W niektórych miejscach zaczęły już blaknąć na żółto, przygotowując się do całkowitego zniknięcia, ale w innych były ciemne i bolesne. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy delikatnie prześledziłam znaki palcem.
-Alice?
Delikatny męski głos napłynął przez drzwi, poprzedzony kilkoma delikatnymi stuknięciami. Wzięłam głęboki oddech, zanim owinęłam ręcznik wokół ciała i cicho otworzyłam drzwi. Seth stał tam tylko w swoich bokserkach. Jego twarz była opuchnięta i czerwona. Wcześniej musiał płakać.
- Czy ja...? - urwał, gdy ja patrzyłam na swoje stopy, ponieważ nie mogłam utrzymać z nim kontaktu wzrokowego. - Pieprzyć to. - wymamrotał do siebie. - Pozwól mi zobaczyć... Proszę. - Jego głos brzmiał na prawie załamany i wiedziałam, że był zniesmaczony samym sobą. Wydałam z siebie krótkie westchnięcie, gdy pozwoliłam ręcznikowi opaść wokół mnie. Wziął głęboki oddech, zanim zaczął mówić, zszokowanym i przerażonym tonem. - Tak mi przykro, Alice.
Tylko pokręciłam głową.
- Przyzwyczaiłam się do zdobywania... nowych siniaków. Ja, um, przewracam się często. - Prawie przeklęłam samą siebie za powiedzenie, że już się przyzwyczaiłam. Nie chciałam, by Seth poczuł się jeszcze gorzej przez to, co się stało. Zrozumiał, co powiedziałam, jednak nic nie opowiedział.
- Nie sądzę, że kiedykolwiek zrozumiesz jak bardzo mi przykro. - wymamrotał, a jego dłoń spoczywała delikatnie na mojej talii. Walczyłam z chęcią cofnięcia się, gdy jego palce przemknęły po jednym z bardziej widocznych siniaków. Zacisnęłam powieki i po prostu słuchałam słów Seth'a, przelatujących przez pokój. Ostatnio słyszałam je wiele razy.
- To nie jest dla ciebie sprawiedliwe. - odetchnął, delikatnie przyciskając mnie do jego piersi. - Po prostu... Kocham cię, Alice, ale nie wiem jak to naprawić. Nie wiem jak sprawić, żeby było dobrze, ale nie chcę cię też stracić.
- Przestań pić. - zasugerowałam, prawie niesłyszalnym tonem. Wiedziałam, że nieważne ile razy próbowałam go przekonać do skończenia, nigdy by tego nie zrobił. Nieważne, jak długo błagałam, to nigdy nie było dla niego wystarczająco, by po prostu to skończyć, pójść na odwyk i poprawić się.
Poczułam jego napięcie, gdy te słowa wyszły z moich ust, ale natychmiastowo się uspokoił. - To nie jest takie łatwe, kochanie.
Chciałam się z nim spierać, że to naprawdę było takie łatwe, że jeśli wciąż chce ze mną być, to będzie musiał poprosić kogoś o pomoc, ale wiedziałam, że to nie ma sensu.Wszystko co mogło z tego wyjść to kolejna kłótnia, więcej picia i siniaków. Temat już się powtarzał i nigdy nie wyszło z tego nic dobrego.
- O-okej. - wymamrotałam w jego ramię.
Posłał mi delikatny uśmiech, gdy odsuwał się ode mnie. - Chyba powinienem już iść, muszę dzisiaj zrobić remanent.
- Jasne. - wymusiłam lekko uśmiech. Seth nigdy nie był dobrą osobą w czytaniu moich emocji czy czynów. To na pewno nie było coś nad czym ciężko pracował albo po prostu go to nie obchodziło. Złożył lekko pocałunek na moim policzku, zanim zniknął w swojej sypialni, by przygotować się do pracy.
Ponownie zamknęłam drzwi do łazienki, upewniając się, że je zakluczyłam, zanim wróciłam przed lustro. Ale tym razem , podczas śledzenia swoich siniaków, pozwoliłam łzom wypłynąć.
Mój budzik obudził mnie nagle i ostro. Delikatnie włączyłam opcję drzemki, zanim znów położyłam się na poduszce, gapiąc się w pusty sufit. Wiedziałam, że powinnam wskoczyć pod prysznic tak szybko, jak tylko się obudziłam, ale nie mogłam zmusić swojego ciała do ruszenia się po koszmarze, którego właśnie doświadczyłam.
