niedziela, 26 października 2014

Rozdział 09.

Byłam zaskoczona tym, że Harry tak łatwo wyszedł. Nie byłam pewna czy całkowicie mi zaufał czy po prostu nie było już większego zagrożenia. Byłam tylko małą, kruchą dziewczynką w porównaniu do niego czy chociażby Elijah. Jednak nie lubiłam ich porównywać -- byli bardzo podobni, jednak zupełnie różni.

Elijah był niebezpieczny, ale nie stwarzał zagrożenia dopóki nie musiał. Nie włóczył się po mieście i nie zaczepiał przypadkowych gangów. Zamiast tego, on dostarczał im narkotyki i broń, przygotowując ich do dalszego działania. Ale jeśli nie otrzymał w zamian za to pieniędzy lub ktoś nie przestrzegał zasad umowy, robiło się nieciekawie. Z drugiej strony, był moim bratem. I nigdy nie zachowywał się źle w stosunku do mnie.

Harry również był niebezpieczny, nie byłam tylko pewna jak bardzo. Wiedziałam, że mógłby mnie zabić, jeśli tylko by chciał. Pomimo tego, że powinnam być przerażona 1) potrafiłam się domyślić co jest w stanie mi zrobić, ale 2) nie byłam do końca pewna, po prostu się nie bałam. Uratował moje życie dwa razy i to było o jeden raz więcej niż ja jego. Oprócz tego, sprawiał, że czułam się bezpieczna. To nie było uczucie, do którego byłam przyzwyczajona.

Przeszłam po jego pokoju, patrząc na beżowe ściany. Nie było okien czy plakatów, tylko kilka rozrzuconych zdjęć. Na jednym był on z jakąś kobietą i kimś, kto wyglądał jak ona w swoich latach dwudziestych. Wszyscy byli do siebie podobni i domyśliłam się, że muszą być ze sobą spokrewnieni. Może to była jego matka i siostra lub ciocia i kuzynka. Tak czy inaczej, uśmiech na jego twarzy na pewno był szczery.

Inne zdjęcie pokazywało go w wieku może pięciu lub czterech lat. Miał krótko przycięte włosy i jasne oczy. Szczęśliwy uśmiech rozprzestrzeniał się na jego twarzy, dokładnie tak jak na poprzednim i można było zauważyć zarys dołeczków, które stały się głębsze wraz z wiekiem.

Nagły dźwięk głosu sprawił, że nie mogłam się ruszyć, a moja głowa od razu odwróciła się w kierunku drzwi do garderoby Harry'ego. Słuchałam uważnie, powoli się do nich zbliżając, gdy słyszałam bardzo znajomy głos.

Przez dźwięk tego głosu przeszły mnie ciarki. Był oschły i prawie zachrypnięty, było w nim też coś, czego nie słyszałam od bardzo długiego czasu.

Poczułam się jak jeleń, na którego przeniosło się światło reflektorów, gdy Harry wszedł przez drzwi. Jego oczy były ciemne i dzikie. Wydawał się wściekły.

- Jak mogłaś mi nie powiedzieć? - warknął, mrużąc na mnie oczy. - Jak mogłaś nic nie powiedzieć?

Zaczął się do mnie podchodzić, dopóki nie był na tyle blisko, że mogłam poczuć jego ciepły oddech. To właśnie wtedy po raz pierwszy się go bałam.

- Nawet nie waż się być na nią zły. Nic o tym nie wiedziała. - to był ten sam głos sprzed chwili, ale teraz byłam stu procentowo pewna do kogo należał. Harry napiął mięśnie, a nad jego ramieniem mogłam zauważyć jego. Ciemne włosy było krótko przycięte, ale wciąż układały się w lekki nieład wokół jego delikatnie opalonej twarzy. Udawał spokój, ale widziałam wyraźnie gniew w jego oczach.

- T-tata. - szepnęłam.

Moje oczy spotkały się z jego i czułam, jakbym miała zaraz upaść. Moja nogi zaczęły się trząść, a oddech stał się urywany.

- Cześć, Alice. - odpowiedział chłodno. Wszystko działo się zbyt szybko. Harry cofnął się, opierając o drzwi i tym samym dając mi pełny widok na ojca.

- Tato-

- Jak udało ci się wplątać w takie coś? - przerwał mi swoim chłodnym głosem, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. - Myślałem, że Shane wystarczy, by odciągnąć cię od takich ludzi jak Styles. - wskazał głową w kierunku Harry'ego. - Ale najwyraźniej nie potrafisz trzymać się z daleka od takich dupków.

Widok zaczął się rozmazywać z powodu łez, zbierających się w moich oczach. To był mój ojciec, mężczyzna, który nauczył mnie życia. Był zimny i bez serca. Zupełnie nie przypominał człowieka, którym był, gdy ja byłam młodsza.

Szczęka Harry'ego była zaciśnięta, tak samo jak jego obie pięści, ale pozostał nieruchomy. Wiadomym było, kto tutaj nad sobą panuje.

Była jedna rzecz, którą wyłapałam z tego, co powiedział mój ojciec. - S-Shane...?

- Zadzwonił do mnie wczoraj. - skinął, posyłając mi przeszywające spojrzenie, przez które czułam się niekomfortowo. - Powiedział, że nie odbierasz telefonów i możesz być w niebezpieczeństwie. Pojechał do twojej pracy, ale na miejscu roiło się tylko od funkcjonariuszy policji. I czego dowiedziałem się potem? Że jesteś z Harrym Stylesem... W jego domu. 

- Nie miałam innego wyboru-

- Zawsze jest inny wybór, Alice. - warknął ostrym tonem.

- R-rozładował mi się telefon. - wymamrotałam. - N-nie myślałam o Shane'ie. Byłam zbyt p-przerażona. Przy Harrym czułam się bezpieczna. - mój głos stał się teraz szeptem, a łzy wypływały z moich oczu.

- Moja córka nie będzie w towarzystwie takich gangów. - odpowiedział krótko, a jego cierpliwość była niewyobrażalnie niska. - Nie pozwalam, by coś stało ci się przez to wszystko.

Czułam jakbym zaraz miała odlecieć. Nie mogłam znieść ciągłych zmian. Mój ojciec był zimny i oschły, bez litości mówiąc mi, że nie mogę podejmować sama decyzji, a potem robił to za mnie. Nie miał prawa rządzić już moim życiem. Nigdy go w nim nie było.

- Nie możesz decydować za mnie. - wyszeptałam. - Jestem w tym zbyt głęboko.

Mój ojciec potrząsnął głową, a ciemny chichot opuścił jego usta, zanim jego oczy spotkały moje. - Skończysz martwa, Alice. To twoja ostatnia szansa. Mam pieniądze, by gdzieś cię ukryć. To najlepsza opcja.

Przemyślałam ten pomysł i jedyne co mogłam sobie wyobrazić to ciemny, pusty magazyn, strzeżony przez nieznanych mężczyzn. Nie mogłam pozwolić ojcu, by kontrolował mnie w ten sposób. Nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek mnie kontrolował. Jako pierwszy był mój ojciec, potem Seth, a potem nawet Shane obserwował mnie na polecenie ojca i brata. Był łagodny i dawał mi dużo przestrzeni, ale przez całe życie byłam kontrolowana przez mężczyzn.

