sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 03.

Pomieszczenie było tak pełne ludzi, że byłam ściśnięta pomiędzy bokiem ringu i Shanem, ale nie wydawało mu się to przeszkadzać. Po prostu wyglądał, jakby był naprawdę podekscytowany tym, że walka zaraz się zacznie. Głośny dźwięk wypełnił całe pomieszczenie, przez co rozmowy momentalnie ucichły, a światła przygasły, skupiając się tylko na ringu.

Facet wskoczył na ring, wywołując przy tym owacje. Ogłuszający dźwięk odbijał się echem od ścian. Machał rękoma, a krzyki natychmiast ustały. - Zapraszamy na ring pierwszego zawodnika... - urwał, gdy pojawiły się kolejne okrzyki, a na ring wszedł chłopak, z którym miałam wywiad.

- W tym narożniku, ważący sześćdziesiąt osiem kilogramów, Luke Bender! - pomieszczenie po raz kolejny wypełniło się okrzykami, ale zauważyłam także kilka naśmiewających się osób. Uśmiechnął się w stronę tłumu, machając ramionami, zachęcając tym do dalszych okrzyków. Wydawało mu się iść dobrze, bo głośność rosła.

W międzyczasie zauważyłam Liama wskakującego po przeciwnej stronie ringu. - A w tym narożniku, ważący siedemdziesiąt cztery kilogramy, Liam Payne! - spiker krzyknął. Hałas wzrósł jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, a on pomachał do tłumu.

Porównując ich obu, Liam był dużo bardziej umięśniony. Byli mniej-więcej tego samego wzrostu, ale mogłam już powiedzieć kto wygra walkę i, że to nie będzie za ładne. Poczułam ukłucie współczucia dla Luke'a, gdy gwizdek rozpoczynający walkę rozległ się po sali.

Liam zamachnął się jako pierwszy, jednak uderzył w nic innego jak w powietrze, ponieważ Luke schylił się, unikając ciosu. Nie obyło się bez grupowego westchnięcia, co zdawało się rozwścieczyć Liama, jego oczy pociemniały, gdy patrzył na Luke'a.

Tym razem jednak przewidział jego ruch. Liam zamachnął się po raz kolejny, jednak Luke uniknął jego uderzenia. Liam uniósł drugą rękę i pięść zderzyła się ze szczęką Luke'a. Upadł na podłogę, zaciskając usta z bólu. W tłumie pojawiło się kolejne poruszenie i zauważyłam resztę grupy Liama, krzyczących słowa pochwały dla niego.

Moje oczy połączyły się z parą znajomych, zielonych i tak bardzo jak chciałam uniknąć jego zimnego spojrzenia, nie mogłam. Wydawało się, że to zauważył, bo kącik jego ust uniósł się w górę w pół-uśmiechu. Zanim mogłam w pełni zarejestrować co się właśnie stało, usłyszałam kilka okrzyków złości, zmieszanych z uwielbieniem. Liam unosił się teraz nad Lukiem, uderzając go kilka razy w twarz.

Ponownie, chciałam odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam. Krew wylewała się z twarzy Luke'a, jednak Liam nie ukazywał współczucia, kontynuując uderzanie go w nos i usta, a następnie jego tułów. To było obrzydliwe, patrzenie na czyiś ból, gdy nagle poczułam czyjeś palące spojrzenie z boku mojej głowy. Natychmiastowo rozejrzałam się, by zauważyć tę samą parę zielonych oczu, patrzących na mnie. Miały w sobie tyle ciemności ile wcześniej, ale to był inny rodzaj ciemności. To było prawie straszne.

Dźwięk gwizdka rozległ się ponownie, zwracając moją uwagę znów na ring, gdzie właśnie skończyła się walka. Spiker unosił rękę Liama, dając do zrozumienia, że to on jest zwycięzcą. Luke wciąż leżał na ziemi, w tej samej pozycji co wcześniej. Jego twarz była zakrwawiona i posiniaczona. Powoli zaczynał się podnosić i zauważyłam dwóch innych członków gangu, stojących po drugiej stronie ringu. Z ich twarzy mogłam wyczytać, że byli źli i patrzyli prosto na gang, do którego należał Liama.

Patrzyli się na nich, choć zostało to niezauważone przez pozostałe gangi, ponieważ wszyscy wciąż głośno rozmawiali o walce, która właśnie miała miejsce.

- W porządku, myślę, że widzieliśmy wystarczająco. - Shane mruknął, znajdując się za mną, gdy niepewnie złapał moją rękę i zaczął prowadzić mnie do wyjścia. Zostałam w miejscu, zerkając z szeroko otwartymi oczami na dwa gangi. Ich oczy były ciemne i bez mrugnięcia patrzyli na siebie.

Jasne, zielone oczy zamigotały w moją stronę, na chwilę, ale to wystarczyło, by inni zobaczyli. Nagle poczułam na sobie nie jedną parę oczu, ale pięć: pozostała dwójka, która tworzyła gang Luke'a i resztę gangu Liama. Natychmiast poczułam się skrępowana, gdy zaczęli się na mnie gapić i w końcu pozwoliłam się Shane'owi wyprowadzić z pomieszczenia.

___

Jęknęłam z frustracji, wciskając kilkakrotnie klawisz backspace na swojej klawiaturze. 

Łączenie wywiadu oraz wrażeń z wczorajszej walki w cały artykuł nie było wcale takie łatwe. Z jakiegoś powodu, stwierdziłam, że niemożliwym jest opisanie całego środowiska walki. Prawie czułam się, jakbym zdradzała jakieś dziwne zasady o tym co się stało. Jakby to była tajemnica, którą nie powinnam się dzielić ze światem.

- Oi! Heidi! - zawołałam, gdy zauważyłam ją rozmawiającą z jedną z moich współpracownic. Przewróciła oczami i niechętnie podeszła do mnie, unosząc wyczekująco brwi.

- Zastanawiałam się, gdzie znalazłaś adres tej walki? - spytałam.

- Przyjaciel. - odpowiedziała niejasno, a jej oczy zwęziły się podejrzliwie. - A co?

- Och, to tylko ciekawość. - wzruszyłam ramionami. - Dzięki!

Wydawało mi się, że zauważyła moje zbyt entuzjastyczne przeinaczenie w połączeniu z całkowitym kłamstwem z mojej strony, ale olała to, odchodząc. Szczerze mówiąc, naprawdę chciałam wiedzieć, skąd ktoś tak profesjonalny jak Heidi zdobył adres na tego rodzaju walkę.

Shane sam to powiedział: Możesz dostać piwo i nie mieć policji na ogonie. Odbywały się w miejscach, do których policja nie przyjedzie i jej nie zakończy. Więc jak Heidi dowiedziała się o niej wszystkiego?