Rzadko miewałam koszmary, ale zawsze, gdy już je miałam, były wspomnieniami z najgorszego okresu w moim życiu -- mojego poprzedniego związku.
Seth Pierce był moją pierwszą prawdziwą miłością. Niektórzy mówią, że pierwsza miłość zachowuje specjalne miejsce w twoim sercu, nawet długo po tym, gdy przeszłość jest za tobą, ale Seth był inny. Nie było tak jak powinno być podczas pierwszej miłości. Zawsze wierzyłam w to, że moja pierwsza miłość będzie jedną z tych historii, w których wszystko jest idealne lub, gdy ewentualnie mielibyśmy ruszyć do przodu, zawsze zostałyby z nami piękne wspomnienia naszej pierwszej miłości, ale nie teraz, nie po tym co się stało.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dużo pił. Shane próbował ostrzec mnie przed jego gwałtownymi zachowaniami, gdy był pijany, ale odmawiałam wierzenia w to. Byłam pewna, że któregoś dnia Seth i ja weźmiemy ślub i będziemy żyli razem już do śmierci, ale wiedziałam też, że moje marzenia były tylko złamanymi nadziejami, tak szybko, gdy uderzył mnie tej pierwszej nocy.
Za bardzo tracił kontrolę, gdy był pijany, co doprowadzało do mojego bólu, a to skutkowało natychmiastowym żalem z jego strony i mówieniem jak głupi był i jak obrzydliwe było to, że skrzywdził coś takiego niewinnego i delikatnego jak ja, ale to nigdy się nie kończyło. Był alkoholikiem, a ja nie byłam dla niego wystarczającym powodem, by to zmienić.
Wyraźnie zadrżałam na te wspomnienia, zanim w końcu wygramoliłam się z łóżka poszłam do łazienki. Zsunęłam piżamę, na której uzbierał się pot od rzucania się po łóżku podczas nocy i weszłam pod prysznic, odkręcając wodę.
Gdy tak stałam pod gorącą wodą, moje myśli powędrowały do wydarzeń z ostatniej nocy. Wciąż byłam trochę wstrząśnięta tym dziwnym spotkaniem. To było dość krótkotrwałe, ale wystarczająco długie, bym miała kłopoty ze snem.
Zastanawiałam się czy to spotkanie miało jakiś wpływ na mój koszmar, skoro nie miałam ich od dłuższego czasu. To było możliwe, tak mi się wydaje. Ten tajemniczy chłopak w alejce jakoś przypominał mi Seth'a. Oboje byli niebezpieczni, nawet jeśli z dwóch różnych stron, celowo lub nie.
Nie miałam czasu, by drążyć temat zbyt długo, ponieważ byłam zmuszona by szybko umyć włosy oraz ciało i zaatakować swoją garderobą w nadziei, że zdążę do pracy na czas. Wystarczająco spieprzyłam moją pracę. Byłam pewna, że wystarczy jeszcze jedna rzecz i zostanę zwolniona.
Pracowałam jako dziennikarz dla lokalnego magazynu w Bradford. W każdym tygodniu dostajemy do wykonania jedno zadanie, aby uzyskać jak najwięcej informacji na temat, który został nam przypisany, ale to nie było łatwe. Niektórzy dostawali łatwe rzeczy, jak wywiad z kilkoma osobami, a potem spisanie tego na kartce, podczas gdy inne zadanie nie były nawet w połowie tak łatwe.
Na przykład, moim zadaniem w poprzednim tygodniu było przeprowadzenie wywiadu ze striptizerkami. Naprawdę nie chcę się zagłębiając w ten temat, ale szczerze mogę powiedzieć, że przeraża mnie takie życie i nigdy, przenigdy nie wrócę do tego miejsca.
Dzisiaj mogłam mieć tylko nadzieję, że dostanę jakieś przyzwoite zadanie.
___
Byłam całkiem dumna z siebie, ponieważ nie dotarłam do pracy na czas, ale wcześniej.
