czwartek, 2 października 2014

Rozdział 07.

Gapiłam się w ciemne oczy Harry'ego, a mój umysł pracował kilkanaście razy szybciej niż zazwyczaj, gdy przetwarzałam jego słowa. Nie mogłam znaleźć w nich żadnego sensu, nic do siebie nie pasowało. Jego oczy wciąż były ciemne, a usta zaciśnięte w wąską linię. Ale jego słowa były miękkie i ciche, nie pasowało to do jego wyrazu twarzy, gdy mnie obserwował.

- Co to znaczy? - odetchnęłam.

- To znaczy, że nigdzie się nie wybierasz, księżniczko. - odpowiedział, a przewaga była wyczuwalna w jego głosie.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie było sensu się z nim kłócić. Tak czy inaczej, i tak by wygrał, miał za dużo argumentów. Po pierwsze, on wiedział co robi, ja niezupełnie. Byłam pewna, że gdy tylko weszłam do domu, mógłby mnie przycisnąć do ściany. Po drugie, miał rację. Nawet jeśli był niebezpieczny, wiedziałam, że nie był bezpośrednim zagrożeniem dla mnie. Zagrożenie było znów na miejscu mojej pracy, wystrzał. Ta myśl sprawiła, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.

Czułam się niepewnie ze świadomością, że ktoś był w miejscu mojej pracy z bronią.

Olivia była z tym związana i pomimo jej złego zachowania w ostatnim czasie, nie poradziłabym sobie z tym, że coś jej się stało. Nawet to, że coś mogło stać się Heidi, sprawiało, że mój żołądek wywracał się z nerwów. Ona mogła być najsurowszym szefem na świecie, ale to nie znaczyło, że chciałam jej śmierci. To wszystko stało się tak szybko.

Nie byłam w stanie udźwignąć ciężaru, który spoczywał na moich ramionach. Byłam pewna, że zabójca czekał na mnie. I miałam całkiem dobry pomysł, kim mógłby on być.

Poczułam świst powietrza wokół mnie, a podłoga zaczęła się niebezpiecznie zbliżać.

___

Zamrugałam oczyma, siadając natychmiastowo. Nie wiedziałam gdzie jestem i co tu robię, ale byłam pewna, że nie jestem w swoim mieszkaniu. Jedyną dobrą rzeczą, którą mogłam odróżnić było to, że nie miałam żadnych koszmarów. To było dziwnie odprężające, nie doświadczać przeszłości w kółko w swoim śnie.

Rozejrzałam się po pokoju. Wydawał się całkiem znajomy.

Było trochę przypadkowych ubrań porozrzucanych po pokoju: męskich ubrań. Mogłam zobaczyć zamknięte drzwi do łazienki i coś, co wyglądało jak garderoba. Część ściany była pokryta zdjęciami w krwistoczerwonych ramkach, ale twarze nie były widoczne z mojego miejsca na łóżku rozmiaru małżeńskiego.

Dopiero, gdy zobaczyłam znajomą, skórzaną kurtkę, niedbale przerzuconą przez krawędź łóżka, zdałam sobie sprawę z tego gdzie jestem. To wszystko wydawało się dla mnie być tylko odległym snem, ale rzeczywistość szybko o sobie przypomniała.

Zastanawiałam się dlaczego i jak zasnęłam. Nie pamiętałam tej części. Wiedziałam tylko, że nie mogę opuścić tego miejsca. Harry tak powiedział.

Jak na zawołanie, drzwi od łazienki się otworzyły, sprawiając, że na ziemi pojawiło się dużo sztucznego światła. Wtuliłam się bardziej w miękkie poduszki i koc, patrząc z zaciekawieniem jak Harry wychodzi i od razu poczułam się zakłopotana, gdy jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik przewieszony nisko przez jego biodra. Odwróciłam szybko wzrok, a moje policzki się zarumieniły.

- Dzień dobry, księżniczko. - podskoczyłam na jego głos, niski i ochrypły. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on zauważył, że już nie śpię.

- D-dobry. - odpowiedziałam z zakłopotaniem.

- Co się stało? - spytał, a jego głos przestał byc spokojny, a zmienił w czujny. Spojrzałam w górę, widząc jak odgarnia swoje włosy z twarzy, po czym uważnie rozgląda po pokoju.