Moje myśli zostały przerwane, gdy Olivia szybko się przemieszczała, a ja mogłam już na podstawie jej beztroskiego wyrazu twarzy określić, że będę musiała dużo usłyszeć o jej zadaniu. Ponownie.

___

- Jesteś dupkiem, Shane. - warknęłam w słuchawkę telefonu. Mruknął coś w ramach przeprosin i pospiesznie się rozłączył, kończąc rozmowę.

Miałam tylko nadzieję, że Shane byłby na tyle mądry, by pamiętać, że po pracy odwiózłby mnie do domu. Nie miałam nic przeciwko pójściu pieszo, ale dochodziła siódma wieczorem, a przez wydarzenia z ostatnich dni byłam bardziej ostrożna podczas wychodzenia gdzieś nocą.

Byłam tylko przecznicę od domu, gdy mój telefon zadzwonił z kieszeni. Natychmiastowo odebrałam, rozpoznając dzwonek.

- Elijah? - spytałam z nadzieją.

- Hej, Al. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Brzmiał na zmęczonego.

- Wszystko w porządku? - spytałam. - Wydajesz się być wykończony.

Wypuścił krótki chichot. - Po prostu zajmuję się wieloma... klientami.

Wzdrygnęłam się, wiedząc co ma na myśli. Przez długi okres czasu, mój brat i ojciec próbowali utrzymać ich pracę w tajemnicy, ale w końcu wszystko zmieniło się w ciąg szeptów, niezręczności i napięcia. Kiedyś, gdy weszłam do domu, zauważyłam obcego człowieka siedzącego na kanapie, trzymającego broń, zażądałam wyjaśnień.

Ale prawda nie za bardzo mi się spodobała.

Moja rodzina zajmowała się sprzedawaniem narkotyków i broni. Przez jakiś czas pracowali tutaj, w Bradford, ale później zaczęli wyjeżdżać w krótkie podróże, dostarczając różnym ludziom narkotyki i broń dla pieniędzy.

Zostawali ze mną, gdy tylko wracali do domu, ale to nie zdarzało się za często. Nie widziałam mojego ojca od ponad roku, a brat przyjechał około miesiąc temu. Nie sądzę, że mój ojciec się mną przejmował. Dla niego liczyły się tylko pieniądze. Mój brat, z drugiej strony, tęsknił za mną. Właściwie dobrze było wiedzieć, że ktoś mi został.

- Jak leci? - spytałam obojętnie.

Mogłam prawie zobaczyć, że przewraca oczami. - W porządku, tak sądzę. Tak w ogóle, tęsknię za tobą, Al. Możliwe, że przyjadę za kilka tygodni.

- Naprawdę? - starałam się stłumić emocje w moim głosie. To mogło by sprawić, że Elijah poczuje się winny, przez zostawienie mnie, ale byłam teraz dużą dziewczynką. Może w wieku szesnastu lat było ciężko żyć na własną rękę, ale na pewno nie byłam najbardziej nieodpowiedzialną. Zwłaszcza w tym mieście.

- Naprawdę. - odpowiedział, a entuzjazm sączył się w jego głosie. - Ale teraz muszę iść. Uważaj na siebie, dobrze? Pamiętaj, że jest tam dużo niebezpiecznych ludzi i gangów.

- T-tak. - jąkałam się, nie mogąc złapać tchu. - Zapamiętam. Uważać na siebie. Ty też, tak?

- Al, wszystko--

- Pa, Elijah.- wymamrotałam, kończąc połączenie. Teraz doszłam do swojego mieszkania i byłam wdzięczna, że byłam bezpieczna, ale wciąż niespokojna. Słowa Elijah przypomniały mi o tajemniczym chłopaku, którego spotkałam 2 dni temu w alejce klubu Velvet.

Podobieństwa pomiędzy Elijah i tym chłopakiem były dość przerażające. Oboje byli niebezpieczni. Oczywiście wiedziałam, że Elijah nigdy by mnie nie skrzywdził, ale jego praca zmuszała go do bycia dupkiem przez dziewięćdziesiąt procent czasu, gdy był ze mną. Za to ten chłopak nie był określony. Byłam prawie pewna, że gdybym dała mu powód, nie byłby w stanie kontrolować samego siebie.

To doprowadziło mnie do pierwszego pytania: Dlaczego zostałam? Dlaczego nie uciekłam tak szybko jak to było możliwe?

I w końcu znalazłam odpowiedź. Cały czas była ona przede mną, gapiąc się na mnie i machając rękoma. Przypominał mi mojego brata.

Mój brat był niebezpieczny i w pewnym sensie przerażający. Tylko raz widziałam jak przemienia się w tego potwora, ale to wystarczyło, żebym stwierdziła, że gdyby nie był moim bratem, musiałabym uciekać. Ale nie uciekłam, co go widocznie zdziwiło. Spodziewał się, że mnie przestraszy. Że ucieknę.

Ponieważ byłam pewna, że ucieknę w jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic, zamiast zostać z nim, który się uspokoi. Jedyny plus.

Poczułam ulgę, gdy w końcu złożyłam wszystkie kawałki układanki i rzeczywiście miały sens. Tajemniczy chłopak był zupełnie jak mój brat. Może był niebezpieczny. Może był zaangażowany w rzeczy, które nawet nie powinny mnie martwić.

Ale nie bałam się.

__

Ciężko było mi przykryć siniaki na moich ramionach. Wciąż mocno się odznaczały na mojej bladej skórze, nawet jeśli minęło już kilka nocy. Miałam ochotę przykryć je korektorem i założyć tank top, ponieważ było gorąco, ale wiedziałam, że to w ogóle nie zadziała. Nie dzisiaj. 

Westchnęłam, zakładając t-shirt i luźną kurtkę, która zakrywała wszystkie fioletowe plamy, zanim przeszłam do salonu. Seth siedział tam plecami do mnie i przełączał kanały w telewizorze. Starałam się wyjść tak szybko, jak to możliwe, ale spojrzał na mnie z uśmiechem. Który szybko zniknął.

- Coś nie tak? - spytałam szybko. 

- Na zewnątrz jest gorąco. - przypomniał, mierząc wzrokiem mój długi rękaw i jeansy. - Może chcesz się przebrać? 

Potarłam nerwowo ramię, krzywiąc się z bólu, który natychmiastowo poczułam. Zrozumienie zamigotało na jego twarzy, ale powiedziałam, co miałam na myśli. - Nie mogę się dokładnie pokazać z kilkunastoma siniakami. - Wyglądał, jakby właśnie uderzyły go moje słowa i wtedy poczułam strach, gdy wstał i powoli podszedł do mnie.

"Nie jest pijany. Nie jest pijany." Powtarzałam sobie w głowie. Odpiął zamek mojej kurtki, zrzucając ją na podłogę. Zamknęłam oczy, zaciskając je i przygotowując się na uderzenie, które zaraz miało nastąpić. 