- Nie. Mam dość słuchania ciebie... i was wszystkich. Powiedz Shane'owi, że mi przykro i Elijah, że go kocham, ale zniknijcie z mojego życia. - zaskoczyłam samą siebie tą pewnością w swoim głosie. - Nigdy cię tutaj nie było. Zawsze miałeś kogoś innego. Polegałeś na Shane'ie i Elijah. Udawali, że mnie kochają, ale wszystko to było, żeby mnie kontrolować. Nie chcę tak żyć.

Sadystyczny uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy widziałam jego wyraz twarzy. - W takim razie podjęłaś już decyzję. Ale zaufaj mi w jednym. Jesteś w błędzie jeśli myślisz, że przez zostanie tutaj będziesz o krok bliżej do kontrolowania własnego życia. Bez względu na to gdzie będziesz, nic się nie zmieni.

___

- Chcę wrócić do domu. - Harry podniósł na mnie wzrok znad swojego telefonu, marszcząc brwi, przez moją nagłą przemowę. Żadne słowa nie zostały wypowiedziane, od kiedy mój ojciec wyszedł, dwie godziny temu. Zwinęłam się w kłębek w kącie pokoju Harry'ego, patrząc tępo w przestrzeń przed sobą, podczas gdy Harry siedział na swoim łóżku, cały czas komunikując się z kimś przez smsy.

- To nie jest wyjście. - jego głos był tak samo chłodny, jak mojego ojca wcześniej i zdałam sobie sprawę, że nie było już jego miłej strony. Był taki tylko z powodu mojego koszmaru. Z jakiegoś powodu nie mogłam pojąc, że potrafił byc miły, ale przez wizytę mojego ojca to zniknęło.

- Więc wymyśl inne. - odgryzłam, zaskakując siebie pewnością i intensywnością moich słów. Natychmiast ich pożałowałam, gdy ciemne oczy Harry'ego stały się czarne, a nozdrza rozszerzyły z gniewu.

- Uważaj na swój ton, księżniczko. - niemal warknął.

- Zmuś mnie. - byłam pewna, że nowo odkryta pewność siebie wynikała ze spotkania z moim ojcem. Dziwnie było go znów zobaczyć po tak długim czasie i okropnym było to, że znów chciał mnie kontrolować w ten sam sposób. Nie chciałam pozwolić Harry'emu by był taki sam, ale poczułam, że moja odwaga odlatuje, gdy powoli podniósł się z łóżka.

Nie odezwał się dopóki nie ukląkł przede mną. Jego ciemne oczy wpatrywały się w moje niebieskie.

- Twój tata miał rację. - jego ton był cichy, ale każde słowo wypowiadane z jego ust sprawiało, że dreszcz przerażenia przebiegał przez moje ciało. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że Harry w ogóle nie był taki jak Elijah. Elijah nigdy by mnie nie skrzywdził - był moim bratem. Ale Harry mógł.

- Proszę. - zaczęłam błagać. - Chociaż pozwól mi zadzwonić do Shane'a i powiedzieć mu, że nic mi nie jest.

- On o tym wie, księżniczko. - kącik jego ust podniósł się w uśmiechu.

Zdziwiłam się przez słowa Harry'ego. Było w nich coś niepokojącego. Może dlatego, że wychodzą one z jego ust, a to sprawiło, że krew zamarzła w moich żyłach.

- Jak? - mój głos był teraz szeptem. Ciepły oddech Harry'ego na mojej twarzy wszystko komplikował.

Poruszył się dalej, przybliżając wargi do mojego ucha, zanim kontynuował mówienie. - Nie udawaj takiej zdziwionej, księżniczko. Nie wspominałem ci już, że mógłbym cię zabić w ciągu sekundy jeśli bym chciał? Cóż, więc pozwól mi powiedzieć to teraz. Mógłbym się dowiedzieć o tobie wszystkiego w ciągu minuty.

To nie była odpowiedź jakiej się spodziewałam, ale sprawiła, że moje serce bije tysiąc razy mocniej na minutę, a słowa odbijają się echem w mojej głowie. I wiem, że nigdy nie będę w stanie ich zapomnieć. 

I wtedy zdałam sobie sprawę, że mój ojciec, nieważne jak przerażający był, prawdopodobnie mówił prawdę. Nigdy nie będę w stanie sama kontrolować swojego życia. To już zawsze będzie rola, która nie należy do mnie.

***


Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,zostaw komentarz :) x

Przypominam Wam również o zakładnce "Informowani", jeśli chcecie byc na bieżąco powiadamiani o nowych rozdziałach.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 08.

Uderzyłam o drzwi, mój oddech był płytki, a szloch potrząsnął moim ciałem. Łzy bez trudu wypłynęły z moich oczu, spadając na drewnianą podłogę.

Próbowałam się wydostać, ale drzwi nie przesunęły się nawet o centymetr. Stały twardo i nieustępliwie, chociaż uderzyłam o nie wiele razy. Bez względu na to, ile razy przekręcałam mosiężną gałkę, one się nie otwierały, a w małym świetle dostarczanym z kuchni nie mogłam odnaleźć zamka. Może nawet go nie było. Może utknęłam w tym miejscu na zawsze.

Mój szloch stał się głośniejszy, gdy płakałam z czystego bólu. Usłyszałam ciężki łomot kroków przede mną, ale nawet nie pofatygowałam się do ruszenia, choć dźwięk mnie przeraził. To przypomniało mi o czasach, w których naprawdę próbowałabym uciekać przed morderczym wyrazem mojego ex. Teraz nie było sensu uciekać. Ból by się tylko nasilił.

To dlatego byłam zaskoczona, gdy poczułam ostrożne dłonie, zabierające moje palce z klamki, a następnie owijające się wokół moich nadgarstków. Ręce pociągnęły mnie delikatnie do góry, aż stałam niepewnie, opierając się o drzwi.

Spojrzałam w zielone oczy Harry'ego, które były pokryte ciemną warstwą. Jego usta były zaciśnięte w cienką linkę, ale spojrzenie wydawało się złagodnieć, gdy patrzył na mnie. - Śpisz?

Bliskość między nami była irytująca i trudno było skleić poprawne zdanie. Jego ciało było zaledwie kilka centymetrów od mojego, wciąż trzymał dłonie na moich nadgarstkach. W miejscu, w którym nasza skóra się dotykała czułam się, jakby była spalana, ale to nie było dosłownie bolesne.

- Ja- - przerwał mi głośny krzyk, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to ja krzyczałam. Byłam w histerii. Mój mózg zamienił się w papkę i oparłam się o drzwi. Chciałam tylko wyjść.

- POZWÓL MI WYJŚĆ! - krzyknęłam nagle i bez żadnego pomysłu na to co robię, zaczęłam wyrywać się z dłoni Harry'ego na moich nadgarstkach. Ale on tylko zacisnął je mocniej, a jego oczy były prawie czarne.

Zdałam sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi, więc zatrzymałam się, czując łzy zbierające się w moich oczach. - P-proszę pozwól mi wyjść. Boję się.

Ku mojemu zdziwieniu natychmiast puścił moje ręce i opadł na miejsce obok mnie. - Czego się boisz? Obiecałem, że będę cię dzisiaj chronił.

- Ale tego nie zrobiłeś! - splunęłam.

Jego wyraz stał się teraz obronny. - Jak to, księżniczko?

To, jak mnie nazwał, sprawiło, że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czułam jakby to było dawno temu, gdy mnie tak nazwał lub odkąd, gdy powiedział, że będzie mnie chronił. Wszystko wydawało się być takie odległe.

- Nie chroniłeś mnie przed mną samą. - odpowiedziałam drżącym szeptem i owinęłam instynktownie ramiona wokół siebie.

Jego oczy rozszerzyły się w widocznym zaskoczeniu. Nie spodziewał się tego rodzaju odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w milczeniu. Było słychać tylko moje łkanie, które zdawało się rosnąc z każdą chwilą. W końcu Harry wypuścił oddech.

- Chodź ze mną, księżniczko. - jego głos wydawał się teraz milszy, gdy gapiłam się na niego, po czym skinęłam lekko głową i poszłam za nim do jego sypialni. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie tylko bokserki. Miałam pełny widok na jego wyrzeźbiony, opalony tors. Zauważyłam jedną, długą bliznę na jego plecach i zmarszczyłam brwi, zastanawiając się jak mogła powstać.

- Masz. - powiedział nagle, wyciągając mnie z zamyślenia, gdy podał mi złożone ubranie. - Załóż to.

- Nie patrz. - poleciłam mu, zdejmując t-shirt i jeansy. Zrobił to, o co go poprosiłam, odwracając się przodem do ciemnej szafy, a ja wciągnęłam dużą koszulkę przez głowę. Sięgała mi nieco poniżej połowy ud.

- Już. - powiedziałam cicho. Odwrócił się i byłam zaskoczona tym, że nie przejechał po mnie wzrokiem. To sprawiło, że poczułam się pewniej.

- Chcesz spać w moim łóżku? - spytał powoli, czekając na moją reakcję.

- D-dlaczego? - mruknęłam, patrząc w dół, bo na moje policzki wkradł się rumieniec.

- Nie masz tutaj koszmarów. - jego słowa sprawiły, że się spięłam, a następnie spojrzałam na niego. Miał rację. Być może. Nie miałam żadnych koszmarów, gdy spałam w jego łóżku, za to były żywe i przerażające, jak zawsze, gdy spałam na kanapie. Jeśli jakimś cudem mam spać spokojnie, spróbuję wszystkiego.

- Dobrze. - skinęłam po chwili.

Poszłam za nim do brzegu łóżka, po czym podwinął kołdrę, wskazując mi gestem ręki, że mam się położyć. Wzięłam głęboki oddech, zanim powoli położyłam się na łóżku, opierając głowę na miękkich poduszkach. Pozwolił mi owinąć się kocem i patrzyłam, jak przechodzi po pokoju - wyłączając światło w łazience, chociaż nawet nie zdawałam sobie sprawy, że było włączone i podnosząc moje ubrania.

Zaskoczyło mnie, że przewrócił je na prawą stronę i starannie złożył, kładąc na stoliku nocnym.

Gdy zabrał poduszkę obok mnie i skierował się w stronę drzwi, zdałam sobie sprawę z tego, że chce zając moje miejsce na kanapie.

- N-nie musisz. - mruknęłam, zanim zdążył wyjść. Odwrócił się, a jego oczy pociemniały, gdy oceniał moje stwierdzenie.

- Dlaczego?

- Nie chcę być sama. - przyznałam zgodnie z prawdą. Stał przez chwilę w ciszy i widziałam, że się waha, ale w końcu zamknął drzwi i zaczął wracać do łóżka.

- Zostanę na swojej stronie. - obiecał szczerze. - Powiedz mi, gdy będziesz się źle czuła.

Powoli skinęłam głową, zaskoczona jego troską. Położył poduszkę ponownie na jej miejscu i wszedł pod narzutę, zostawiając między nami dystans. Przekręciłam się na swoją stronę, czując się teraz naprawdę bezpiecznie.

- Harry. - powiedziałam po chwili ciszy.

- Tak?

- Dlaczego się tak zachowujesz?

Wydawał się być zaskoczony moim pytaniem. - Jak?

- Tak delikatnie... opiekuńczo. - wymamrotałam. - Jestem przyzwyczajona do twojej... ciemnej strony.

Nastąpiła długa przerwa i byłam pewna, że już mi nie odpowie, ale gdy zrezygnowałam z możliwości odpowiedzi, zrobił to. - Powiedziałem, że będę cię dzisiaj chronił. Już raz mi się nie udało. Nie pozwolę na to po raz drugi. A jeśli ochrona szanowanie tego, że cierpisz, to to właśnie zrobię.

Nie odpowiedziałam, Nie wiedziałam jak. Nikt nigdy nie powiedział nic tak słodkiego i szczerego do mnie.

- Alice? Śpisz?

- Nie.

- Dobranoc.

- Dobranoc, Harry.

___

Spięłam się od razu po przebudzeniu, gdy poczułam ramiona wokół mnie. Były silne i owinięte wokół mojego tułowia i dawały mi w pewnym sensie poczucie bezpieczeństwa i ochrony, ale kontakt trochę mnie przytłoczył. Nie była gotowa, by być tak blisko kogokolwiek.

Jednak odrzuciłam na bok uczucie dyskomfortu, starając się zebrać to, co się działo, leżąc w łóżku Harry'ego, przyciśnięta do jego piersi. Miałam lekkie prześwity mojego wczorajszego koszmaru oraz to, jak Harry ciągnie mnie z dala od drzwi. Przypomniało mi się, że chyba ustaliliśmy coś o swoich połowach łózka, ale możliwe, że był to wytwór mojej wyobraźni.

Przechyliłam głowę w bok, by spojrzeć na gardło Harry'ego, prowadzące do linii szczęki i podbródka. Jego jasnoróżowe wargi były rozchylone, a oczy zamknięte. Loki rozproszyły się wokół całej głowy. Nie wyglądał tak ciemno i przeraźliwie jak zazwyczaj. Bardziej jak słodki, niewinny chłopiec. W sercu wiedziałam, że kiedyś właśnie taki był. Zastanawiałam się tylko, co stało się później.

Wydawał się taki spokojny w tym momencie, że prawie nie czułam potrzeby poruszenia się i obudzenia go, ale mój lęk przeważał podziw i przesunęłam się w jego uścisku. Jego ręce zacisnęły się na mnie na moment, a ja zamarłam, napinając mięśnie, ale potem uwolnił mnie, patrzyłam jak otwiera powieki.

Leżeliśmy tak przez moment, wyciągnął swoje ramiona niezręcznie przed siebie, a moje oczy prześledziły jego cechy, zanim szybko wstał z łóżka, potrząsając swoimi włosami.