- Oh, nic! - odpowiedziałam, a zabrzmiało to prawie realistycznie. Powiedziałam to tak wiele razy w przeszłości - do Seth'a, Shane'a i Elijah - że potrafię skłamać, niemal niełamiącym się głosem. Prawie. Harry zauważył.

- Kłamca. - powiedział, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Ciągła obecność ciemności w jego oczach zaczynała mnie nudzić. Chciałam zobaczyć jak wyglądają naprawdę. Chciałam zobaczy go, gdy będzie szczęśliwy i uśmiechnięty. Jeśli o to chodzi, nie widziałam jeszcze jego uśmiechu ani nie słyszałam śmiechu. Zadanie zaakceptowane.

- Ja... - zamarłam. Nie miałam odpowiedzi. Co miałam odpowiedzieć? Oh tak, Harry, kłamię ci właśnie prosto w oczy.


- Powiedz mi, co jest nie tak. - namawiał, zbliżając się powoli do mojej strony łóżka. Moja twarz ponownie się zaczerwieniła, więc odwróciłam wzrok na ścianę za nim.


Czekał w milczeniu, a ja wiedziałam, że w końcu będę musiała odpowiedziec.

- Mógłbyś może... założyć jakieś spodnie, proszę? - mruknęłam niemal bezgłośnie, unikając patrzenia na niego.

Jego cichy śmiech sprawił, że od razu na niego spojrzałam. Moja szczęka opadła do ziemi, gdy zobaczyłam piękny uśmiech na jego ustach. Miał dołeczki. Dołeczki. Cóż, jeśli wcześniej nie byłam odurzona, teraz zdecydowanie jestem. Dołeczki. Na litość boską.

Ale jego oczy wciąż były ciemne. I to mi przeszkadzało.

- Sprawiam, że się denerwujesz? - jego głos był niski, ale tym razem nie wyczuwałam w nim w ogóle zagrożenia. Bardziej humor. Czarny humor, byc może, ale humor.

- Nie. - skłamałam, starając się utrzymać swój głos gładki.

- Kłamca. - powtórzył, jednak tym razem uśmiech był na jego ustach, a dołeczki na policzkach.

Ostentacyjnie odwróciłam głowę, nie chcąc ciągnąc dalej tej rozmowy. Zaczęła schodzić na temat, który nie za bardzo mi się podobał. Byłam na to zbyt wrażliwa i choć nienawidziłem tego faktu, nie mogłam nic z tym zrobić.

- Alice. - jego głos stracił swoją delikatność i humor. Zignorowałam go.

- Spójrz na mnie. - to nie była prośba, to było polecenie.

Niechętnie na niego spojrzałam, a moje jasnoniebieskie oczy spotkały się z jego ciemnozielonymi. Jego uśmiech już zniknął, a zastąpiła go powaga. - Sprawiłem, że czujesz się niekomfortowo? - jego słowa mnie zdziwiły, bo nie był w ogóle rozbawiony. Był całkowicie poważny, a cały humor zniknął.

- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jestem pewna, że od razu wyczułby, że kłamię, więc to nie miało sensu.

- Przepraszam. - jego słowa były szczere, a ja czułam jak moje oczy się rozszerzają. Nie spodziewałam się przeprosin. To nie jego wina, że najmniejsze rzeczy mi przeszkadzały. W pewnym sensie to była moja wina. Zostałam z Seth'em i pozwoliłam na to, żeby tak na mnie wpłynął. Psychicznie i fizycznie. Ale powinnam coś z tym zrobić. Powiedzieć Shane'owi lub Elijah i wydostać się z tego.

Odwróciłam wzrok od jego oczu, przenosząc go na czerwoną pościel. - Jest w porządku.

Nie odpowiedział. Słyszałam jego kroki, gdy podchodził do garderoby i zamknął za sobą drzwi, dając mi kilka minut na swoje przemyślenia, bez jego gapienia się na mnie.

Miałam tak wiele pytań, ale one nigdy nie opuściłyby moich ust. Najbardziej chciałam wiedzieć o co chodzi. Dlaczego Harry miałby trzymać mnie w swoim domu? Co stało się wtedy w mojej pracy? Czy kiedykolwiek będę mogła znów wyjść? Czy kiedykolwiek uda mi się wyjść z tego całego chaosu tworzącego się wokół mnie?

Wtedy wrócił Harry, przerywając moje myśli. Zmierzyłam go wzrokiem. Miał teraz na sobie koszulkę z logo Pink Floyd i czarne, obcisłe jeansy.

- Lubię Pink Floyd. - skomentowałam, wskazując na jego koszulkę. Spojrzał w dół i krótki uśmiech błysnął na jego twarzy. - A ty?

- Ta, właściwie to jeden z moich ulubionych zespołów. - wyjaśniłam, ponownie się czerwieniąc, gdy gapił się na mnie. - Mój też.

Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. - Jaka jest twoja ulubiona piosenka?

- Wish you were here. - odpowiedział niemal natychmiast, a kąciki jego ust zadrżały w zbliżającym się uśmiechu.

- Naprawdę? - moje oczy rozszerzyły się lekko. - Moja też. Co w niej lubisz?

Wydawał się wahać i widziałam cień ciekawości na jego twarzy, po czym wzruszył ramionami i oparł się o ścianę. - Lubię głownię jeden wers. We're just to lost souls, swimming in a fish bowl. To mi dość bliskie.

- Oh. - mruknęłam.

- Dlaczego ci się podoba? - spytał, a jego głos stał się nagle delikatny.

- Cóż... Myślę, że to przez znaczenie. - zaczęłam wyjaśnianie. - Sposób w jaki to interpretuje to to, że wokaliście kogoś brakuje i marzą o tym, by oni tam byli, ale po prostu nie mogą, bo nie ma tam nic nowego.

Zamrugał, zdecydowanie zdziwiony moją odpowiedzią. - Za kim tęsknisz, Alice? - szepnął po chwili. Jego pytanie zbiło mnie z tropu bardziej niż go moja odpowiedź.

- Ja... - spojrzałam w dół na swoje dłonie. - Um, za moim bratem. Jest po prostu... bardzo zajęty.

Spojrzałam w górę, gdy Harry nie odpowiedział. Zauważyłam jego wzrok na mnie. - Musi byc ciężko. - powiedział, gdy tylko nasze oczy się spotkały.

- Jestem już dużą dziewczynką. - wzruszyłam ramionami.

- To nie znaczy, że zawsze potrafisz o siebie sama zadbać.

- A co to znaczy?

- Czasami potrzebujesz małej pomocy.

Czułam, że zaczynam stawać się bardziej obronna i wypuściłam oddech. Harry miał wiele stron, ale nie sądziłam, że będzie oceniał. Zrobiłby za dużo rzeczy, żeby teraz oceniać. To nie byłoby fair.

- Oferujesz ją? - słowa wyszły z moich ust szeptem i od razu pożałowałam, że je zadałam, gdy widziałam jak jego oczy ciemnieją.

- Nie teraz, księżniczko. - jego głos nie był wredny, ale surowy i miałam wrażenie, że ta surowość nie była skierowana do mnie. Tylko do niego.

- Jak się tutaj znalazłam? - spytałam nagle.

To pytanie nurtowało mnie już przez dłuższą chwilę. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu zaśnięcia, a tym bardziej zasypiania w jego łóżku. Moje ubrania nie były w ogóle naruszone, co było dobre, ale wciąż nie miałam pojęcia co zrobiłam.

Skrzywił się. - Zemdlałaś.

- Ja-co?

- Tam. - wskazał na zamknięte drzwi, prowadzące do dużego pokoju: kuchni/salonu/jadalni. - Mówiłem ci, że masz tutaj zostać i wydawałaś się trochę odległa na moment, a potem... upadłaś. Ale cię złapałem. - dodał bardziej łagodnym tonem.

- I przyniosłeś mnie tutaj? - szepnęłam.

- Tak. - skinął powoli głową, przyglądając się mojej reakcji. - To ci przeszkadza?

Myślałam o tym. Czy to mi przeszkadza? Musiał mnie tutaj przynieść, trzymając mnie pod plecami i nogami. Myśl o tym kontakcie sprawiał, że czułam się trochę niekomfortowo, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry nie był taki jak Seth. Może był mordercą, naprawdę nie wiem, ale nie nadużył mnie seksualnie we śnie i to sprawiło, że zaufałam mu trochę bardziej.