Ale zamiast tego, poczułam jego usta, składające delikatnie pocałunki wzdłuż moich siniaków, które spowodował. Moje oczy ponownie się otworzyły i popatrzyłam na niego, pokonującego drogę wzdłuż moich siniaków, do każdego z ramion, następnie szyi, aż dotarł do kącika moich ust, po czym się odsunął, zostawiając mnie zmieszaną i pozbawioną oddechu.

- Miłego dnia z bratem, w porządku? - wyszeptał, splatając nasze palce. 

Skinęłam niepewnie głową, gdy posłał mi ostatni uśmiech, wracając na kanapę, a ja podniosłam kurtkę, zarzucając ją na siebie i jak najszybciej opuszczając pomieszczenie. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. 

Bolało to, że Seth mnie kochał i był zniesmaczony sobą, przez ból, który mi zadał, zarówno na moim ciele jak i w umyśle. Bolało to, że czuł się winny przez każdą bliznę, pozostawioną na moim ciele, ale nawet nie próbował z tym skończyć. Nie chciał pójść na odwyk, by wszystko było dobrze. 

Weszłam do kawiarni, mierząc wzrokiem pomieszczenie, aż zauważyłam Elijah. Był odwrócony do mnie plecami, siedząc przy pustym stoliku. Szybko podbiegłam do niego, a on uśmiechnął się, gdy siadałam, przysuwając do mnie drinka. - Zamówiłem go dla ciebie. - powiedział. Skinęłam głową w zrozumieniu i szybko wzięłam łyka. Wszystko, byleby nie mówić nic głośno. Bałam się, że mogę się złamać, gdy zacznę. 

Elijah zmarszczył brwi. - Wydajesz się być zdenerwowana... Co się stało? 

Jego spojrzenie było intensywne i pewne obawy, gdy przeszukiwał moją twarz. 

- Nic. - skłamałam. - Po prostu martwią mnie wszystkie rachunki, podatki. To wszystko.

Jego oczy natychmiast się zwęziły. - Jesteś najgorszym kłamcą jakiego znam, Alice. O co chodzi?

Kłamanie mojemu bratu, zdecydowanie nie było dobrą opcją. Zbyt dobrze mnie znał. Moim jedynym prawdziwym wyjściem, było powiedzenie mu całej prawdy, ale nie byłam pewna jak to zniesie. Plusem było to, że byliśmy w publicznym miejscu, więc nie mógł zacząć od piany w ustach. 

- Obiecaj, że nie będziesz zły. - wyszeptałam, lustrując go wzrokiem. Od razu stały się bardziej ostrożne. - Wiesz, że nie mogę tego obiecać, po prostu mi powiedz. 

Wypuściłam drżący oddech. - Seth... U-upijał się ostatnio wiele razy i--.

- Skrzywdził cię? - jego głos był cichy i chłodny, oczy zmieniły się w czarne, gdy wpatrywał się w moją twarz, by wyczytać z niej jakieś emocje. Nie odezwałam się, patrząc na niego w ten sam sposób, nie zadając sobie trudu, by odpowiedzieć. Chciałby poznać prawdę, nie zważając na to co powiedziałam.

- Cholera, on cię skrzywdził! - warknął, a jego oczy płonęły gniewem. - Kiedy? Gdzie? Pokaż mi.

Strach natychmiastowo przeszył całe moje ciało. Strach przed tym, co mogło się stać, gdy mu pokażę wszystkie ślady, które Seth zostawił na moim ciele i wszystkie siniaki, będące na moich ramionach, plecach, brzuchu...

- Pokaż mi. - jego głos był niebezpiecznie cichy. - Teraz.

- Proszę, Elijah, nie tutaj. - błagałam go. - Po prostu chodźmy, chodźmy do twojego samochodu. 

Zgodził się i skinął głową, wstając i ciągnąc mnie za sobą. Zauważyłam, że chociaż był cholernie zły, szedł powoli i delikatnie trzymał mój nadgarstek. Te proste gesty były wystarczające, by dodać mi odwagi, by mu pokazać.

- Teraz, pokaż mi. - powiedział, gdy tylko weszliśmy do jego samochodu. Niechętnie rozpięłam swoją kurtkę, pozwalając jej spaść z moich ramion. Obserwowałam jego oczy, przejeżdżające wzdłuż moich siniaków na ciele, które idealnie pasowały by do śladów palca Seth'a. Elijah zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały bardziej. 

- Zabiję go. - jego głos był śmiertelnie poważny, a moje oczy otworzyły się szerzej w panice.

- Nie! N-nie zabijaj go. - błagałam. - Był pijany. - Z-zawsze jest--.

- Nieważne, Alice! - powiedział zmartwiony. - Skrzywdził cię! On cię, kurwa, skrzywdził! Od jak dawna to się dzieje? 

Odwróciłam wzrok, nie mogąc teraz na niego spojrzeć. Czułam się prawie winna, przez to, że nie powiedziałam swojemu bratu wcześniej. Był jedyną osobą, której mogłam w stu procentach ufać. Chronił mnie i przejmował się, tym co się ze mną dzieje. Tak naprawdę nie miałam nikogo innego, po za nim.

- Jak długo, Al? - powtórzył, a jego głos starał się zniecierpliwiony.

- Siedem miesięcy. - usłyszałam głęboki oddech Elijah i nagle kluczyki znalazły się w stacyjce, a my szybko odjechaliśmy z miejsca. 

- Co robisz? - krzyknęłam, a mój głos podskoczył o dwie oktawy. Elijah nie fatygował się nawet, by na mnie spojrzeć. - Seth z tym kończy. Nie zabiję go, Alice. Nie zrobił bym ci tego. Ale nie pozwolę, by on cię kiedykolwiek, kurwa, dotknął. 

Łzy pojawiły się w moich oczach, a ja nie robiłam nic, by je powstrzymać. Zdałam sobie sprawę, jak popieprzone wszystko było. Wszystko się sypało, a ja nie mogłam tego naprawić. 

Uderzyłam dłonią w budzik, oddychając ciężko, gdy się obudziłam. Wspomnienie było żywe, odtwarzane po raz kolejny w mojej głowie, od czasu, kiedy trzy miesiące temu, w końcu, pogodziłam się ze swoim bratem, po tym, gdy prawie rozdarł mojego chłopaka na części.

Skuliłam się na swojej stronie łóżka, nie przejmując się nawet tym, że spóźnię się do pracy i po prostu płakałam.

Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 02.

Dreszcz przeszył moje ciało, gdy wpatrywałam się w siebie w lustrze. Moje ciało było nagie i wyeksponowane. Gęsia skórka ciągnęła się przez moją skórę, a worki pod oczami były bardzo widoczne. Ale najbardziej zauważalną rzeczą na mnie były zblakłe, fioletowe siniaki wzdłuż moich boków i na brzuchu.

W niektórych miejscach zaczęły już blaknąć na żółto, przygotowując się do całkowitego zniknięcia, ale w innych były ciemne i bolesne. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy delikatnie prześledziłam znaki palcem.

-Alice?

Delikatny męski głos napłynął przez drzwi, poprzedzony kilkoma delikatnymi stuknięciami. Wzięłam głęboki oddech, zanim owinęłam ręcznik wokół ciała i cicho otworzyłam drzwi. Seth stał tam tylko w swoich bokserkach. Jego twarz była opuchnięta i czerwona. Wcześniej musiał płakać.

- Czy ja...? - urwał, gdy ja patrzyłam na swoje stopy, ponieważ nie mogłam utrzymać z nim kontaktu wzrokowego. - Pieprzyć to. - wymamrotał do siebie. - Pozwól mi zobaczyć... Proszę. - Jego głos brzmiał na prawie załamany i wiedziałam, że był zniesmaczony samym sobą. Wydałam z siebie krótkie westchnięcie, gdy pozwoliłam ręcznikowi opaść wokół mnie. Wziął głęboki oddech, zanim zaczął mówić, zszokowanym i przerażonym tonem. - Tak mi przykro, Alice.

Tylko pokręciłam głową.
- Przyzwyczaiłam się do zdobywania... nowych siniaków. Ja, um, przewracam się często. - Prawie przeklęłam samą siebie za powiedzenie, że już się przyzwyczaiłam. Nie chciałam, by Seth poczuł się jeszcze gorzej przez to, co się stało. Zrozumiał, co powiedziałam, jednak nic nie opowiedział.

- Nie sądzę, że kiedykolwiek zrozumiesz jak bardzo mi przykro. - wymamrotał, a jego dłoń spoczywała delikatnie na mojej talii. Walczyłam z chęcią cofnięcia się, gdy jego palce przemknęły po jednym z bardziej widocznych siniaków. Zacisnęłam powieki i po prostu słuchałam słów Seth'a, przelatujących przez pokój. Ostatnio słyszałam je wiele razy. 

- To nie jest dla ciebie sprawiedliwe. - odetchnął, delikatnie przyciskając mnie do jego piersi. - Po prostu... Kocham cię, Alice, ale nie wiem jak to naprawić. Nie wiem jak sprawić, żeby było dobrze, ale nie chcę cię też stracić.

- Przestań pić. - zasugerowałam, prawie niesłyszalnym tonem. Wiedziałam, że nieważne ile razy próbowałam go przekonać do skończenia, nigdy by tego nie zrobił. Nieważne, jak długo błagałam, to nigdy nie było dla niego wystarczająco, by po prostu to skończyć, pójść na odwyk i poprawić się.

Poczułam jego napięcie, gdy te słowa wyszły z moich ust, ale natychmiastowo się uspokoił. - To nie jest takie łatwe, kochanie.

Chciałam się z nim spierać, że to naprawdę było takie łatwe, że jeśli wciąż chce ze mną być, to będzie musiał poprosić kogoś o pomoc, ale wiedziałam, że to nie ma sensu.Wszystko co mogło z tego wyjść to kolejna kłótnia, więcej picia i siniaków. Temat już się powtarzał i nigdy nie wyszło z tego nic dobrego.

- O-okej. - wymamrotałam w jego ramię. 

Posłał mi delikatny uśmiech, gdy odsuwał się ode mnie. - Chyba powinienem już iść, muszę dzisiaj zrobić remanent. 

- Jasne. - wymusiłam lekko uśmiech. Seth nigdy nie był dobrą osobą w czytaniu moich emocji czy czynów. To na pewno nie było coś nad czym ciężko pracował albo po prostu go to nie obchodziło. Złożył lekko pocałunek na moim policzku, zanim zniknął w swojej sypialni, by przygotować się do pracy.

Ponownie zamknęłam drzwi do łazienki, upewniając się, że je zakluczyłam, zanim wróciłam przed lustro. Ale tym razem , podczas śledzenia swoich siniaków, pozwoliłam łzom wypłynąć.

Mój budzik obudził mnie nagle i ostro. Delikatnie włączyłam opcję drzemki, zanim znów położyłam się na poduszce, gapiąc się w pusty sufit. Wiedziałam, że powinnam wskoczyć pod prysznic tak szybko, jak tylko się obudziłam, ale nie mogłam zmusić swojego ciała do ruszenia się po koszmarze, którego właśnie doświadczyłam.

Rzadko miewałam koszmary, ale zawsze, gdy już je miałam, były wspomnieniami z najgorszego okresu w moim życiu -- mojego poprzedniego związku.

Seth Pierce był moją pierwszą prawdziwą miłością. Niektórzy mówią, że pierwsza miłość zachowuje specjalne miejsce w twoim sercu, nawet długo po tym, gdy przeszłość jest za tobą, ale Seth był inny. Nie było tak jak powinno być podczas pierwszej miłości. Zawsze wierzyłam w to, że moja pierwsza miłość będzie jedną z tych historii, w których wszystko jest idealne lub, gdy ewentualnie mielibyśmy ruszyć do przodu, zawsze zostałyby z nami piękne wspomnienia naszej pierwszej miłości, ale nie teraz, nie po tym co się stało.

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dużo pił. Shane próbował ostrzec mnie przed jego gwałtownymi zachowaniami, gdy był pijany, ale odmawiałam wierzenia w to. Byłam pewna, że któregoś dnia Seth i ja weźmiemy ślub i będziemy żyli razem już do śmierci, ale wiedziałam też, że moje marzenia były tylko złamanymi nadziejami, tak szybko, gdy uderzył mnie tej pierwszej nocy.

Za bardzo tracił kontrolę, gdy był pijany, co doprowadzało do mojego bólu, a to skutkowało natychmiastowym żalem z jego strony i mówieniem jak głupi był i jak obrzydliwe było to, że skrzywdził coś takiego niewinnego i delikatnego jak ja, ale to nigdy się nie kończyło. Był alkoholikiem, a ja nie byłam dla niego wystarczającym powodem, by to zmienić.

Wyraźnie zadrżałam na te wspomnienia, zanim w końcu wygramoliłam się z łóżka poszłam do łazienki. Zsunęłam piżamę, na której uzbierał się pot od rzucania się po łóżku podczas nocy i weszłam pod prysznic, odkręcając wodę.

Gdy tak stałam pod gorącą wodą, moje myśli powędrowały do wydarzeń z ostatniej nocy. Wciąż byłam trochę wstrząśnięta tym dziwnym spotkaniem. To było dość krótkotrwałe, ale wystarczająco długie, bym miała kłopoty ze snem.





Zastanawiałam się czy to spotkanie miało jakiś wpływ na mój koszmar, skoro nie miałam ich od dłuższego czasu. To było możliwe, tak mi się wydaje. Ten tajemniczy chłopak w alejce jakoś przypominał mi Seth'a. Oboje byli niebezpieczni, nawet jeśli z dwóch różnych stron, celowo lub nie.

Nie miałam czasu, by drążyć temat zbyt długo, ponieważ byłam zmuszona by szybko umyć włosy oraz ciało i zaatakować swoją garderobą w nadziei, że zdążę do pracy na czas. Wystarczająco spieprzyłam moją pracę. Byłam pewna, że wystarczy jeszcze jedna rzecz i zostanę zwolniona.

Pracowałam jako dziennikarz dla lokalnego magazynu w Bradford. W każdym tygodniu dostajemy do wykonania jedno zadanie, aby uzyskać jak najwięcej informacji na temat, który został nam przypisany, ale to nie było łatwe. Niektórzy dostawali łatwe rzeczy, jak wywiad z kilkoma osobami, a potem spisanie tego na kartce, podczas gdy inne zadanie nie były nawet w połowie tak łatwe.

Na przykład, moim zadaniem w poprzednim tygodniu było przeprowadzenie wywiadu ze striptizerkami. Naprawdę nie chcę się zagłębiając w ten temat, ale szczerze mogę powiedzieć, że przeraża mnie takie życie i nigdy, przenigdy nie wrócę do tego miejsca.

Dzisiaj mogłam mieć tylko nadzieję, że dostanę jakieś przyzwoite zadanie.

___

Byłam całkiem dumna z siebie, ponieważ nie dotarłam do pracy na czas, ale wcześniej.

Wszyscy byli teraz zgromadzeni wokół dużego, prostokątnego stołu do dyskusji, gdzie Heidi Olsen, nieznośna wiedźma z zachodu albo moja szefowa rozdawała zadania na ten tydzień. Heidi była jedną z tych kobiet, które były bardzo profesionalne, ale wciąż usiłowała zachować swój wiek przez ubieranie skąpych ubrań i obcasów na co dzień.

Dzisiaj założyła luźny strój, top z długimi rękawami z głębokim dekoltem i przylegające czarne spodnie. Jej blond włosy były upięte w kok, a czarne obcasy dodawały jej kilka centymetrów niż zazwyczaj. Jej wygląd nikogo nie urażał -- wszyscy do niego przywykliśmy -- ale początkowo byłam bardziej niż zaskoczona, tym, że mój szef nosi do pracy szpilki. Jednak z czasem to stało się normą.

- Wszyscy już tutaj są, tak? - potwierdziła, przejeżdżając wzrokiem wokół stołu i zatrzymała go na mnie, posyłając w moją stronę sarkastyczny uśmiech. - Ah, jednak zdecydowałaś się do nas dołączyć na czas, panno Maddox.

Wzięłam głęboki wdech zanim odpowiedziałam. - Tak. - Nie ufałam sobie na tyle, by powiedzieć więcej niż jednosylabowe słowa. Stawianie się Heidi było dość trudne. Zachowywała się jakby świat należał do niej, a jej mały magazyn miał podbić świat, ale ja na pewno nie byłam jedną z tych osób, które mogą się jej sprzeciwić -- zwłaszcza z nią na tych obcasach.

- Dobrze, dobrze. - Powiedziała cicho, zanim zaklaskała i przemówiła do wszystkich. - W tym tygodniu skupiamy się na, ah, ciemniejszej stronie życia tutaj. Jak zawsze, nie ma żadnych wymian zadań. Będę w swoim biurze, jeśli macie jakieś pytania. Powodzenia.

Odeszła, zostawiając wszystkie zadania w kopertach. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam, że nie fatygowała się nawet, by napisać moje pełne imię. Zamiast tego były tylko duże 'A', niestarannym pismem. Nie byłam pewna co takiego zrobiłam, by być u niej na czarnej liście, wiedziałam tylko, że mnie nienawidziła. Nie sądzę, że kilka spóźnień z prośbą o dłuższą pracę było powodem do nienawiści.

Otworzyłam kopertę z lekkim westchnięciem i sprawdziłam zawartość, będąc pewna, że to będzie albo szalony albo bardzo nudny tydzień.

Zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam w środku.

- Co masz, Alice? - podniosłam wzrok na Olivię Cole, jedną z moich współpracownic, która wydawała się tryskać radością cały czas. Jedynym powodem, dla którego wciąż ją znosiłam było ponieważ Heidi nienawidziła jej tak samo jak mnie, więc sądziłam, że jesteśmy na tym samym poziomie, by rozmawiać. Byłam pewna, że Heidi nienawidzi Olivii za ten wiecznie dobry humor, więc byłam o pozycję wyżej na jej gównianej liście.

- Ah, cóż, mam dzisiaj iść na ten adres, by obejrzeć walkę. -- wskazałam słowo na mojej karteczce -- i przeprowadzić wywiad z jej uczestnikami, a potem spisać tutaj relację. - wyjaśniłam. Olivia skinęła głową, ale skrzywiła się.
- To trochę dziwne, nie sądzisz? - spytała.

Wzruszyłam lekko ramionami. - Tak mi się wydaje, a ty co masz?

- W domu starszej kobiety było włamanie. - odpowiedziała. - I mam z nią o tym porozmawiać.

Delikatnie skinęłam głową. - Brzmi interesująco. - Odpowiedziałam, choć tak na prawdę nie zwracałam na to uwagi. Moje myśli wędrowały wokół tego, jak bardzo specyficzne było moje zadanie. Czy ta walka to zapasy czy coś? Nigdy nie słyszałam o żadnych walkach w Bradford, oprócz tych, które miały coś wspólnego z tutejszymi gangami, ale one nie były jednymi z tych, na które dostajesz adres. Nie były planowane, występowały nagle.

- Ta. - Olivia zgodziła się ze mną kiwnięciem głową. - Cóż, sądzę, że powinnam tam pójść. Do zobaczenia później, tak?

 - Tak, tak. - potwierdziłam od razu. Olivia odeszła w mgnieniu oka, całkiem poważnie zaczynając swoje zadanie. Zauważyłam też, że inni również się do tego zabrali, a ja i Heidi byłyśmy jedynymi, które wciąż siedziały. Wstała cicho, odsuwając swoje krzesło i odwróciła się w moją stronę. Jej wyraz twarzy był uszczypliwy, jak to zawsze bywało przy mnie.

- Jakiś problem, Maddox? - uniosła brew, patrząc na mnie.Wiedziałam, że tylko czeka na jakieś uwagi z mojej strony, albo jeszcze lepiej, szuka powodu, by mogła mnie zwolnic na miejscu. Było w niej coś, co sprawiało, że byłam po prostu wściekła. Cokolwiek powiedziała lub zrobiła, zawsze czułam gniew w jej kierunku.

Odłożyłam moje uczucia na bok i przykleiłam uśmiech na twarz, ze względu na moją karierę. - Absolutnie żaden. Po prostu myślałam, to wszystko.

- Cóż, mam swoją pracę do wykonania. - odpowiedziała szorstko, wyraźnie niezadowolona z mojej odpowiedzi. Skinęłam głową i szybko opuściłam pokój, zajmując pozycję za swoim biurkiem.

Wszyscy, po za Heidi, pracują w jednym, dużym pokoju. Biurka znajdują się w dziwnym położeniu, by zajmować całą przestrzeń. To sprawia, że Heidi łatwiej jest przekazywać informacje nam wszystkim, ale również sprawia, że to żenujące, gdy decyduje się nakrzyczeć na kogoś przez jeden błąd w pisowni.

Wyrzuciłam wspomnienia z mojej głowy, gdy usiadłam za biurkiem i klikając przycisk zasilania na komputerze. Wracał do życia z prędkością światła i marzyłam, by mój domowy laptop też tak działał.

Tak szybko jak wpisałam swoje hasło, otworzyłam ulubioną wyszukiwarkę -- Google -- i wpisałam adres, który był zapisany na mojej kartce. Nie mogę zacząć pisać, zanim tam nie pojadę, ale przynajmniej dowiem się, gdzie dokładnie mam być.

Powoli mapa rozprzestrzeniała się na ekranie, a mała, czerwona pinezka wskazywała lokalizację. Wpisałam także drugą lokalizację - adres mojego domu. Było to około dziesięć minut drogi samochodem, ale nawet przez Google Maps mogłam stwierdzić, że była to ta ciemniejsza strona miasta. Teraz zauważyłam jak to pasuje to tematu przewodniego całego tygodnia.

Nie byłam zupełnie pewna czy podobało mi się to zadanie.

___

Zimne, nocne powietrze uderzyło w odsłoniętą skórę mojej szyi i twarz, przez co mocniej owinęłam ramiona wokół swojego ciała, gdy powoli szłam w stronę magazynu. Tak jak myślałam, walka odbywała się w ciemniejszej stronie miasta. Na szczęście Shane przyszedł ze mną, po tym jak błagałam go, aby zachował trzeźwość przez jedną noc, więc nie musiałam iść sama. Jaki z niego dobry przyjaciel.

- Panie przodem. - uśmiechnął się do mnie, otwierając drzwi boczne, które wydawały się jedynym widocznym wejściem.

- Dziękuję. - skinęłam w jego stronę, wchodząc do budynku. Moje zęby natychmiast się zacisnęły, gdy poczułam panującą w nim atmosferę. Wszędzie byli ludzie, a każdy z nich miał broń wystającą z tylnej kieszeni spodni i piwo w dłoni. Pomieszczenie było zatłoczone, ale ludzie byli podzieleni na grupy, co ułatwia przechodzenie między nimi. 

- Więc tak wyglądają Nocne Walki. - Shane odetchnął, idąc za mną.
Natychmiastowo odwróciłam się w jego stronę, marszcząc brwi. - Nocne Walki? 

Skinął głową. - To właśnie to. Raz w miesiącu spotykają się wszystkie gangi i mają cywilizowane walki. To prawie jak zapasy, tak sądzę, ale zdecydowanie bardziej niebezpieczne, od kiedy zapasy były sfałszowane i---

- Stop. - uniosłam rękę, by powstrzymać go od dalszego mówienia. - Skąd ty wiesz to wszystko?

Uśmiechnął się niezręcznie, wzruszając nieśmiało ramionami. - Wiem co dzieje się wokół, tak sądzę. Gdy jesteś na mieście tak często jak ja, możesz dowiedzieć się kilku rzeczy. To niesamowite, co ludzie mówią, gdy są już cholernie najebani. 

Skinęłam w zrozumieniu głową, przypominając sobie jak Shane kilka razy zaczął mówić o tym, że gdybyśmy nie byli tak dobrymi przyjaciółmi, już dawno by mnie przeleciał, gdy był kompletnie pijany. Oczywiście nigdy mu tego nie powiedziałam. Samo myślenie o tym było obrzydliwe. Fuj.

- Więc o co w tym wszystkim chodzi? - spytałam, gdy znów zaczęliśmy iść.

- O co chodzi? 

- Musi być jakiś powód, skoro przejmują się cywilizowanymi walkami. - naciskałam. - Mogą w każdej chwili walczyć na ulicy i jestem pewna, że tak robią. Więc jaki jest sens robienia tego tutaj? Rozrywka?

Shane delikatnie pokręcił głową. - Nie sądzę. To znaczy, zgaduję, że ludzie mogą znaleźć rozrywkę w oglądaniu dwóch członków przeciwnych gangów, walczących ze sobą, ale myślę, że tu chodzi bardziej o ochronę rep.

- Rep? - powtórzyłam.

-  Reputacja. - wytłumaczył. - W gangach chodzi głównie o siłę i zastraszanie. Jest ich tutaj tak dużo, że konkurencja jak ogromna. Nie wspominając już, że dochodzą cały czas. Myślę, że to po prostu podnosi ich reputację.

- Pogrążasz mnie. - przyznałam. Shane uśmiechnął się i pokręcił w rozbawieniu głową. 

- Jest w porządku. - zapewnił mnie. - Po prostu popatrz na to z innej strony: jeśli jeden malutki gang , którego nikt się nie boi pokona inny, większy to zyska dużo więcej respektu między innymi niż miał wcześniej, ponieważ tutaj się sprawdzają. 

- To jeszcze nie tłumaczy tej cywilizowanej części. - wskazałam. - Wciąż mogą zdobywać swój rep na ulicy. 

Uśmiech ponownie pojawił się na jego ustach. - Jasne, jasne, ale gdzie w tym zabawa? Nikt nie przyjdzie popatrzeć na uliczne walki. To zbyt ryzykowne. Policja prawdopodobnie byłaby w to wplątana. Ale tutaj jest inaczej. Możesz dostać piwo i nie masz żadnej policji na ogonie.

Patrzyłam na Shane'a z szeroko otwartymi oczami. Fakt, że dowiedział się tych wszystkich rzeczy od pijanych ludzi był szokujący i nieco niepokojący. Właściwie trochę mnie martwi, że miał wcześniej do czynienia z tak pijanymi i uzbrojonymi ludźmi.

- Chodź. - powiedziałam, patrząc na nieoznakowane drzwi po lewej stronie. - Czas na wywiad z kilkoma zawodnikami.

___

Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam, że był tutaj ogromny ring, gdzie będą miały miejsce wszystkie walki. Obecnie w pomieszczeniu z ringiem mogły znajdować się tylko osoby, które będą brały udział w walkach i ich towarzysze, ale gdy walki się zaczną, wszyscy inni będą mogli tam wejść. Przynajmniej Shane tak myślał.

- Hej, hej, hej, nie możecie tutaj jeszcze być. - postawny mężczyzna powiedział, gdy podchodził do nas, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Shane, ty jesteś tutaj tym mądrym.

- Oh, um, jestem dziennikarzem.  - odpowiedziałam bez przekonania. - W pewnym sensie muszę porozmawiać z walczącymi, zanim zaczną się walki, uh, jeśli to możliwe. - Mężczyzna popatrzył na mnie sceptycznie. Prawdopodobnie pomyślał, że jestem psychiczna czy coś.

- Ona ma na myśli, że musi z nimi porozmawiać. - Shane poprawił moje bezsensowne zdanie. - To ważne i nie zajmie dużo czasu. Zapewniam cię.

Mężczyzna zmrużył na nas oczy, ale w końcu pozwolił nam pójść. Odszedł od nas, a ja wzięłam głęboki oddech. - Dzięki. - mruknęłam, a Shane skinął głową. - Nie ma sprawy.

Były tutaj dwie grupy po obu stronach ringu. Jedna składała się z pięciu facetów, a druga z trzech. Postanowiłam zaryzykować i spróbować najpierw z trzema. Wzięłam kolejny głęboki oddech zanim pewnie do nich podeszłam, trzymając głowę w górze i ramiona z tyłu.

- Pamiętaj. - Shane wyszeptał, gdy zbliżaliśmy się do nich. - Mogą wyczuć strach. - Uderzyłam go lekko w ramię i zatrzymałam się przed trójką, która patrzyła na mnie i Shane'a z zaciekawieniem.

- Możemy w czymś pomóc, kochanie? - spytał jeden z nich, mierząc mnie wzrokiem. Czułam się dosyć dziwnie, podczas gdy przebiegł językiem po swojej dolnej wardze. Poczułam, że Shane złapał moją dłoń i ścisnął ją, przypominając mi, że jest tutaj.

- Muszę porozmawiać z zawodnikami. - wyjaśniłam mu. - Przygotowuję artykuł i...

- Ta, słyszeliśmy o tobie. - odpowiedział drugi z leniwym machnięciem ręki. - Przygotowujesz jakieś gówno dla magazynu, prawda?

W odpowiedzi skinęłam głową.

- Luke jest cały twój. - pierwszy uśmiechnął się do mnie. - Baw się dobrze.

Dwójka mężczyzn odeszła, zostawiając mnie z trzecim członkiem ich grupy. Był wyższy i młodszy od pozostałej dwójki, około osiemnastu lub dziewiętnastu lat, a reszta miała koło dwudziestu pięciu lat. Różnica ich wieku zaskoczyła mnie, ale zignorowałam to.

- W porządku, ah, Luke. - mruknęłam, wyjmując ołówek i kartkę z notatnika z mojej torebki. - Zacznijmy od czegoś prostego...

___

Przeprowadzanie wywiadu z Lukiem było zaskakująco proste. Nie do końca wiem dlaczego spodziewałam się, że pójdzie tak źle, ale Luke okazał się całkiem pomocny. Odpowiedział na wszystkie moje pytania bez wahania i w ogóle nie wydawał się być zakłopotany. Zgaduję, że myślałam, że będzie niegrzeczny i złośliwy albo będzie dawał poczucie zagrożenia, jak ten facet z alejki, ale zamiast tego wydawał się dziwnie miły. Gdybym spotkała go na ulicy na pewno nie pomyślałabym, że zajmował się walkami, nie wspominając już, że jest członkiem gangu. 

Druga grupa była większa i biorąc pod uwagę fakt, że pozostali członkowie poprzedniego gangu byli dosyć duzi i masywni, ci faceci wydawali się bardziej niebezpieczni. Wszyscy stali razem, nieco od siebie, ubrani w ciemne rzeczy -- czarne jeansy i skórzane kurtki.

- Jest w porządku. - Shane zapewnił mnie, znajdując się po mojej prawej stronie. - Byłaś zmartwiona poprzednim wywiadem, ale wyszło w porządku. Gdy skończysz, wszystko co będziemy mieli do zrobienia to obejrzenie walki i wrócenie do domu.

Skinęłam głową, skupiając się na ostatniej części, podczas gdy szłam w stronę grupy.

- Nadchodzi. - usłyszałam mruknięcie jednego z nich i wszyscy spojrzeli w górę, a ich oczy mierzyły mnie ciekawie. Skupiłam się na jednym z nich, który stał najbliżej mnie. Miał rozczochrane włosy i mały, chytry uśmiech rozprzestrzeniał się na jego ustach, gdy patrzył na mnie.

- Jesteś dziennikarką? - spytał gładko. 

Pokiwałam lekko głową. - To ja.

- Więc przejdźmy do tego. - uśmiechnął się, wskazując ich zawodnika. Był to wysoki chłopak i zauważyłam, że miał dobrze wyrzeźbione ciało. Jego włosy były krótkie i lekko kręcone, a twarz była prawie zbyt słodka, by się bić, ale ciemny błysk w jego oczach mówił coś innego. 

Przez chwilę patrzyłam na resztę chłopaków, dopóki moje oczy nie połączyły się z parą zbyt znajomych zielonych oczu. Natychmiast się spięłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to ten tajemniczy chłopak z alejki. Jego kręcone włosy odstawały w każdym możliwym kierunku spod czarnej beanie, a jego oczy pociemniały o kilka odcieni, patrząc na mnie.

Żadne z nas nie powiedziało żadnego słowa. On po prostu gapił się na mnie i wydawało mi się, że jego ciemne oczy wysyłają mi jakąś wiadomość, ostrzeżenie. Naprawdę mogłam usłyszeć jego głos z wczoraj: Naprawdę nie powinnaś tutaj być. Powoli prześledził wzrokiem resztę chłopaków, którzy dają nam trochę prywatności do wywiadu. Odetchnęłam głęboko, ignorując spojrzenie, które dawał mi Shane, gdy przystąpiłam do wywiadu.

- Nie znam jeszcze twojego imienia. - powiedziałam mu.

- Liam. - uśmiechnął się do mnie. - A twoje?

- Oh, um, Alice. - wzruszyłam ramionami.

- Jak Alicja w Krainie Czarów. - zadumał, spoglądając na mnie.

- Dokładnie. - zgodziłam się z lekkim uśmiechem.

- Więc zaczynajmy. - zachęcił mnie.

Ponownie wyjęłam swój długopis i notes, zaczynając zadawanie tych samych pytań, które dałam Luke'owi: jak wyglądają te walki? Jak do nich trenujecie? Czy to legalne? I rzeczy jak te.

Luke wydawał się być beztroski w tej całej sprawie, natomiast Liam bardziej się wahał, był ostrożniejszy. Zastanowił się nad każdą odpowiedzią, jakby każde słowo, które wypowiadał znaczyło dużo więcej niż było naprawdę.

- W porządku. Myślę, że to wszystko. - powiedziałam, gdy skończyliśmy. - Dziękuję za poświęcony czas.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się, wstając z swojego miejsca przy krawędzi ringu. - Mogę tylko prosić o małą przysługę?

- Jasne... - urwałam niepewnie. Niezbyt chętnie przychodzi mi wyświadczanie przysług członkom gangów, którzy biorą udział w walkach, by zwiększyć swoją reputację.

- Nie używaj mojego imienia w artykule. - powiedział. Nie wyszło to jak pytanie, bardziej polecenie. Uprzejme polecenie, ale wciąż.

- O to się nie martw. - zgodziłam się szybko. Uśmiechnął się do mnie ostatni raz, zanim odszedł, by dołączyć do reszty jego grupy. Poczułam dziwne zawirowanie w moim żołądku. Miałam kilka założeń, dlaczego nie chce, by jego imię pojawiło się w artykule, ale moim najlepszym przypuszczeniem, było, że to może mu w jakiś sposób zaszkodzić. W końcu był w gangu. To było niebezpieczne życie i kto wie do czego doprowadziłoby poznanie jego imienia.

- Wszystko w porządku, Al? - Shane zmarszczył brwi, zauważając moje nagłe oderwanie od rzeczywistości.

- Tak, tak. - skinęłam głową, przyklejając uśmiech na swoją twarz. - Chodźmy obejrzeć walkę.


Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 01.

Wzięłam głęboki oddech i wylądowałam z powrotem obok poduszek, trzymając kubek z herbatą w jednej ręce i pierwszą książkę serii "Zmierzch" w drugiej. Właściwie czułam się zrelaksowana i spokojna po raz pierwszy od, cóż, zawsze.

Naturalnie, mój spokój został zakłócony. Byłam zaskoczona, że zaszłam aż tak daleko, zanim mój telefon zaczął dzwonic, co zmusiło mnie do odłożenia mojej herbaty i książki, by zobaczyć, oczywiście, imię Shane'a i jego zdjęcie na ekranie. Pokręciłam głową i odebrałam telefon.

- O co chodzi tym razem? - spytałam monotonnie.
- Heeeeeej. - Shane odpowiedział na drugiej linii. W tle mogłam usłyszeć głośną muzykę i dźwięk hałaśliwych, okropnych ludzi. Wyobraziłam sobie Shane'a stojącego w kręgu za blisko ustawionych ciał i rozmawiającego ze mną.
- Co jest, Shane? - mruknęłam niechętnie, chociaż znałam już odpowiedź.
- Musisz mnie odeeeebrac. - wymamrotał do słuchawki telefonu.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest pierwsza rano i mam jutro pracę, prawda? - warknęłam cicho. - I, że jesteś na drugim końcu miasta a ja jestem już w łóżku z moją herbatą i tym wszystkim?
- Nie jestem na drugim końcu miasta. - odpowiedział, wybierając tylko jedną rzecz z mojej małej przemowy. - Jestem tylko kilka bloków dalej. - zmarszczyłam brwi, słysząc jego odpowiedź.
- Więc nie jesteś w stałym miejscu?
- Znudziło mi się. - wymamrotał. - Po prostu mnie odbieeeerz. Jestem zmęczony!
- Nie, nie tym razem. - powiedziałam pewnie. - Baw się dobrze wracając do domu.
- Oh, proszę cię, Alice! - zaskomlał. - Nie jestem tak daleko! I nie musisz mnie nawet odwozić do domu. Zostanę u ciebie!
- W porządku, będę za dziesięć minut. - w końcu się poddałam. - Lepiej bądź na zewnątrz, gdy tam dotrę.
Shane mógł zawsze sprawic, bym pojechała go odebrać, nieważne, która była godzina, z klubu po tym jak on zdecydował wypic tyle, by nie mógł prosto stac. To było bardzo irytujące, zwłaszcza od kiedy miał do chronienia reputacje jego pracy i ja musiałam zajmować się swoją.
Wygramoliłam się z łóżka, wkładając dres zamiast piżamy, nie fatygując się nawet by się ubrać i założyłam moje Ugg's, idąc do samochodu.

Nigdy nie lubiłam środowiskowych klubów. Zgaduję, że musiało byc w nich fajnie, ale nigdy nie poszłam tam z kimś, z kim mogłoby byc zabawnie. Oczywiście kochałam Shane'a, jest moim najlepszym przyjacielem, ale zazwyczaj wypija ze mną kilka drinków, po czym znika na parkiecie, zostawiając mnie narażoną na spotkania z odrażającymi, starymi facetami. Ta, to te najlepsze momenty. Zdecydowanie.

Podjechałam przed Velvet, klub nocy, do którego Shane zaprowadził mnie tylko kilka razy, ponieważ sam woli kluby mieszczące się bliżej jego mieszkania i szukałam jakiegoś chodnika, na którym bym go zauważyła. Oh, oczywiście nie ma go. Miał jedno zadanie. Jedno pieprzone zadanie.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Wprowadzenie

Hej!
Jestem Ali i postanowiłam tłumaczyc na tym blogu opowiadanie "Hero" z Harrym Stylesem w roli głownej, autorstwa MindOverMatter.
Harry Styles: Przewódca "Najbardziej Niebezpiecznego Gangu w Bradford"
Alice Maddoc: Dziewczyna z przestraszonym sercem i zepsutą przeszłością
Nikt by nie pomyśłał, że ta dwójka może się połączyc.

Harry był wierny swojemu gangu, a w związku z tym nie obchodził go nikt inny.
Alice potrzebowała pomocy, ale po prostu kontynuowała ranienie samej siebie przy każdej okazji.
Więc gdy Harry poznaje Alice, nikt nie spodziewał się, że to właśnie on będzie tym, który będzie próbował jej pomóc.
Nikt nigdy nie pomyślał, że potwór może byc boharerem.

Ten świat jest pełny różnych rodzai ludzi, ale myślę, że na końcu to dzieli się tylko na dwie kategorie: dobrzy i źli ldzie. Nigdy naprawdę nie umiałam stwierdzic, do której z nich on podłegał, ale myślę, że w końcu zrozumiałam, gdzie pasuje.
Niezależnie od czego, Harry Styles jest dobry. Nie ważne ile złych rzeczy zrobił. Nie mogę sobie pozwolic myślec, że jest złym człowiekiem.

Kategorie: Dramat, Tajemnica, Romans, Napięcie
Bohaterowie: Harry Styles, Alice Maddoc
Tagi: Gangi
Ostrzeżenia: Nadużycia, Śmierc, Słownictwo
Rozdziały: 30
Zakończenie: Tak Liczba słów: 84456

Miłego czytania! x