- Spałeś dobrze? - spytałam cicho. Ciemność była obecna w jego oczach i żałowałam, że go obudziłam.

- Całkiem. - odpowiedział sztywno. - A ty? - było w tym podwójne znaczenie: byłam niewygodna?

- Ta. - powiedziałam powoli. - Nie zbyt wiele pamiętam, tak w ogóle.

- Miałaś koszmar. - jego głos nagle stał się delikatniejszy, gdy ponownie usiadł na brzegu łóżka i nie spuszczał wzroku ze mnie. - Nie wiem o czym był, ale wpadłaś w histerię. Wydawałaś się nie mieć z tym problemu, śpiąc w moim łóżku, więc zaproponowałem ci, żebyś tutaj spała i się zgodziłaś... - wydawał się wahać, nie wiedząc czy brnąć w to dalej.

- I? - nalegałam zaciekawiona.

- Chciałaś, żebym został tutaj z tobą. - kontynuował, a jego głos znów był twardy. - Bałaś się i nie chciałaś zostać sama... ale szczerze mówiąc to nie mam pojęcia dlaczego wylądowaliśmy tak blisko siebie.

- Nie ruszam się w trakcie snu. - powiedziałam po chwili ciszy. - A oboje byliśmy na mojej części łóżka.

Jego oczy zwęziły się w ocenie, zanim nimi przewrócił. - Sugerujesz, że to ja przeszedłem na twoją stronę?

- Dokładnie. - skinęłam.

- Hmm. - było jedyną jego odpowiedzią, gdy ponownie wstał i poszedł do swojej garderoby. Usiadłam na łóżku, wygładzając luźny t-shirt, który Harry pożyczył mi wczoraj. To była jedyna część, którą dokładnie pamiętałam. To czego nie pamiętałam to fakt, że to koszulka Pink Floyd, podobna do tej, którą nosił wczoraj, ale większa. Prześledziłam wzrokiem po literach na niej i uśmiechnęłam się lekko, zanim usłyszałam kroki, kiedy wracał do pokoju, już w pełni ubrany.

- Potrzebujesz czegoś do ubrania? - spytał, patrząc na moją koszulkę. To było zdecydowanie za duże na mojej małej klatce i zdecydowanie za krótkie. Sama siebie zaskoczyłam tym, że nie zapytałam o dresy czy coś, ale nie bardzo o to dbałam.

- Mogę po prostu założyć moje stare ubrania, jeśli chcesz. - zaproponowałam, oceniając jego reakcję. Wydawał się być uważny i niezdecydowany.

- To może być niewygodne. - odpowiedział. - Twoje jeansy są dość ciasne.

- Zauważyłeś to?

Niezręczna cisza nastąpiła po moim żartobliwym komentarzu. Byłam zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć, a Harry wydawał się być zarówno rozbawiony jak i ciekawy. Nie byłam przyzwyczajona do żartowania z ludzi, poza Shane'm, ale to nigdy nie wyglądało w ten sposób. Shane był po prostu przygłupem, który za dużo pił. Harry był mroczny, niebezpieczny, ale do tego pokazywał się od strony, której nigdy bym się nie spodziewała. Opiekuńczej, słodkiej, delikatnej. Czułam, że on wiedział coś o mojej przeszłości i miał to na uwadze.

- Zauważyłem. - odpowiedział po chwili, unosząc lekko brwi. - Więc myślę, że powinnaś po prostu założyć to. - nie zauważyłam ubrań w jego rękach, dopóki nie rzucił ich na łóżko: zapinana, flanelowa koszula i szare spodnie dresowe.

- Mogę zatrzymać tą koszulę? - spytałam, patrząc na nią. Widziałam, że kąciki jego ust nieznacznie się podniosły. - Jasne. Dam ci trochę prywatności.

Skinęłam głową, czekając aż wyjdzie z pokoju i naciągnęłam na siebie dresy. Naprawdę nie potrzebowałam zbyt dużo prywatności. Niewiele zmieniłam. Ale myślę, że dawał mi po prostu trochę czasu dla siebie i to było potrzebne.

Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na łóżku Harry'ego, zastanawiając się jak udało mi się znaleźć w takiej sytuacji.

Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że miałam szczęście, będąc właśnie tutaj. Nie obchodziło mnie jak bardzo niebezpieczny był. Nie był tą osobą przy mnie, lub przynajmniej nie pokazywał tej strony. Był powodem, że żyję, bo byłam prawie pewna, że osoba która oddała strzał była tą, której nie chciałam nigdy więcej zobaczyć, ale ona chciała mnie.

Wzdrygnęłam się na tę myśl i nagle poczułam strach, siedząc sama w sypialni Harry'ego. Zerwałam się na równe nogi i poszłam szybko do połączenia kuchni, jadalni i salonu. Będę musiała to po prostu nazywać 'dużym pokojem'.

Zauważyłam go przy kuchence. Był odwrócony plecami do mnie i przewracał coś na patelni. Czułam zapach bekonu i natychmiast uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Tak naprawdę nigdy nie miałam czasu na jedzenie śniadań, a nawet w weekendy nie miałam nikogo, kto mógłby mi je zrobić, ponieważ nie byłam dobra w gotowaniu, więc to było miłe.

Podeszłam do niego powoli, opierając się o blat obok i popatrzyłam na mięso, które zaczęło stawać się chrupiące.

- Lubisz gotować? - spytałam nagle zaciekawiona.

Zawahał się. - Ta... Tak, lubię. Ale zazwyczaj nie mam dobrego powodu.

- Więc co jest twoim powodem dzisiaj? - zapytałam.

- Ty. - odpowiedział krótko.

Patrzyłam na bok jego twarzy przez chwilę, starając się zrozumieć jego dziwne zmiany nastrojów. Raz był niebezpiecznym twardzielem, nie chcącym ode mnie nic więcej, tylko zostać jak najdalej. W następnej chwili ratował moje życie, będąc przy mnie ostrożnym i robił mi śniadanie. To wszystko zdarzyło się za szybko, bym mogła nadążyć.

Wybrałam się do ogromnego stołu i policzyłam siedzenia: szesnaście. Było po pięć po dłuższych stronach i trzy przy krótszych bokach. Zastanawiałam się po co Harry'emu taki duży stół. Wiedziałam, że był w gangu, ale czy członkowie gangu mają regularne spotkania w domach jednego z nich?

- Jesteś głodna? - nagłe pytanie Harry'ego sprawiło, że podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę, kiwając głową i uśmiechnęłam się lekko, widząc talerz z jajkami i bekonem w jego rękach.

- Nie jadłbym tutaj, gdybym był tobą. - dodał, gdy powoli szłam do stołu. Zatrzymałam się, zerkając na niego przez ramię z zaciekawieniem. - Po prostu uwierz mi na słowo. - powiedział stanowczo, wracając do kuchni.

Udałam się do salonu, ale zatrzymałam gwałtownie, przypominając sobie sytuację z kanapy. Więc zostaję mi podłoga.

Przypuszczam, że to może być dla niego dziwne, gdy wróci ze swoim talerzem i zastanie mnie na podłodze przy ścianie do jego sypialni, ale nie obchodziło mnie to. Po chwili wahania usiadł na przeciwko mnie, a wyraz jego twarzy był pusty.

- Mm, dobrze gotujesz. - powiedziałam, po spróbowaniu bekonu. Był gorący, ale pyszny.

- Dziękuję. - odpowiedział. - Zawsze chciałem być kucharzem, gdy byłem młodszy.

Patrzyłam na niego zaskoczona, tym jak łatwo opowiadał o swojej przeszłości. Nie otwierałam się szybko, więc zszokowało mnie, że on był osobą, która to robiła. To wykazało zaufanie i mój żołądek przewrócił się w nieprzyjemnie przyjemny sposób.

- Więc co się stało? - zapytałam delikatnie, umierając teraz, by dowiedzieć się o nim więcej.

Zaśmiał się, ale to było gorzkie. - Dużo.

Porzuciłam temat, wiedząc, że nic więcej mi nie powie i zjedliśmy w ciszy. Jedynymi dźwiękami były widelce uderzane o talerze i sporadyczne zmienianie przez nas pozycji.

- Harry... Ja... Dziękuję. - wyrzuciłam z siebie w końcu.

- Za?

- Wszystko. - przyznałam, patrząc nieśmiało w jego oczy. - Byłabym teraz martwa, gdyby nie ty.

- Dlaczego tak mówisz? - przechylił głowę na bok, patrząc na mnie.

- Ja... - zatrzymałam się, nie będąc pewna co powinnam powiedzieć. To wszystko miało sens. Mogłam zostać postrzelona, nieważne kim był strzelec. Wiedziałam, że prawie umarłam i byłam prawie pewna tożsamości strzelca. Myślę, że Harry wiedział, że umarłabym mimo wszystko, ale było coś innego w jego pytaniu. Wiedział też, że nie mówię mu o wszystkim.

A wtedy uratował mnie dzwonek do drzwi. Zadzwonił trzy razy, ostro i wyczekująco. Przy ostatnim razie oczywistym było, że ktoś przytrzymał go na dwie/trzy sekundy.

Harry zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały. - Cholera.

- Co się stało? - spytałam niepewnie, gdy podchodził do drzwi. Oczywiście nie otrzymałam odpowiedzi, kiedy otwierał drzwi, jego ruchy wskazywały na to, że był zły.

- Co ty tu do cholery robisz? - splunął.

- Uspokój się do cholery, Harry. - rozpoznałam prawidłowo głos Quiffa i zobaczyłam jego kruczoczarne włosy nad ramieniem Harry'ego. - Wiesz dlaczego tu jestem.

- Po prostu powiedz mi co się stało. - Harry odwarknął. - Jesteś w niebezpieczeństwie, będąc tutaj z ni- - a wtedy się zatrzymał, powoli odwracając głowę, by spojrzeć na mnie, jakby przypominając sobie o mojej obecności.

- Dlaczego nie pójdziesz do sypialni? - spytał, a jego głoś niebezpiecznie się uspokoił. - Możesz dokończyć tam śniadanie.

Skinęłam pospiesznie, sięgając po swój talerz, ale ponownie mnie zamroziło, gdy usłyszałam jego słowa, jednak tym razem jego głos był szyderczy. - Ona ma na sobie twoje ubrania, co? Już ją przeleciałeś, stary? Myślałem, że możesz wstrzymać się ten jeden raz, no wiesz, dostać się do jej majtek później, gdy ci zaufa. Może wtedy przynajmniej dostałbyś dobre bzykanko przed rzuceniem jej-

Natychmiast po jego słowach poczułam łzy w oczach. Wypłynęło ich więcej niż powinno, na myśl o Harry'm robiącym mi coś takiego.

- Nie jestem jak ty, Zayn. - Harry przerwał mu, a jego głos był chłodny. - Przynajmniej nie teraz. I na prawdę nie mam na to teraz czasu. Więc powiedz mi wszystko albo wyjdź. - fakt, że nie stracił zimnej krwi mnie zdziwił.

Zayn nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, jednak zaczął mówić Harry'emu o tym, o czym musiał, podczas gdy ja weszłam cicho do jego sypialni. Byłam zmuszona słuchać dalej, by wiedzieć co się dzieje, ale to nie było dla mnie. Harry był częścią gangu, a ja byłam tylko niewinną dziewczyną, zamieszaną w to całe bagno.

Słowa Zayn'a sprawiły, że czuję się dziwnie. Zachowywał się, jakbym była jedną z tych dziewczyn, które Harry zabiera tylko na, jak to ujął, dobre bzykanko. Wzdrygnęłam się na myśl o kontakcie intymnym z kimkolwiek. Nie teraz.

Odpowiedź Harry'ego sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej. Przynajmniej nie teraz. Czy to oznaczało, że w normalnych warunkach by to zrobił? Przelecieć i rzucić? Nie mogłam sobie wyobrazić takiego Harry'ego w stosunku do mnie. Z inną dziewczyną, może, ale jak tylko to sobie wyobraziłam, miałam nadzieję, że tak nie było. Nie chciałam myśleć o nim w takim sensie z kimś innym.

Przesunęłam się w tył jego łóżka, poprawiając poduszki i dokończyłam swoje śniadanie. Ledwo czułam smak jedzenia, gdy je żułam. Jedzenie wydawało się nieistotne. Wszystko co czułam to pustka. Pustka i smutek.

Wydawało się, że minęły godziny, zanim Harry wrócił do pokoju. Był zły, a jego oczy jak zwykle pokryły się ciemną warstwą. Czułam się przytłoczona przez to, że gdy w końcu zaczęliśmy rozmawiać o tym co się dzieje, ktoś nam przerwał. Jasne, nie byłam zbyt chętna na odpowiadanie na jego pytania, ale było łatwiej, gdy nie był kompletnie wkurzony.

Obserwowałam go, gdy szybko wszedł do garderoby i wrócił ze swoją skórzaną kurtką. Usiadł na brzegu łóżka i założył swoje buty.

- Idziesz gdzieś? - spytałam cicho. Przestał zawiązywać buty i przeniósł wzrok na mnie, wyraz jego twarzy trochę zmiękł.

- Tak, ale wrócę bardzo szybko, dobrze? - odpowiedział. - Góra dwadzieścia minut.

- D-dobrze. - byłam sama przez długi okres czasu, przywykłam już do tego, ale teraz się bałam. Coś się dzieje i byłam pewna, że jestem w pobliżu zagrożenia. Już nie czułam się bezpiecznie sama.

- Jesteś bezpieczna, księżniczko. Obiecuję. - jego głos był łagodny i powiedział to, jakby czytał w moich myślach.

- Naprawdę nie jestem. - mruknęłam.

Zmrużył delikatnie powieki. - Ufasz mi?

Zawahałam się. - Tak. - w niektórym sensie mu ufałam, ale w innym nie byłam zupełnie pewna jak się czułam.

- Jesteś bezpieczna. - powtórzył powoli, a jego oczy miały odcień węgla.

- Dobrze. - szepnęłam.

Harry zachowywał się tak ostrożnie w stosunku do mnie, że zaskoczyło mnie, gdy powoli usiadł obok mnie, łapiąc moją dłoń i patrzył w dół, kontynuując mówienie.

- Przy mnie będziesz bezpieczna. Nieważne co się stanie.

***


Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 07.

Gapiłam się w ciemne oczy Harry'ego, a mój umysł pracował kilkanaście razy szybciej niż zazwyczaj, gdy przetwarzałam jego słowa. Nie mogłam znaleźć w nich żadnego sensu, nic do siebie nie pasowało. Jego oczy wciąż były ciemne, a usta zaciśnięte w wąską linię. Ale jego słowa były miękkie i ciche, nie pasowało to do jego wyrazu twarzy, gdy mnie obserwował.

- Co to znaczy? - odetchnęłam.

- To znaczy, że nigdzie się nie wybierasz, księżniczko. - odpowiedział, a przewaga była wyczuwalna w jego głosie.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie było sensu się z nim kłócić. Tak czy inaczej, i tak by wygrał, miał za dużo argumentów. Po pierwsze, on wiedział co robi, ja niezupełnie. Byłam pewna, że gdy tylko weszłam do domu, mógłby mnie przycisnąć do ściany. Po drugie, miał rację. Nawet jeśli był niebezpieczny, wiedziałam, że nie był bezpośrednim zagrożeniem dla mnie. Zagrożenie było znów na miejscu mojej pracy, wystrzał. Ta myśl sprawiła, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.

Czułam się niepewnie ze świadomością, że ktoś był w miejscu mojej pracy z bronią.

Olivia była z tym związana i pomimo jej złego zachowania w ostatnim czasie, nie poradziłabym sobie z tym, że coś jej się stało. Nawet to, że coś mogło stać się Heidi, sprawiało, że mój żołądek wywracał się z nerwów. Ona mogła być najsurowszym szefem na świecie, ale to nie znaczyło, że chciałam jej śmierci. To wszystko stało się tak szybko.

Nie byłam w stanie udźwignąć ciężaru, który spoczywał na moich ramionach. Byłam pewna, że zabójca czekał na mnie. I miałam całkiem dobry pomysł, kim mógłby on być.

Poczułam świst powietrza wokół mnie, a podłoga zaczęła się niebezpiecznie zbliżać.

___

Zamrugałam oczyma, siadając natychmiastowo. Nie wiedziałam gdzie jestem i co tu robię, ale byłam pewna, że nie jestem w swoim mieszkaniu. Jedyną dobrą rzeczą, którą mogłam odróżnić było to, że nie miałam żadnych koszmarów. To było dziwnie odprężające, nie doświadczać przeszłości w kółko w swoim śnie.

Rozejrzałam się po pokoju. Wydawał się całkiem znajomy.

Było trochę przypadkowych ubrań porozrzucanych po pokoju: męskich ubrań. Mogłam zobaczyć zamknięte drzwi do łazienki i coś, co wyglądało jak garderoba. Część ściany była pokryta zdjęciami w krwistoczerwonych ramkach, ale twarze nie były widoczne z mojego miejsca na łóżku rozmiaru małżeńskiego.

Dopiero, gdy zobaczyłam znajomą, skórzaną kurtkę, niedbale przerzuconą przez krawędź łóżka, zdałam sobie sprawę z tego gdzie jestem. To wszystko wydawało się dla mnie być tylko odległym snem, ale rzeczywistość szybko o sobie przypomniała.

Zastanawiałam się dlaczego i jak zasnęłam. Nie pamiętałam tej części. Wiedziałam tylko, że nie mogę opuścić tego miejsca. Harry tak powiedział.

Jak na zawołanie, drzwi od łazienki się otworzyły, sprawiając, że na ziemi pojawiło się dużo sztucznego światła. Wtuliłam się bardziej w miękkie poduszki i koc, patrząc z zaciekawieniem jak Harry wychodzi i od razu poczułam się zakłopotana, gdy jedyną rzeczą jaką miał na sobie był biały ręcznik przewieszony nisko przez jego biodra. Odwróciłam szybko wzrok, a moje policzki się zarumieniły.

- Dzień dobry, księżniczko. - podskoczyłam na jego głos, niski i ochrypły. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że on zauważył, że już nie śpię.

- D-dobry. - odpowiedziałam z zakłopotaniem.

- Co się stało? - spytał, a jego głos przestał byc spokojny, a zmienił w czujny. Spojrzałam w górę, widząc jak odgarnia swoje włosy z twarzy, po czym uważnie rozgląda po pokoju.

- Oh, nic! - odpowiedziałam, a zabrzmiało to prawie realistycznie. Powiedziałam to tak wiele razy w przeszłości - do Seth'a, Shane'a i Elijah - że potrafię skłamać, niemal niełamiącym się głosem. Prawie. Harry zauważył.

- Kłamca. - powiedział, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczyma. Ciągła obecność ciemności w jego oczach zaczynała mnie nudzić. Chciałam zobaczyć jak wyglądają naprawdę. Chciałam zobaczy go, gdy będzie szczęśliwy i uśmiechnięty. Jeśli o to chodzi, nie widziałam jeszcze jego uśmiechu ani nie słyszałam śmiechu. Zadanie zaakceptowane.

- Ja... - zamarłam. Nie miałam odpowiedzi. Co miałam odpowiedzieć? Oh tak, Harry, kłamię ci właśnie prosto w oczy.


- Powiedz mi, co jest nie tak. - namawiał, zbliżając się powoli do mojej strony łóżka. Moja twarz ponownie się zaczerwieniła, więc odwróciłam wzrok na ścianę za nim.


Czekał w milczeniu, a ja wiedziałam, że w końcu będę musiała odpowiedziec.

- Mógłbyś może... założyć jakieś spodnie, proszę? - mruknęłam niemal bezgłośnie, unikając patrzenia na niego.

Jego cichy śmiech sprawił, że od razu na niego spojrzałam. Moja szczęka opadła do ziemi, gdy zobaczyłam piękny uśmiech na jego ustach. Miał dołeczki. Dołeczki. Cóż, jeśli wcześniej nie byłam odurzona, teraz zdecydowanie jestem. Dołeczki. Na litość boską.

Ale jego oczy wciąż były ciemne. I to mi przeszkadzało.

- Sprawiam, że się denerwujesz? - jego głos był niski, ale tym razem nie wyczuwałam w nim w ogóle zagrożenia. Bardziej humor. Czarny humor, byc może, ale humor.

- Nie. - skłamałam, starając się utrzymać swój głos gładki.

- Kłamca. - powtórzył, jednak tym razem uśmiech był na jego ustach, a dołeczki na policzkach.

Ostentacyjnie odwróciłam głowę, nie chcąc ciągnąc dalej tej rozmowy. Zaczęła schodzić na temat, który nie za bardzo mi się podobał. Byłam na to zbyt wrażliwa i choć nienawidziłem tego faktu, nie mogłam nic z tym zrobić.

- Alice. - jego głos stracił swoją delikatność i humor. Zignorowałam go.

- Spójrz na mnie. - to nie była prośba, to było polecenie.

Niechętnie na niego spojrzałam, a moje jasnoniebieskie oczy spotkały się z jego ciemnozielonymi. Jego uśmiech już zniknął, a zastąpiła go powaga. - Sprawiłem, że czujesz się niekomfortowo? - jego słowa mnie zdziwiły, bo nie był w ogóle rozbawiony. Był całkowicie poważny, a cały humor zniknął.

- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jestem pewna, że od razu wyczułby, że kłamię, więc to nie miało sensu.

- Przepraszam. - jego słowa były szczere, a ja czułam jak moje oczy się rozszerzają. Nie spodziewałam się przeprosin. To nie jego wina, że najmniejsze rzeczy mi przeszkadzały. W pewnym sensie to była moja wina. Zostałam z Seth'em i pozwoliłam na to, żeby tak na mnie wpłynął. Psychicznie i fizycznie. Ale powinnam coś z tym zrobić. Powiedzieć Shane'owi lub Elijah i wydostać się z tego.

Odwróciłam wzrok od jego oczu, przenosząc go na czerwoną pościel. - Jest w porządku.

Nie odpowiedział. Słyszałam jego kroki, gdy podchodził do garderoby i zamknął za sobą drzwi, dając mi kilka minut na swoje przemyślenia, bez jego gapienia się na mnie.

Miałam tak wiele pytań, ale one nigdy nie opuściłyby moich ust. Najbardziej chciałam wiedzieć o co chodzi. Dlaczego Harry miałby trzymać mnie w swoim domu? Co stało się wtedy w mojej pracy? Czy kiedykolwiek będę mogła znów wyjść? Czy kiedykolwiek uda mi się wyjść z tego całego chaosu tworzącego się wokół mnie?

Wtedy wrócił Harry, przerywając moje myśli. Zmierzyłam go wzrokiem. Miał teraz na sobie koszulkę z logo Pink Floyd i czarne, obcisłe jeansy.

- Lubię Pink Floyd. - skomentowałam, wskazując na jego koszulkę. Spojrzał w dół i krótki uśmiech błysnął na jego twarzy. - A ty?

- Ta, właściwie to jeden z moich ulubionych zespołów. - wyjaśniłam, ponownie się czerwieniąc, gdy gapił się na mnie. - Mój też.

Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. - Jaka jest twoja ulubiona piosenka?

- Wish you were here. - odpowiedział niemal natychmiast, a kąciki jego ust zadrżały w zbliżającym się uśmiechu.

- Naprawdę? - moje oczy rozszerzyły się lekko. - Moja też. Co w niej lubisz?

Wydawał się wahać i widziałam cień ciekawości na jego twarzy, po czym wzruszył ramionami i oparł się o ścianę. - Lubię głownię jeden wers. We're just to lost souls, swimming in a fish bowl. To mi dość bliskie.

- Oh. - mruknęłam.

- Dlaczego ci się podoba? - spytał, a jego głos stał się nagle delikatny.

- Cóż... Myślę, że to przez znaczenie. - zaczęłam wyjaśnianie. - Sposób w jaki to interpretuje to to, że wokaliście kogoś brakuje i marzą o tym, by oni tam byli, ale po prostu nie mogą, bo nie ma tam nic nowego.

Zamrugał, zdecydowanie zdziwiony moją odpowiedzią. - Za kim tęsknisz, Alice? - szepnął po chwili. Jego pytanie zbiło mnie z tropu bardziej niż go moja odpowiedź.

- Ja... - spojrzałam w dół na swoje dłonie. - Um, za moim bratem. Jest po prostu... bardzo zajęty.

Spojrzałam w górę, gdy Harry nie odpowiedział. Zauważyłam jego wzrok na mnie. - Musi byc ciężko. - powiedział, gdy tylko nasze oczy się spotkały.

- Jestem już dużą dziewczynką. - wzruszyłam ramionami.

- To nie znaczy, że zawsze potrafisz o siebie sama zadbać.

- A co to znaczy?

- Czasami potrzebujesz małej pomocy.

Czułam, że zaczynam stawać się bardziej obronna i wypuściłam oddech. Harry miał wiele stron, ale nie sądziłam, że będzie oceniał. Zrobiłby za dużo rzeczy, żeby teraz oceniać. To nie byłoby fair.

- Oferujesz ją? - słowa wyszły z moich ust szeptem i od razu pożałowałam, że je zadałam, gdy widziałam jak jego oczy ciemnieją.

- Nie teraz, księżniczko. - jego głos nie był wredny, ale surowy i miałam wrażenie, że ta surowość nie była skierowana do mnie. Tylko do niego.

- Jak się tutaj znalazłam? - spytałam nagle.

To pytanie nurtowało mnie już przez dłuższą chwilę. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu zaśnięcia, a tym bardziej zasypiania w jego łóżku. Moje ubrania nie były w ogóle naruszone, co było dobre, ale wciąż nie miałam pojęcia co zrobiłam.

Skrzywił się. - Zemdlałaś.

- Ja-co?

- Tam. - wskazał na zamknięte drzwi, prowadzące do dużego pokoju: kuchni/salonu/jadalni. - Mówiłem ci, że masz tutaj zostać i wydawałaś się trochę odległa na moment, a potem... upadłaś. Ale cię złapałem. - dodał bardziej łagodnym tonem.

- I przyniosłeś mnie tutaj? - szepnęłam.

- Tak. - skinął powoli głową, przyglądając się mojej reakcji. - To ci przeszkadza?

Myślałam o tym. Czy to mi przeszkadza? Musiał mnie tutaj przynieść, trzymając mnie pod plecami i nogami. Myśl o tym kontakcie sprawiał, że czułam się trochę niekomfortowo, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry nie był taki jak Seth. Może był mordercą, naprawdę nie wiem, ale nie nadużył mnie seksualnie we śnie i to sprawiło, że zaufałam mu trochę bardziej.

- Nie. - odpowiedziałam z całą pewnością. I tym razem miałam to na myśli.

Skinął głową i komfortowa cisza zapanowała w pomieszczeniu.

Harry był miły w dziwny sposób. Były chwile, gdy z jego oczu pałał gniew i jego ten mógł się zmienić na ciemny i groźny, ale w drugiej sekundzie jest delikatny i ma miękki głos. Zastanawiałam się czy mógł stwierdzić, że byłam ostatnio tak załamana.

Mój brzuch nagle burknął, przerywając milczenie i bardzo mnie zawstydzając.

- Głodna? - Harry uniósł brew.

Zarumieniłam się. - Trochę. - powiedziałam półprawdę. Umierałam z głodu.

- Więc dobrze, że lubię gotować.

___

Jest duża różnica między tym, że ktoś lubi gotować, a naprawdę robi to dobrze. Na szczęście Harry miał całkiem przyzwoite umiejętności kulinarne. Lub może fakt, że byłam tak bardzo głodna sprawił, że nie zwracałam uwagi na to, co jadłam.

Leżałam skulona je jego kanapie po zjedzeniu całkiem dużej porcji makaronu. Telewizor nie był włączony, ale podobało mi się to milczenie. Szkoda tylko, że nie miałam przy sobie żadnej książki. Książki czyniły dla mnie cuda. One cudownie potrafiły odwrócić uwagę od wszystkiego. A rozproszenie było tym, czego właśnie potrzebowałam.

Poczułam jak coś delikatnie mnie odkrywa i podniosłam głowę by spojrzeć na Harry'ego, który przykrywał mnie kocem. 

- Nie śpisz. - powiedział wprost.

- Nie...

- Miałaś zamknięte oczy. - odpowiedział, a jego głos był prawie monotonny. - Myślałem, że możesz spać.

- Oh. - aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmęczona byłam. Stłumiłam ziewnięcie, a uśmiech przekroczył jego możliwości.

- Jesteś zmęczona. - powiedział cicho. - Prześpij się.

- Nie chcę. - mruknęłam, gapiąc się w jego ciemne oczy.

Wydawało mi się, że rozważał coś, biorąc pod uwagę jego ekspresję.

Nie chciałam spać. Nawet jeśli byłam zmęczona, byłam też przestraszona. Wiedziałam, że gdy tylko spróbuję, mój mózg zacznie przetwarzać wydarzenia z kilku ostatnich dni, a następnie zaczęłyby się koszmary. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczyć kolejny flashback ze swojej przeszłości.

- Dlaczego?

- Boję się. - wiedziałam, że zada kolejne pytanie, więc musiałam przygotować sobie odpowiedź. Nie byłam jedną z tych osób, które szybko się otwierają, żeby opowiedziec mu o Seth'ie, chociaż zgaduję, że wie coś na ten temat lub przynajmniej się domyśla. Więc musiałam wykorzystać coś, co nie było do końca prawdą, ale powinnam się tego bać w tych okolicznościach.

- Dlaczego? - no i jest.

- Boję się tego co stało się dzisiaj. - wymamrotałam,odwracając wzrok. - Chcę o tym zapomnieć.

- Zaopiekuję się tobą. - jego słowa mnie zaskoczyły. Popatrzyłam w górę. Jego oczy były jeszcze ciemne, ale szczere. Wydawał się byc sympatyczny i trochę smutny, jednak nie mogłam stwierdzić dlaczego. 

- Nie potrzebuję twojej ochrony. - naprawdę jej nie chciałam. Sama zajmowałam się sobą przez bardzo długi okres czasu. Mój ojciec i brat mieli inne, niebezpieczne życie beze mnie. Shane tam był, ale zazwyczaj był pijany albo po prostu sobą, ale i tak go kocham, za to, że nie był cały czas przy mnie jako ochroniarz. Nie potrzebowałam niczyjej ochrony.

- Potrzebujesz. - nie zgodził się, a jego głos był płaski i mroczny. - A teraz idź spac, Alice. Jesteś zmęczona. Nie pozwolę niczemu cię skrzywdzić.

- Tylko dzisiaj. - szepnęłam.

Uniósł pytająco swoją brew.

- Nie potrzebuję twojego- - otworzył usta, by zaprotestować, jednak wyprzedziłam go. - Nie chcę twojej ochrony. Tylko dzisiaj.

Jego oczy pociemniały bardziej, ale skinął zanim zniknął w swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi.

Już dawno nie płakałam przed snem, poza moją wczorajszą retrospekcją, ale nagle pojawiły się w moich oczach i jedyne co mogłam zrobić, to pozwolić im wypłynąć. Mój oddech powoli stawał się płytszy, a po chwili odpłynęłam.

___

Gruba warstwa dymu unosiła się w powietrzu. Ciemna chmura sprawiała, że ciężko było widzieć i oddychać. Moje płuca zapiekły, gdy próbowałam znaleźć wyjście z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Czułam krawędź drzwi i chłodną klamkę, jednak nawet gdy nimi potrząsnęłam nawet nie drgnęły. 

Zaczęłam w nie bezsensownie uderzać, jednak nikt tego nie słyszał. 

Drapałam je paznokciami, mając nadzieję, że to w jakiś sposób mnie uratuje.

Kopnęłam je słabo, jednak nie miałam wystarczająco siły, by je otworzyć.

Ale moje próby były słabe i beznadziejne. Mój oddech stawał się powolniejszy i płytszy. Obraz zaczął stawac się rozmazany i mogłam poczuć dym w sobie. Nie miałam śliny w gardle i walczyłam, aby nie wdychać popiołu.

A wtedy ktoś nacisnął przycisk, dym zaczął się rozpraszać. Powoli i stopniowo zaczęło się pojawiać świeże powietrze. Były za mną drzwi, do których byłam przyciśnięta, ale znalazłam się w ogrodzie.

To było małe, okrągłe i otoczone wysokimi drzewami. Był tutaj staw pełen ryb i mostek, wystarczająco duży, żeby przeszły po nim dwie osoby, a za tym altanka.

Jakaś figura stała tam w cieniu, ale nawet stąd mogłam zobaczyć wysokiego i chudego mężczyznę z lokami na głowie. Uczucie ulgi przeszło przeze mnie i wypuściłam oddech, a moje płuca nie musiały już walczyć z wysiłkiem, tylko mogłam odetchnąć czystym i świeżym powietrzem.

Delikatny dźwięk zaalarmował jego czujność i odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę. Chociaż nie mogłam zobaczyć dokładnie jego twarzy, czułam jak jego zielone oczy patrzą w moje. 

Powoli, ale pewnie poszedł wzdłuż długości altanki i zszedł po schodach aż znalazł się na słońcu, a jego cechy były teraz widoczne.

Jego napięta postawa, ustawienie ust i ciemność w jego oczach w ogóle nie pasowała scenerii, w jakiej się znajdował. Jego twarz była prawie przerażająca i to nie pasowało szczęśliwemu otoczeniu.

Chciałam do niego podejść i zapytać o co chodzi, ale moje stopy były przyrośnięte do ziemi.

A wtedy, nagle, kolejna postać wyszła zza altanki. To było tak, jakby stała tam przez cały czas, ale po prostu jej jeszcze nie zauważyłam. On stał bliżej krawędzi, więc gdy przesunął się o krok do przodu był już na słońcu, w odległości tylko kilku metrów od Harry'ego. Przerażająco i niebezpiecznie.

Na twarzy Seth'a pojawił się chytry uśmiech. Jego oczy były lodowate, gdy patrzył na mnie, przerażoną. Bałam się jego obecności, choc wydawał mi się mniej groźny niż Harry. Ale Harry nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie. 

Wtedy, w mgnieniu oka, broń pojawiła się w dłoni Seth'a z palcem na spuście. Mój przerywany oddech nie wydawał się do nich trafiać ani moje krzyki z pytaniem "co się dzieje?!". Seth przechylił głowę w bok, a ja od razu skupiłam się na Harrym, błagając go, aby obronił mnie przed nieuchronnym końcem.

Słyszałam pociągnięcie za spust, a broń wystrzeliła. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam był ruch ust Harry'ego w ostatnim ostrzeżeniu: biegnij.

Obiecał, że będzie mnie bronił. A wtedy mnie zawiódł.


***


Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x