- Nie. - odpowiedziałam z całą pewnością. I tym razem miałam to na myśli.

Skinął głową i komfortowa cisza zapanowała w pomieszczeniu.

Harry był miły w dziwny sposób. Były chwile, gdy z jego oczu pałał gniew i jego ten mógł się zmienić na ciemny i groźny, ale w drugiej sekundzie jest delikatny i ma miękki głos. Zastanawiałam się czy mógł stwierdzić, że byłam ostatnio tak załamana.

Mój brzuch nagle burknął, przerywając milczenie i bardzo mnie zawstydzając.

- Głodna? - Harry uniósł brew.

Zarumieniłam się. - Trochę. - powiedziałam półprawdę. Umierałam z głodu.

- Więc dobrze, że lubię gotować.

___

Jest duża różnica między tym, że ktoś lubi gotować, a naprawdę robi to dobrze. Na szczęście Harry miał całkiem przyzwoite umiejętności kulinarne. Lub może fakt, że byłam tak bardzo głodna sprawił, że nie zwracałam uwagi na to, co jadłam.

Leżałam skulona je jego kanapie po zjedzeniu całkiem dużej porcji makaronu. Telewizor nie był włączony, ale podobało mi się to milczenie. Szkoda tylko, że nie miałam przy sobie żadnej książki. Książki czyniły dla mnie cuda. One cudownie potrafiły odwrócić uwagę od wszystkiego. A rozproszenie było tym, czego właśnie potrzebowałam.

Poczułam jak coś delikatnie mnie odkrywa i podniosłam głowę by spojrzeć na Harry'ego, który przykrywał mnie kocem. 

- Nie śpisz. - powiedział wprost.

- Nie...

- Miałaś zamknięte oczy. - odpowiedział, a jego głos był prawie monotonny. - Myślałem, że możesz spać.

- Oh. - aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmęczona byłam. Stłumiłam ziewnięcie, a uśmiech przekroczył jego możliwości.

- Jesteś zmęczona. - powiedział cicho. - Prześpij się.

- Nie chcę. - mruknęłam, gapiąc się w jego ciemne oczy.

Wydawało mi się, że rozważał coś, biorąc pod uwagę jego ekspresję.

Nie chciałam spać. Nawet jeśli byłam zmęczona, byłam też przestraszona. Wiedziałam, że gdy tylko spróbuję, mój mózg zacznie przetwarzać wydarzenia z kilku ostatnich dni, a następnie zaczęłyby się koszmary. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczyć kolejny flashback ze swojej przeszłości.

- Dlaczego?

- Boję się. - wiedziałam, że zada kolejne pytanie, więc musiałam przygotować sobie odpowiedź. Nie byłam jedną z tych osób, które szybko się otwierają, żeby opowiedziec mu o Seth'ie, chociaż zgaduję, że wie coś na ten temat lub przynajmniej się domyśla. Więc musiałam wykorzystać coś, co nie było do końca prawdą, ale powinnam się tego bać w tych okolicznościach.

- Dlaczego? - no i jest.

- Boję się tego co stało się dzisiaj. - wymamrotałam,odwracając wzrok. - Chcę o tym zapomnieć.

- Zaopiekuję się tobą. - jego słowa mnie zaskoczyły. Popatrzyłam w górę. Jego oczy były jeszcze ciemne, ale szczere. Wydawał się byc sympatyczny i trochę smutny, jednak nie mogłam stwierdzić dlaczego. 

- Nie potrzebuję twojej ochrony. - naprawdę jej nie chciałam. Sama zajmowałam się sobą przez bardzo długi okres czasu. Mój ojciec i brat mieli inne, niebezpieczne życie beze mnie. Shane tam był, ale zazwyczaj był pijany albo po prostu sobą, ale i tak go kocham, za to, że nie był cały czas przy mnie jako ochroniarz. Nie potrzebowałam niczyjej ochrony.

- Potrzebujesz. - nie zgodził się, a jego głos był płaski i mroczny. - A teraz idź spac, Alice. Jesteś zmęczona. Nie pozwolę niczemu cię skrzywdzić.

- Tylko dzisiaj. - szepnęłam.

Uniósł pytająco swoją brew.

- Nie potrzebuję twojego- - otworzył usta, by zaprotestować, jednak wyprzedziłam go. - Nie chcę twojej ochrony. Tylko dzisiaj.

Jego oczy pociemniały bardziej, ale skinął zanim zniknął w swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi.

Już dawno nie płakałam przed snem, poza moją wczorajszą retrospekcją, ale nagle pojawiły się w moich oczach i jedyne co mogłam zrobić, to pozwolić im wypłynąć. Mój oddech powoli stawał się płytszy, a po chwili odpłynęłam.

___

Gruba warstwa dymu unosiła się w powietrzu. Ciemna chmura sprawiała, że ciężko było widzieć i oddychać. Moje płuca zapiekły, gdy próbowałam znaleźć wyjście z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Czułam krawędź drzwi i chłodną klamkę, jednak nawet gdy nimi potrząsnęłam nawet nie drgnęły. 

Zaczęłam w nie bezsensownie uderzać, jednak nikt tego nie słyszał. 

Drapałam je paznokciami, mając nadzieję, że to w jakiś sposób mnie uratuje.

Kopnęłam je słabo, jednak nie miałam wystarczająco siły, by je otworzyć.

Ale moje próby były słabe i beznadziejne. Mój oddech stawał się powolniejszy i płytszy. Obraz zaczął stawac się rozmazany i mogłam poczuć dym w sobie. Nie miałam śliny w gardle i walczyłam, aby nie wdychać popiołu.

A wtedy ktoś nacisnął przycisk, dym zaczął się rozpraszać. Powoli i stopniowo zaczęło się pojawiać świeże powietrze. Były za mną drzwi, do których byłam przyciśnięta, ale znalazłam się w ogrodzie.

To było małe, okrągłe i otoczone wysokimi drzewami. Był tutaj staw pełen ryb i mostek, wystarczająco duży, żeby przeszły po nim dwie osoby, a za tym altanka.

Jakaś figura stała tam w cieniu, ale nawet stąd mogłam zobaczyć wysokiego i chudego mężczyznę z lokami na głowie. Uczucie ulgi przeszło przeze mnie i wypuściłam oddech, a moje płuca nie musiały już walczyć z wysiłkiem, tylko mogłam odetchnąć czystym i świeżym powietrzem.

Delikatny dźwięk zaalarmował jego czujność i odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę. Chociaż nie mogłam zobaczyć dokładnie jego twarzy, czułam jak jego zielone oczy patrzą w moje. 

Powoli, ale pewnie poszedł wzdłuż długości altanki i zszedł po schodach aż znalazł się na słońcu, a jego cechy były teraz widoczne.

Jego napięta postawa, ustawienie ust i ciemność w jego oczach w ogóle nie pasowała scenerii, w jakiej się znajdował. Jego twarz była prawie przerażająca i to nie pasowało szczęśliwemu otoczeniu.

Chciałam do niego podejść i zapytać o co chodzi, ale moje stopy były przyrośnięte do ziemi.

A wtedy, nagle, kolejna postać wyszła zza altanki. To było tak, jakby stała tam przez cały czas, ale po prostu jej jeszcze nie zauważyłam. On stał bliżej krawędzi, więc gdy przesunął się o krok do przodu był już na słońcu, w odległości tylko kilku metrów od Harry'ego. Przerażająco i niebezpiecznie.

Na twarzy Seth'a pojawił się chytry uśmiech. Jego oczy były lodowate, gdy patrzył na mnie, przerażoną. Bałam się jego obecności, choc wydawał mi się mniej groźny niż Harry. Ale Harry nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie. 

Wtedy, w mgnieniu oka, broń pojawiła się w dłoni Seth'a z palcem na spuście. Mój przerywany oddech nie wydawał się do nich trafiać ani moje krzyki z pytaniem "co się dzieje?!". Seth przechylił głowę w bok, a ja od razu skupiłam się na Harrym, błagając go, aby obronił mnie przed nieuchronnym końcem.

Słyszałam pociągnięcie za spust, a broń wystrzeliła. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był ruch ust Harry'ego w ostatnim ostrzeżeniu: biegnij.

Obiecał, że będzie mnie bronił. A wtedy mnie zawiódł.


***


Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x

1 komentarz:

  1. piękny ! czekam na dalej ! i na to kiedy on wyjaśni jej kim ona jest i przed kim Harry ją chroni ;3
    więc życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń