. - zgodził się z lekkim skinieniem głowy. Jego oczy powędrowały na niebo, po czym znów spotkały moje. Nie można było oderwać wzroku od tego spojrzenia.
- D-dlaczego? - zająknęłam się.
- Chcę, żebyś została w domu. - powiedział bez ogródek. - Zaklucz drzwi, zamknij okna. Za nic nie wychodź z domu, nawet na jedzenie.
- C-co?
- Po prostu... Posłuchaj. - powiedział ostrożnie, najwyraźniej zmieniając dobór swoich słów, gdy popatrzył na mnie oczami koloru węgla.
Jego ton mnie zaskoczył. Był ciemny, ale miał warstwę ochronną. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mówił mi te rzeczy. Miałam pracę do wykonania. Nie mogłam po prostu zamknąć się w domu, dopóki on nie zmieni zdania. Nie było takiej opcji.
- Nie mogę. - zmarszczyłam brwi. - Mam swoje obowiązki.
Zrobił krok do przodu, tak, że był między nami ledwo centymetr odległości i pochylił się, mając oczy na moim poziomie. - Wiem o czym mówię.
Jego gorący oddech uderzył w moją twarz, a ja od razu cofnęłam się o krok, próbując to wszystko poskładać. - Wyjaśnij mi to. - powiedziałam zaciekawiona. Jeśli miałam zamknąć się w swoim mieszkaniu, to musiałam chociaż wiedzieć dlaczego.
- Jesteś uparta. - zauważył.
- A ty unikasz tematu. - zażartowałam.
- Ostrożnie, księżniczko. - uniósł brew. - Nie przekraczaj swoich granic.
- Po prostu powiedz-
Moje zdanie zostało przerwane przez nagły dźwięk, który przypominał mi stary samochód, ale oczywistym było, że to nie to.
- Wsiadaj do auta. - nawet się nie zawahałam przed otworzeniem drzwi i wskoczeniem do środka oraz zapięciu pasa, a on przeszedł dookoła, zajmując swoje miejsce. Nawet nie fatygował się by zapiąć pas, gdy opuszczał parking, wydając charakterystyczny dźwięk oponami.
Ostatnimi rzeczami jakie zobaczyłam przed skręceniem za róg były ciemne sylwetki, trudne do rozpoznania, jednak identyczne i mające pistolet w dłoniach.
I jedyne co mogłam czuć to strach.
Ta pewność mogła zależeć tylko od tego, że Shane nie chciał zostawać z tyłu i zdecydował się przyprowadzić jednego ze swoich przyjaciół, Micah. Byli razem całkiem blisko, a fakt, że miał 185 cm wzrostu i duże mięśnie, sprawiał, że czułam się pewniej.
- Gotowa? - Shane spojrzał na mnie z miejsca kierowcy. Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową, zanim wysiadłam z auta. Natychmiast ta para otoczyła mnie, a Micah posłał mi uspokajający uśmiech. Podczas jazdy dowiedziałam się, że jest mechanikiem i pracuje w warsztacie kilka przecznicy od mojego domu oraz to, że lubi pływać. Bezużyteczne ciekawostki wystarczyły, żebym zbudowała wokół siebie pewnego rodzaju mur, który odgradza mnie od wszystkiego, co miało zaraz nastąpić. Niestety zburzył się, gdy tylko przekroczyłam próg mojego biura, które już teraz tętniło życiem: głośne rozmowy, pospieszne kroki i spadający papier.
- Jest w porządku, Al. - powiedział niskim głosem Shane, stojąc za mną. Skinęłam głową, bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam przed siebie, czując jego dłoń na dole moich pleców.
- Alice! - Olivia zwołała, gdy zbliżyłam się do swojego biurka. Duży uśmiech rozprzestrzeniał się na jej twarzy. - Spójrz! Skończyłam już swój artykuł! Dwa dni przed terminem, mogła byś rzucić na niego okiem? Przyda mi się ocena.
- Hej, Olivia. - pozwoliłam sztucznemu uśmiechowi pojawić się na mojej twarzy. - Aktualnie jestem trochę zajęta, ale może Joel ci pomoże. - dodałam, wskazując dłonią na jednego z naszych współpracowników, który siedział teraz przy swoim biurku z pustym wyrazem twarzy. Zawsze udawało mu się skończyć artykuł prawie tak szybko, jak tylko dostał jego temat. To naprawdę mnie zachwycało.
- Okej, dzięki. - odpowiedziała i szybko zniknęła.
Skinęłam głową i odwróciłam się, siadając przy swoim biurku, tym razem bez żadnych przerw.
- To ona ci o wszystkim powiedziała? - Shane zaczął mieć wątpliwości, a jego brew uniosła się w niedowierzaniu. - Myślałem, że powiedziałaś, że była... przestraszona, gdy to mówiła.
Skrzywiłam się, wiedząc, że to mogło się stać. Po tym, gdy zabroniłam mu mówić o wszystkim Elijah, on chciał wiedzieć wszystko, nawet to, jak moja rozmowa z Olivią zeszła na ten temat. Prawdę mówiąc, to było całkiem nieprawdopodobne, że Olivia była taka przerażona i uważna, gdy mi o wszystkim mówiła. To było zupełne inne od jej typowego bycia szczęśliwą.
- Przysięgam, że była. - odpowiedziałam szybko. - Nie wiem co się...
- Alice Maddox. - wzdrygnęłam się, słysząc głośny ton Heidi, dobiegający z jej biura. Tylko przez ten ton mogłam wywnioskować, że zaraz mnie okrzyczy.
- Kto to? - Micah spytał, a jego głowa odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk.
- Moja szefowa. - jęknęłam, odpychając się od biurka. - Po prostu poczekajcie tutaj, dobrze? Zaraz wrócę.
Niechętnie powlokłam się do jej biura, a milion różnych możliwości przebiegało przez mój umysł. Czy kogoś obraziłam? Byłam dla kogoś niegrzeczna? Czy przypadkiem znów przedarłam jakieś insynuacje seksualne w moim artykule? Przysięgam, że to była pomyłka. Może.
- Tak? - odpowiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał zupełnie normalnie.
To co mi powiedziała, kompletnie mnie zaskoczyło. I to nie było nic o seksualnych insynuacjach.
- Miałabyś coś przeciwko wytłumaczeniu mi, dlaczego jakiś chłopak przyszedł tutaj rano, pytając o ciebie? - spytała, unosząc brwi. - Przedstawił się jako Styles, tak sądzę.
Momentalnie zaschło mi w gardle. Prawie zapomniałam o tajemniczym chłopaku, przez ten cały "powrót Seth'a" i tajemniczość Olivii, że ledwo to zrozumiałam. On pojawiając się po raz kolejny, zaskoczył mnie. Dokładnie pamiętałam, jak przeciwny był jakiejkolwiek interakcji z nim, nawet jeśli to zawsze był przypadek. To nie tak, że chciałam być blisko niego.
- K-Kto? - wyjąkałam z szeroko otwartymi oczami.
Heidi przewróciła oczami. - Jeśli to pomoże, to czeka w pobliżu. - powiedziała, a jej głos nie był już dłużej profesjonalny, ale zamiast denerowować, wskazała palcem na okno. - Może go rozpoznasz.
Podeszłam powoli do okna, będąc po prostu przerażona. Rzeczywiście zauważyłam głowę pełną ciemnych loków z biura Heidi na drugim piętrze. Opierał się o jakiś elegancki, czarny samochód, ale nie mogłam określić jego marki. Musiałabym spytać Shane'a.
Wydawał się być całkiem cierpliwy, stojąc tam i po prostu czekając na mnie.
- Jak długo już tutaj jest? - wykrztusiłam.
- Prawie godzinę. - odpowiedziała krótko. - Nie lubię go, tak w ogóle, Alice. Nie lubię takich ludzi, pojawiających się w moim biurze i szukających cię. Jeśli to ma coś wspólnego z twoich artykułem, było bardzo głupim pomysłem, że...
- Tak, moje zadanie, przepraszam! - rozegrałam to nerwowo. Heidi tylko czekała na okazję do zwolnienia mnie. Gdyby myślała, że jestem powiązana z członkiem gangu, na pewno byłabym już skończona. Powtarzała raz po raz, że to poważny magazyn, a nie jakaś zabawa. To był jeden z moich ulubionych cytatów Heidi Olsen.
Zmrużyła z irytacją oczy. - Po prostu się go pozbądź.
Pospiesznie skinęłam głową, rzucając jeszcze kilka przeprosin i wróciłam do swojego biurka. Shane i Micah siedzieli oboje na krzesłach (zdałam sobie sprawę z tego, że jedno ukradli mojemu współpracownikowi) mówiąc coś o basenie, zanim podeszłam.
- W końcu jesteś. - uśmiechnął się Shane. - Wszystko w porządku?
- Emm, ta. - skinęłam głową. - Tak myślę, możecie już iść.
Micah zmarszczył brwi. - Jesteś pewna? Co jeśli się tutaj pokaże...?
- Zadzwonię. - przykleiłam uśmiech do twarzy. Oboje zmarszczyli brwi, wymieniając się spojrzeniami. Wiedziałam, że Shane mi nie wierzy i byłam prawie przekonana, że Micah też nie. Cholera.
- W porządku... - urwał Shane, wstając powoli z krzesła. - Sprawdzę cię za godzinę. Uważaj na siebie, dobrze? - złożył pocałunek na moim czole i przeszedł mnie dreszcz, przez wspomnienie o Stylesie, czekającym na mnie. Myślałam, że to był ostatni raz kiedy go widziałam. Widocznie się myliłam.
Po kilku kolejnych zapewnieniach, że wszystko jest w porządku, oboje wyszli, a ja zaczęłam czuć zdenerwowanie. Może byłoby lepiej, gdyby Shane i Micah wciąż byli przy mnie? Po tym wszystkim, Styles wciąż był osobą niebezpieczną, nawet jeśli nie widzę w nim zagrożenia dla siebie. Postawił tą sprawę całkiem jasno.
Odsunęłam od siebie te uczucia i próbowałam nabrać trochę pewności siebie, gdy po cichu wyszłam na zimne powietrze.
Zauważyłam go od razu i nie mogłam nic na to poradzić, zaczęłam czuć się bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
Zaczęłam iść najciszej jak potrafię, tak sądzę. Szłam powoli wzdłuż chodnika, zastanawiając się dlaczego się tutaj zjawił, skoro mieliśmy takie bezczelne pożegnanie.
Nagle podniósł wzrok, a jego zielone oczy spotkały moje. Na początku były jasne. Sądziłam, że to ich naturalny odcień, ale znacznie pociemniały, gdy mnie zobaczył. Poczułam, jak mój żołądek przewraca się z nerwów i zatrzymałam się, gdy znajdowałam się od niego tylko kilka metrów.
Cisza. Nie powiedział żadnego słowa. Patrzył na mnie tylko z zaciekawieniem swoimi oczyma, których za nic nie potrafiłam odczytać.
- Więc... Chciałeś mnie zobaczyć? - mój głos był słaby i prawie przestraszony, ale starałam się tego nie okazać. Nie chciałam, żeby widział, że się boję. Nie boję się go. Nie bałam. Boję się tylko powodu, dla którego tutaj jest.
- Chciałem. - zgodził się z lekkim skinieniem głowy. Jego oczy powędrowały na niebo, po czym znów spotkały moje. Nie można było oderwać wzroku od tego spojrzenia.
- D-dlaczego? - zająknęłam się.
- Chcę, żebyś została w domu. - powiedział bez ogródek. - Zaklucz drzwi, zamknij okna. Za nic nie wychodź z domu, nawet na jedzenie.
- C-co?
- Po prostu... Posłuchaj. - powiedział ostrożnie, najwyraźniej zmieniając dobór swoich słów, gdy popatrzył na mnie oczami koloru węgla.
Jego ton mnie zaskoczył. Był ciemny, ale miał warstwę ochronną. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mówił mi te rzeczy. Miałam pracę do wykonania. Nie mogłam po prostu zamknąć się w domu, dopóki on nie zmieni zdania. Nie było takiej opcji.
- Nie mogę. - zmarszczyłam brwi. - Mam swoje obowiązki.
Zrobił krok do przodu, tak, że był między nami ledwo centymetr odległości i pochylił się, mając oczy na moim poziomie. - Wiem o czym mówię.
Jego gorący oddech uderzył w moją twarz, a ja od razu cofnęłam się o krok, próbując to wszystko poskładać. - Wyjaśnij mi to. - powiedziałam zaciekawiona. Jeśli miałam zamknąć się w swoim mieszkaniu, to musiałam chociaż wiedzieć dlaczego.
- Jesteś uparta. - zauważył.
- A ty unikasz tematu. - zażartowałam.
- Ostrożnie, księżniczko. - uniósł brew. - Nie przekraczaj swoich granic.
- Po prostu powiedz-
Moje zdanie zostało przerwane przez nagły dźwięk, który przypominał mi stary samochód, ale oczywistym było, że to nie to.
- Wsiadaj do auta. - nawet się nie zawahałam przed otworzeniem drzwi i wskoczeniem do środka oraz zapięciu pasa, a on przeszedł dookoła, zajmując swoje miejsce. Nawet nie fatygował się by zapiąć pas, gdy opuszczał parking, wydając charakterystyczny dźwięk oponami.
Ostatnimi rzeczami jakie zobaczyłam przed skręceniem za róg były ciemne sylwetki, trudne do rozpoznania, jednak identyczne i mające pistolet w dłoniach.
I jedyne co mogłam czuć to strach.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
świetny rozdział! nie moge doczekać sie następnego :) / @remaingrande
OdpowiedzUsuńświetne ! naprawdę ! nie mogę się doczekać kolejnego ;3 życzę weny ~`Kaja
OdpowiedzUsuńpiękne! szybko czekam na kolejny ;v
OdpowiedzUsuńweny ! ~ala