Wszyscy byli teraz zgromadzeni wokół dużego, prostokątnego stołu do dyskusji, gdzie Heidi Olsen, nieznośna wiedźma z zachodu albo moja szefowa rozdawała zadania na ten tydzień. Heidi była jedną z tych kobiet, które były bardzo profesionalne, ale wciąż usiłowała zachować swój wiek przez ubieranie skąpych ubrań i obcasów na co dzień.
Dzisiaj założyła luźny strój, top z długimi rękawami z głębokim dekoltem i przylegające czarne spodnie. Jej blond włosy były upięte w kok, a czarne obcasy dodawały jej kilka centymetrów niż zazwyczaj. Jej wygląd nikogo nie urażał -- wszyscy do niego przywykliśmy -- ale początkowo byłam bardziej niż zaskoczona, tym, że mój szef nosi do pracy szpilki. Jednak z czasem to stało się normą.
- Wszyscy już tutaj są, tak? - potwierdziła, przejeżdżając wzrokiem wokół stołu i zatrzymała go na mnie, posyłając w moją stronę sarkastyczny uśmiech. - Ah, jednak zdecydowałaś się do nas dołączyć na czas, panno Maddox.
Wzięłam głęboki wdech zanim odpowiedziałam. - Tak. - Nie ufałam sobie na tyle, by powiedzieć więcej niż jednosylabowe słowa. Stawianie się Heidi było dość trudne. Zachowywała się jakby świat należał do niej, a jej mały magazyn miał podbić świat, ale ja na pewno nie byłam jedną z tych osób, które mogą się jej sprzeciwić -- zwłaszcza z nią na tych obcasach.
- Dobrze, dobrze. - Powiedziała cicho, zanim zaklaskała i przemówiła do wszystkich. - W tym tygodniu skupiamy się na, ah, ciemniejszej stronie życia tutaj. Jak zawsze, nie ma żadnych wymian zadań. Będę w swoim biurze, jeśli macie jakieś pytania. Powodzenia.
Odeszła, zostawiając wszystkie zadania w kopertach. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam, że nie fatygowała się nawet, by napisać moje pełne imię. Zamiast tego były tylko duże 'A', niestarannym pismem. Nie byłam pewna co takiego zrobiłam, by być u niej na czarnej liście, wiedziałam tylko, że mnie nienawidziła. Nie sądzę, że kilka spóźnień z prośbą o dłuższą pracę było powodem do nienawiści.
Otworzyłam kopertę z lekkim westchnięciem i sprawdziłam zawartość, będąc pewna, że to będzie albo szalony albo bardzo nudny tydzień.
Zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam w środku.
- Co masz, Alice? - podniosłam wzrok na Olivię Cole, jedną z moich współpracownic, która wydawała się tryskać radością cały czas. Jedynym powodem, dla którego wciąż ją znosiłam było ponieważ Heidi nienawidziła jej tak samo jak mnie, więc sądziłam, że jesteśmy na tym samym poziomie, by rozmawiać. Byłam pewna, że Heidi nienawidzi Olivii za ten wiecznie dobry humor, więc byłam o pozycję wyżej na jej gównianej liście.
- Ah, cóż, mam dzisiaj iść na ten adres, by obejrzeć walkę. -- wskazałam słowo na mojej karteczce -- i przeprowadzić wywiad z jej uczestnikami, a potem spisać tutaj relację. - wyjaśniłam. Olivia skinęła głową, ale skrzywiła się.
- To trochę dziwne, nie sądzisz? - spytała.
Wzruszyłam lekko ramionami. - Tak mi się wydaje, a ty co masz?
- W domu starszej kobiety było włamanie. - odpowiedziała. - I mam z nią o tym porozmawiać.
Delikatnie skinęłam głową. - Brzmi interesująco. - Odpowiedziałam, choć tak na prawdę nie zwracałam na to uwagi. Moje myśli wędrowały wokół tego, jak bardzo specyficzne było moje zadanie. Czy ta walka to zapasy czy coś? Nigdy nie słyszałam o żadnych walkach w Bradford, oprócz tych, które miały coś wspólnego z tutejszymi gangami, ale one nie były jednymi z tych, na które dostajesz adres. Nie były planowane, występowały nagle.
- Ta. - Olivia zgodziła się ze mną kiwnięciem głową. - Cóż, sądzę, że powinnam tam pójść. Do zobaczenia później, tak?
- Tak, tak. - potwierdziłam od razu. Olivia odeszła w mgnieniu oka, całkiem poważnie zaczynając swoje zadanie. Zauważyłam też, że inni również się do tego zabrali, a ja i Heidi byłyśmy jedynymi, które wciąż siedziały. Wstała cicho, odsuwając swoje krzesło i odwróciła się w moją stronę. Jej wyraz twarzy był uszczypliwy, jak to zawsze bywało przy mnie.
- Jakiś problem, Maddox? - uniosła brew, patrząc na mnie.Wiedziałam, że tylko czeka na jakieś uwagi z mojej strony, albo jeszcze lepiej, szuka powodu, by mogła mnie zwolnic na miejscu. Było w niej coś, co sprawiało, że byłam po prostu wściekła. Cokolwiek powiedziała lub zrobiła, zawsze czułam gniew w jej kierunku.
Odłożyłam moje uczucia na bok i przykleiłam uśmiech na twarz, ze względu na moją karierę. - Absolutnie żaden. Po prostu myślałam, to wszystko.
- Cóż, mam swoją pracę do wykonania. - odpowiedziała szorstko, wyraźnie niezadowolona z mojej odpowiedzi. Skinęłam głową i szybko opuściłam pokój, zajmując pozycję za swoim biurkiem.
Wszyscy, po za Heidi, pracują w jednym, dużym pokoju. Biurka znajdują się w dziwnym położeniu, by zajmować całą przestrzeń. To sprawia, że Heidi łatwiej jest przekazywać informacje nam wszystkim, ale również sprawia, że to żenujące, gdy decyduje się nakrzyczeć na kogoś przez jeden błąd w pisowni.
Wyrzuciłam wspomnienia z mojej głowy, gdy usiadłam za biurkiem i klikając przycisk zasilania na komputerze. Wracał do życia z prędkością światła i marzyłam, by mój domowy laptop też tak działał.
Tak szybko jak wpisałam swoje hasło, otworzyłam ulubioną wyszukiwarkę -- Google -- i wpisałam adres, który był zapisany na mojej kartce. Nie mogę zacząć pisać, zanim tam nie pojadę, ale przynajmniej dowiem się, gdzie dokładnie mam być.
Powoli mapa rozprzestrzeniała się na ekranie, a mała, czerwona pinezka wskazywała lokalizację. Wpisałam także drugą lokalizację - adres mojego domu. Było to około dziesięć minut drogi samochodem, ale nawet przez Google Maps mogłam stwierdzić, że była to ta ciemniejsza strona miasta. Teraz zauważyłam jak to pasuje to tematu przewodniego całego tygodnia.
Nie byłam zupełnie pewna czy podobało mi się to zadanie.
___
Zimne, nocne powietrze uderzyło w odsłoniętą skórę mojej szyi i twarz, przez co mocniej owinęłam ramiona wokół swojego ciała, gdy powoli szłam w stronę magazynu. Tak jak myślałam, walka odbywała się w ciemniejszej stronie miasta. Na szczęście Shane przyszedł ze mną, po tym jak błagałam go, aby zachował trzeźwość przez jedną noc, więc nie musiałam iść sama. Jaki z niego dobry przyjaciel.
- Panie przodem. - uśmiechnął się do mnie, otwierając drzwi boczne, które wydawały się jedynym widocznym wejściem.
- Dziękuję. - skinęłam w jego stronę, wchodząc do budynku. Moje zęby natychmiast się zacisnęły, gdy poczułam panującą w nim atmosferę. Wszędzie byli ludzie, a każdy z nich miał broń wystającą z tylnej kieszeni spodni i piwo w dłoni. Pomieszczenie było zatłoczone, ale ludzie byli podzieleni na grupy, co ułatwia przechodzenie między nimi.
- Więc tak wyglądają Nocne Walki. - Shane odetchnął, idąc za mną.
Natychmiastowo odwróciłam się w jego stronę, marszcząc brwi. - Nocne Walki?
Skinął głową. - To właśnie to. Raz w miesiącu spotykają się wszystkie gangi i mają cywilizowane walki. To prawie jak zapasy, tak sądzę, ale zdecydowanie bardziej niebezpieczne, od kiedy zapasy były sfałszowane i---
- Stop. - uniosłam rękę, by powstrzymać go od dalszego mówienia. - Skąd ty wiesz to wszystko?
Uśmiechnął się niezręcznie, wzruszając nieśmiało ramionami. - Wiem co dzieje się wokół, tak sądzę. Gdy jesteś na mieście tak często jak ja, możesz dowiedzieć się kilku rzeczy. To niesamowite, co ludzie mówią, gdy są już cholernie najebani.
Skinęłam w zrozumieniu głową, przypominając sobie jak Shane kilka razy zaczął mówić o tym, że gdybyśmy nie byli tak dobrymi przyjaciółmi, już dawno by mnie przeleciał, gdy był kompletnie pijany. Oczywiście nigdy mu tego nie powiedziałam. Samo myślenie o tym było obrzydliwe. Fuj.
- Więc o co w tym wszystkim chodzi? - spytałam, gdy znów zaczęliśmy iść.
- O co chodzi?
- Musi być jakiś powód, skoro przejmują się cywilizowanymi walkami. - naciskałam. - Mogą w każdej chwili walczyć na ulicy i jestem pewna, że tak robią. Więc jaki jest sens robienia tego tutaj? Rozrywka?
Shane delikatnie pokręcił głową. - Nie sądzę. To znaczy, zgaduję, że ludzie mogą znaleźć rozrywkę w oglądaniu dwóch członków przeciwnych gangów, walczących ze sobą, ale myślę, że tu chodzi bardziej o ochronę rep.
- Rep? - powtórzyłam.
- Reputacja. - wytłumaczył. - W gangach chodzi głównie o siłę i zastraszanie. Jest ich tutaj tak dużo, że konkurencja jak ogromna. Nie wspominając już, że dochodzą cały czas. Myślę, że to po prostu podnosi ich reputację.
- Pogrążasz mnie. - przyznałam. Shane uśmiechnął się i pokręcił w rozbawieniu głową.
- Jest w porządku. - zapewnił mnie. - Po prostu popatrz na to z innej strony: jeśli jeden malutki gang , którego nikt się nie boi pokona inny, większy to zyska dużo więcej respektu między innymi niż miał wcześniej, ponieważ tutaj się sprawdzają.
- To jeszcze nie tłumaczy tej cywilizowanej części. - wskazałam. - Wciąż mogą zdobywać swój rep na ulicy.
Uśmiech ponownie pojawił się na jego ustach. - Jasne, jasne, ale gdzie w tym zabawa? Nikt nie przyjdzie popatrzeć na uliczne walki. To zbyt ryzykowne. Policja prawdopodobnie byłaby w to wplątana. Ale tutaj jest inaczej. Możesz dostać piwo i nie masz żadnej policji na ogonie.
Patrzyłam na Shane'a z szeroko otwartymi oczami. Fakt, że dowiedział się tych wszystkich rzeczy od pijanych ludzi był szokujący i nieco niepokojący. Właściwie trochę mnie martwi, że miał wcześniej do czynienia z tak pijanymi i uzbrojonymi ludźmi.
- Chodź. - powiedziałam, patrząc na nieoznakowane drzwi po lewej stronie. - Czas na wywiad z kilkoma zawodnikami.
___
Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam, że był tutaj ogromny ring, gdzie będą miały miejsce wszystkie walki. Obecnie w pomieszczeniu z ringiem mogły znajdować się tylko osoby, które będą brały udział w walkach i ich towarzysze, ale gdy walki się zaczną, wszyscy inni będą mogli tam wejść. Przynajmniej Shane tak myślał.
- Hej, hej, hej, nie możecie tutaj jeszcze być. - postawny mężczyzna powiedział, gdy podchodził do nas, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Shane, ty jesteś tutaj tym mądrym.
- Oh, um, jestem dziennikarzem. - odpowiedziałam bez przekonania. - W pewnym sensie muszę porozmawiać z walczącymi, zanim zaczną się walki, uh, jeśli to możliwe. - Mężczyzna popatrzył na mnie sceptycznie. Prawdopodobnie pomyślał, że jestem psychiczna czy coś.
- Ona ma na myśli, że musi z nimi porozmawiać. - Shane poprawił moje bezsensowne zdanie. - To ważne i nie zajmie dużo czasu. Zapewniam cię.
Mężczyzna zmrużył na nas oczy, ale w końcu pozwolił nam pójść. Odszedł od nas, a ja wzięłam głęboki oddech. - Dzięki. - mruknęłam, a Shane skinął głową. - Nie ma sprawy.
Były tutaj dwie grupy po obu stronach ringu. Jedna składała się z pięciu facetów, a druga z trzech. Postanowiłam zaryzykować i spróbować najpierw z trzema. Wzięłam kolejny głęboki oddech zanim pewnie do nich podeszłam, trzymając głowę w górze i ramiona z tyłu.
- Pamiętaj. - Shane wyszeptał, gdy zbliżaliśmy się do nich. - Mogą wyczuć strach. - Uderzyłam go lekko w ramię i zatrzymałam się przed trójką, która patrzyła na mnie i Shane'a z zaciekawieniem.
- Możemy w czymś pomóc, kochanie? - spytał jeden z nich, mierząc mnie wzrokiem. Czułam się dosyć dziwnie, podczas gdy przebiegł językiem po swojej dolnej wardze. Poczułam, że Shane złapał moją dłoń i ścisnął ją, przypominając mi, że jest tutaj.
- Muszę porozmawiać z zawodnikami. - wyjaśniłam mu. - Przygotowuję artykuł i...
- Ta, słyszeliśmy o tobie. - odpowiedział drugi z leniwym machnięciem ręki. - Przygotowujesz jakieś gówno dla magazynu, prawda?
W odpowiedzi skinęłam głową.
- Luke jest cały twój. - pierwszy uśmiechnął się do mnie. - Baw się dobrze.
Dwójka mężczyzn odeszła, zostawiając mnie z trzecim członkiem ich grupy. Był wyższy i młodszy od pozostałej dwójki, około osiemnastu lub dziewiętnastu lat, a reszta miała koło dwudziestu pięciu lat. Różnica ich wieku zaskoczyła mnie, ale zignorowałam to.
- W porządku, ah, Luke. - mruknęłam, wyjmując ołówek i kartkę z notatnika z mojej torebki. - Zacznijmy od czegoś prostego...
Przez chwilę patrzyłam na resztę chłopaków, dopóki moje oczy nie połączyły się z parą zbyt znajomych zielonych oczu. Natychmiast się spięłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to ten tajemniczy chłopak z alejki. Jego kręcone włosy odstawały w każdym możliwym kierunku spod czarnej beanie, a jego oczy pociemniały o kilka odcieni, patrząc na mnie.
Żadne z nas nie powiedziało żadnego słowa. On po prostu gapił się na mnie i wydawało mi się, że jego ciemne oczy wysyłają mi jakąś wiadomość, ostrzeżenie. Naprawdę mogłam usłyszeć jego głos z wczoraj: Naprawdę nie powinnaś tutaj być. Powoli prześledził wzrokiem resztę chłopaków, którzy dają nam trochę prywatności do wywiadu. Odetchnęłam głęboko, ignorując spojrzenie, które dawał mi Shane, gdy przystąpiłam do wywiadu.
- Nie znam jeszcze twojego imienia. - powiedziałam mu.
- Liam. - uśmiechnął się do mnie. - A twoje?
- Oh, um, Alice. - wzruszyłam ramionami.
- Jak Alicja w Krainie Czarów. - zadumał, spoglądając na mnie.
- Dokładnie. - zgodziłam się z lekkim uśmiechem.
- Więc zaczynajmy. - zachęcił mnie.
Ponownie wyjęłam swój długopis i notes, zaczynając zadawanie tych samych pytań, które dałam Luke'owi: jak wyglądają te walki? Jak do nich trenujecie? Czy to legalne? I rzeczy jak te.
Luke wydawał się być beztroski w tej całej sprawie, natomiast Liam bardziej się wahał, był ostrożniejszy. Zastanowił się nad każdą odpowiedzią, jakby każde słowo, które wypowiadał znaczyło dużo więcej niż było naprawdę.
- W porządku. Myślę, że to wszystko. - powiedziałam, gdy skończyliśmy. - Dziękuję za poświęcony czas.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się, wstając z swojego miejsca przy krawędzi ringu. - Mogę tylko prosić o małą przysługę?
- Jasne... - urwałam niepewnie. Niezbyt chętnie przychodzi mi wyświadczanie przysług członkom gangów, którzy biorą udział w walkach, by zwiększyć swoją reputację.
- Nie używaj mojego imienia w artykule. - powiedział. Nie wyszło to jak pytanie, bardziej polecenie. Uprzejme polecenie, ale wciąż.
- O to się nie martw. - zgodziłam się szybko. Uśmiechnął się do mnie ostatni raz, zanim odszedł, by dołączyć do reszty jego grupy. Poczułam dziwne zawirowanie w moim żołądku. Miałam kilka założeń, dlaczego nie chce, by jego imię pojawiło się w artykule, ale moim najlepszym przypuszczeniem, było, że to może mu w jakiś sposób zaszkodzić. W końcu był w gangu. To było niebezpieczne życie i kto wie do czego doprowadziłoby poznanie jego imienia.
- Wszystko w porządku, Al? - Shane zmarszczył brwi, zauważając moje nagłe oderwanie od rzeczywistości.
- Tak, tak. - skinęłam głową, przyklejając uśmiech na swoją twarz. - Chodźmy obejrzeć walkę.
Były tutaj dwie grupy po obu stronach ringu. Jedna składała się z pięciu facetów, a druga z trzech. Postanowiłam zaryzykować i spróbować najpierw z trzema. Wzięłam kolejny głęboki oddech zanim pewnie do nich podeszłam, trzymając głowę w górze i ramiona z tyłu.
- Pamiętaj. - Shane wyszeptał, gdy zbliżaliśmy się do nich. - Mogą wyczuć strach. - Uderzyłam go lekko w ramię i zatrzymałam się przed trójką, która patrzyła na mnie i Shane'a z zaciekawieniem.
- Możemy w czymś pomóc, kochanie? - spytał jeden z nich, mierząc mnie wzrokiem. Czułam się dosyć dziwnie, podczas gdy przebiegł językiem po swojej dolnej wardze. Poczułam, że Shane złapał moją dłoń i ścisnął ją, przypominając mi, że jest tutaj.
- Muszę porozmawiać z zawodnikami. - wyjaśniłam mu. - Przygotowuję artykuł i...
- Ta, słyszeliśmy o tobie. - odpowiedział drugi z leniwym machnięciem ręki. - Przygotowujesz jakieś gówno dla magazynu, prawda?
W odpowiedzi skinęłam głową.
- Luke jest cały twój. - pierwszy uśmiechnął się do mnie. - Baw się dobrze.
Dwójka mężczyzn odeszła, zostawiając mnie z trzecim członkiem ich grupy. Był wyższy i młodszy od pozostałej dwójki, około osiemnastu lub dziewiętnastu lat, a reszta miała koło dwudziestu pięciu lat. Różnica ich wieku zaskoczyła mnie, ale zignorowałam to.
- W porządku, ah, Luke. - mruknęłam, wyjmując ołówek i kartkę z notatnika z mojej torebki. - Zacznijmy od czegoś prostego...
___
Przeprowadzanie wywiadu z Lukiem było zaskakująco proste. Nie do końca wiem dlaczego spodziewałam się, że pójdzie tak źle, ale Luke okazał się całkiem pomocny. Odpowiedział na wszystkie moje pytania bez wahania i w ogóle nie wydawał się być zakłopotany. Zgaduję, że myślałam, że będzie niegrzeczny i złośliwy albo będzie dawał poczucie zagrożenia, jak ten facet z alejki, ale zamiast tego wydawał się dziwnie miły. Gdybym spotkała go na ulicy na pewno nie pomyślałabym, że zajmował się walkami, nie wspominając już, że jest członkiem gangu.
Druga grupa była większa i biorąc pod uwagę fakt, że pozostali członkowie poprzedniego gangu byli dosyć duzi i masywni, ci faceci wydawali się bardziej niebezpieczni. Wszyscy stali razem, nieco od siebie, ubrani w ciemne rzeczy -- czarne jeansy i skórzane kurtki.
- Jest w porządku. - Shane zapewnił mnie, znajdując się po mojej prawej stronie. - Byłaś zmartwiona poprzednim wywiadem, ale wyszło w porządku. Gdy skończysz, wszystko co będziemy mieli do zrobienia to obejrzenie walki i wrócenie do domu.
Skinęłam głową, skupiając się na ostatniej części, podczas gdy szłam w stronę grupy.
- Nadchodzi. - usłyszałam mruknięcie jednego z nich i wszyscy spojrzeli w górę, a ich oczy mierzyły mnie ciekawie. Skupiłam się na jednym z nich, który stał najbliżej mnie. Miał rozczochrane włosy i mały, chytry uśmiech rozprzestrzeniał się na jego ustach, gdy patrzył na mnie.
- Jesteś dziennikarką? - spytał gładko.
Pokiwałam lekko głową. - To ja.
- Więc przejdźmy do tego. - uśmiechnął się, wskazując ich zawodnika. Był to wysoki chłopak i zauważyłam, że miał dobrze wyrzeźbione ciało. Jego włosy były krótkie i lekko kręcone, a twarz była prawie zbyt słodka, by się bić, ale ciemny błysk w jego oczach mówił coś innego.
Przez chwilę patrzyłam na resztę chłopaków, dopóki moje oczy nie połączyły się z parą zbyt znajomych zielonych oczu. Natychmiast się spięłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to ten tajemniczy chłopak z alejki. Jego kręcone włosy odstawały w każdym możliwym kierunku spod czarnej beanie, a jego oczy pociemniały o kilka odcieni, patrząc na mnie.
Żadne z nas nie powiedziało żadnego słowa. On po prostu gapił się na mnie i wydawało mi się, że jego ciemne oczy wysyłają mi jakąś wiadomość, ostrzeżenie. Naprawdę mogłam usłyszeć jego głos z wczoraj: Naprawdę nie powinnaś tutaj być. Powoli prześledził wzrokiem resztę chłopaków, którzy dają nam trochę prywatności do wywiadu. Odetchnęłam głęboko, ignorując spojrzenie, które dawał mi Shane, gdy przystąpiłam do wywiadu.
- Nie znam jeszcze twojego imienia. - powiedziałam mu.
- Liam. - uśmiechnął się do mnie. - A twoje?
- Oh, um, Alice. - wzruszyłam ramionami.
- Jak Alicja w Krainie Czarów. - zadumał, spoglądając na mnie.
- Dokładnie. - zgodziłam się z lekkim uśmiechem.
- Więc zaczynajmy. - zachęcił mnie.
Ponownie wyjęłam swój długopis i notes, zaczynając zadawanie tych samych pytań, które dałam Luke'owi: jak wyglądają te walki? Jak do nich trenujecie? Czy to legalne? I rzeczy jak te.
Luke wydawał się być beztroski w tej całej sprawie, natomiast Liam bardziej się wahał, był ostrożniejszy. Zastanowił się nad każdą odpowiedzią, jakby każde słowo, które wypowiadał znaczyło dużo więcej niż było naprawdę.
- W porządku. Myślę, że to wszystko. - powiedziałam, gdy skończyliśmy. - Dziękuję za poświęcony czas.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się, wstając z swojego miejsca przy krawędzi ringu. - Mogę tylko prosić o małą przysługę?
- Jasne... - urwałam niepewnie. Niezbyt chętnie przychodzi mi wyświadczanie przysług członkom gangów, którzy biorą udział w walkach, by zwiększyć swoją reputację.
- Nie używaj mojego imienia w artykule. - powiedział. Nie wyszło to jak pytanie, bardziej polecenie. Uprzejme polecenie, ale wciąż.
- O to się nie martw. - zgodziłam się szybko. Uśmiechnął się do mnie ostatni raz, zanim odszedł, by dołączyć do reszty jego grupy. Poczułam dziwne zawirowanie w moim żołądku. Miałam kilka założeń, dlaczego nie chce, by jego imię pojawiło się w artykule, ale moim najlepszym przypuszczeniem, było, że to może mu w jakiś sposób zaszkodzić. W końcu był w gangu. To było niebezpieczne życie i kto wie do czego doprowadziłoby poznanie jego imienia.
- Wszystko w porządku, Al? - Shane zmarszczył brwi, zauważając moje nagłe oderwanie od rzeczywistości.
- Tak, tak. - skinęłam głową, przyklejając uśmiech na swoją twarz. - Chodźmy obejrzeć walkę.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz