Facet wskoczył na ring, wywołując przy tym owacje. Ogłuszający dźwięk odbijał się echem od ścian. Machał rękoma, a krzyki natychmiast ustały. - Zapraszamy na ring pierwszego zawodnika... - urwał, gdy pojawiły się kolejne okrzyki, a na ring wszedł chłopak, z którym miałam wywiad.
- W tym narożniku, ważący sześćdziesiąt osiem kilogramów, Luke Bender! - pomieszczenie po raz kolejny wypełniło się okrzykami, ale zauważyłam także kilka naśmiewających się osób. Uśmiechnął się w stronę tłumu, machając ramionami, zachęcając tym do dalszych okrzyków. Wydawało mu się iść dobrze, bo głośność rosła.
W międzyczasie zauważyłam Liama wskakującego po przeciwnej stronie ringu. - A w tym narożniku, ważący siedemdziesiąt cztery kilogramy, Liam Payne! - spiker krzyknął. Hałas wzrósł jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, a on pomachał do tłumu.
Porównując ich obu, Liam był dużo bardziej umięśniony. Byli mniej-więcej tego samego wzrostu, ale mogłam już powiedzieć kto wygra walkę i, że to nie będzie za ładne. Poczułam ukłucie współczucia dla Luke'a, gdy gwizdek rozpoczynający walkę rozległ się po sali.
Liam zamachnął się jako pierwszy, jednak uderzył w nic innego jak w powietrze, ponieważ Luke schylił się, unikając ciosu. Nie obyło się bez grupowego westchnięcia, co zdawało się rozwścieczyć Liama, jego oczy pociemniały, gdy patrzył na Luke'a.
Tym razem jednak przewidział jego ruch. Liam zamachnął się po raz kolejny, jednak Luke uniknął jego uderzenia. Liam uniósł drugą rękę i pięść zderzyła się ze szczęką Luke'a. Upadł na podłogę, zaciskając usta z bólu. W tłumie pojawiło się kolejne poruszenie i zauważyłam resztę grupy Liama, krzyczących słowa pochwały dla niego.
Moje oczy połączyły się z parą znajomych, zielonych i tak bardzo jak chciałam uniknąć jego zimnego spojrzenia, nie mogłam. Wydawało się, że to zauważył, bo kącik jego ust uniósł się w górę w pół-uśmiechu. Zanim mogłam w pełni zarejestrować co się właśnie stało, usłyszałam kilka okrzyków złości, zmieszanych z uwielbieniem. Liam unosił się teraz nad Lukiem, uderzając go kilka razy w twarz.
Ponownie, chciałam odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam. Krew wylewała się z twarzy Luke'a, jednak Liam nie ukazywał współczucia, kontynuując uderzanie go w nos i usta, a następnie jego tułów. To było obrzydliwe, patrzenie na czyiś ból, gdy nagle poczułam czyjeś palące spojrzenie z boku mojej głowy. Natychmiastowo rozejrzałam się, by zauważyć tę samą parę zielonych oczu, patrzących na mnie. Miały w sobie tyle ciemności ile wcześniej, ale to był inny rodzaj ciemności. To było prawie straszne.
Dźwięk gwizdka rozległ się ponownie, zwracając moją uwagę znów na ring, gdzie właśnie skończyła się walka. Spiker unosił rękę Liama, dając do zrozumienia, że to on jest zwycięzcą. Luke wciąż leżał na ziemi, w tej samej pozycji co wcześniej. Jego twarz była zakrwawiona i posiniaczona. Powoli zaczynał się podnosić i zauważyłam dwóch innych członków gangu, stojących po drugiej stronie ringu. Z ich twarzy mogłam wyczytać, że byli źli i patrzyli prosto na gang, do którego należał Liama.
Patrzyli się na nich, choć zostało to niezauważone przez pozostałe gangi, ponieważ wszyscy wciąż głośno rozmawiali o walce, która właśnie miała miejsce.
- W porządku, myślę, że widzieliśmy wystarczająco. - Shane mruknął, znajdując się za mną, gdy niepewnie złapał moją rękę i zaczął prowadzić mnie do wyjścia. Zostałam w miejscu, zerkając z szeroko otwartymi oczami na dwa gangi. Ich oczy były ciemne i bez mrugnięcia patrzyli na siebie.
Jasne, zielone oczy zamigotały w moją stronę, na chwilę, ale to wystarczyło, by inni zobaczyli. Nagle poczułam na sobie nie jedną parę oczu, ale pięć: pozostała dwójka, która tworzyła gang Luke'a i resztę gangu Liama. Natychmiast poczułam się skrępowana, gdy zaczęli się na mnie gapić i w końcu pozwoliłam się Shane'owi wyprowadzić z pomieszczenia.
___
Jęknęłam z frustracji, wciskając kilkakrotnie klawisz backspace na swojej klawiaturze.
Łączenie wywiadu oraz wrażeń z wczorajszej walki w cały artykuł nie było wcale takie łatwe. Z jakiegoś powodu, stwierdziłam, że niemożliwym jest opisanie całego środowiska walki. Prawie czułam się, jakbym zdradzała jakieś dziwne zasady o tym co się stało. Jakby to była tajemnica, którą nie powinnam się dzielić ze światem.
- Oi! Heidi! - zawołałam, gdy zauważyłam ją rozmawiającą z jedną z moich współpracownic. Przewróciła oczami i niechętnie podeszła do mnie, unosząc wyczekująco brwi.
- Zastanawiałam się, gdzie znalazłaś adres tej walki? - spytałam.
- Przyjaciel. - odpowiedziała niejasno, a jej oczy zwęziły się podejrzliwie. - A co?
- Och, to tylko ciekawość. - wzruszyłam ramionami. - Dzięki!
Wydawało mi się, że zauważyła moje zbyt entuzjastyczne przeinaczenie w połączeniu z całkowitym kłamstwem z mojej strony, ale olała to, odchodząc. Szczerze mówiąc, naprawdę chciałam wiedzieć, skąd ktoś tak profesjonalny jak Heidi zdobył adres na tego rodzaju walkę.
Shane sam to powiedział: Możesz dostać piwo i nie mieć policji na ogonie. Odbywały się w miejscach, do których policja nie przyjedzie i jej nie zakończy. Więc jak Heidi dowiedziała się o niej wszystkiego?
Moje myśli zostały przerwane, gdy Olivia szybko się przemieszczała, a ja mogłam już na podstawie jej beztroskiego wyrazu twarzy określić, że będę musiała dużo usłyszeć o jej zadaniu. Ponownie.
___
- Jesteś dupkiem, Shane. - warknęłam w słuchawkę telefonu. Mruknął coś w ramach przeprosin i pospiesznie się rozłączył, kończąc rozmowę.
Miałam tylko nadzieję, że Shane byłby na tyle mądry, by pamiętać, że po pracy odwiózłby mnie do domu. Nie miałam nic przeciwko pójściu pieszo, ale dochodziła siódma wieczorem, a przez wydarzenia z ostatnich dni byłam bardziej ostrożna podczas wychodzenia gdzieś nocą.
Byłam tylko przecznicę od domu, gdy mój telefon zadzwonił z kieszeni. Natychmiastowo odebrałam, rozpoznając dzwonek.
- Elijah? - spytałam z nadzieją.
- Hej, Al. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Brzmiał na zmęczonego.
- Wszystko w porządku? - spytałam. - Wydajesz się być wykończony.
Wypuścił krótki chichot. - Po prostu zajmuję się wieloma... klientami.
Wzdrygnęłam się, wiedząc co ma na myśli. Przez długi okres czasu, mój brat i ojciec próbowali utrzymać ich pracę w tajemnicy, ale w końcu wszystko zmieniło się w ciąg szeptów, niezręczności i napięcia. Kiedyś, gdy weszłam do domu, zauważyłam obcego człowieka siedzącego na kanapie, trzymającego broń, zażądałam wyjaśnień.
Ale prawda nie za bardzo mi się spodobała.
Moja rodzina zajmowała się sprzedawaniem narkotyków i broni. Przez jakiś czas pracowali tutaj, w Bradford, ale później zaczęli wyjeżdżać w krótkie podróże, dostarczając różnym ludziom narkotyki i broń dla pieniędzy.
Zostawali ze mną, gdy tylko wracali do domu, ale to nie zdarzało się za często. Nie widziałam mojego ojca od ponad roku, a brat przyjechał około miesiąc temu. Nie sądzę, że mój ojciec się mną przejmował. Dla niego liczyły się tylko pieniądze. Mój brat, z drugiej strony, tęsknił za mną. Właściwie dobrze było wiedzieć, że ktoś mi został.
- Jak leci? - spytałam obojętnie.
Mogłam prawie zobaczyć, że przewraca oczami. - W porządku, tak sądzę. Tak w ogóle, tęsknię za tobą, Al. Możliwe, że przyjadę za kilka tygodni.
- Naprawdę? - starałam się stłumić emocje w moim głosie. To mogło by sprawić, że Elijah poczuje się winny, przez zostawienie mnie, ale byłam teraz dużą dziewczynką. Może w wieku szesnastu lat było ciężko żyć na własną rękę, ale na pewno nie byłam najbardziej nieodpowiedzialną. Zwłaszcza w tym mieście.
- Naprawdę. - odpowiedział, a entuzjazm sączył się w jego głosie. - Ale teraz muszę iść. Uważaj na siebie, dobrze? Pamiętaj, że jest tam dużo niebezpiecznych ludzi i gangów.
- T-tak. - jąkałam się, nie mogąc złapać tchu. - Zapamiętam. Uważać na siebie. Ty też, tak?
- Al, wszystko--
- Pa, Elijah.- wymamrotałam, kończąc połączenie. Teraz doszłam do swojego mieszkania i byłam wdzięczna, że byłam bezpieczna, ale wciąż niespokojna. Słowa Elijah przypomniały mi o tajemniczym chłopaku, którego spotkałam 2 dni temu w alejce klubu Velvet.
Podobieństwa pomiędzy Elijah i tym chłopakiem były dość przerażające. Oboje byli niebezpieczni. Oczywiście wiedziałam, że Elijah nigdy by mnie nie skrzywdził, ale jego praca zmuszała go do bycia dupkiem przez dziewięćdziesiąt procent czasu, gdy był ze mną. Za to ten chłopak nie był określony. Byłam prawie pewna, że gdybym dała mu powód, nie byłby w stanie kontrolować samego siebie.
To doprowadziło mnie do pierwszego pytania: Dlaczego zostałam? Dlaczego nie uciekłam tak szybko jak to było możliwe?
I w końcu znalazłam odpowiedź. Cały czas była ona przede mną, gapiąc się na mnie i machając rękoma. Przypominał mi mojego brata.
Mój brat był niebezpieczny i w pewnym sensie przerażający. Tylko raz widziałam jak przemienia się w tego potwora, ale to wystarczyło, żebym stwierdziła, że gdyby nie był moim bratem, musiałabym uciekać. Ale nie uciekłam, co go widocznie zdziwiło. Spodziewał się, że mnie przestraszy. Że ucieknę.
Ponieważ byłam pewna, że ucieknę w jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic, zamiast zostać z nim, który się uspokoi. Jedyny plus.
Poczułam ulgę, gdy w końcu złożyłam wszystkie kawałki układanki i rzeczywiście miały sens. Tajemniczy chłopak był zupełnie jak mój brat. Może był niebezpieczny. Może był zaangażowany w rzeczy, które nawet nie powinny mnie martwić.
Ale nie bałam się.
Byłam tylko przecznicę od domu, gdy mój telefon zadzwonił z kieszeni. Natychmiastowo odebrałam, rozpoznając dzwonek.
- Elijah? - spytałam z nadzieją.
- Hej, Al. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Brzmiał na zmęczonego.
- Wszystko w porządku? - spytałam. - Wydajesz się być wykończony.
Wypuścił krótki chichot. - Po prostu zajmuję się wieloma... klientami.
Wzdrygnęłam się, wiedząc co ma na myśli. Przez długi okres czasu, mój brat i ojciec próbowali utrzymać ich pracę w tajemnicy, ale w końcu wszystko zmieniło się w ciąg szeptów, niezręczności i napięcia. Kiedyś, gdy weszłam do domu, zauważyłam obcego człowieka siedzącego na kanapie, trzymającego broń, zażądałam wyjaśnień.
Ale prawda nie za bardzo mi się spodobała.
Moja rodzina zajmowała się sprzedawaniem narkotyków i broni. Przez jakiś czas pracowali tutaj, w Bradford, ale później zaczęli wyjeżdżać w krótkie podróże, dostarczając różnym ludziom narkotyki i broń dla pieniędzy.
Zostawali ze mną, gdy tylko wracali do domu, ale to nie zdarzało się za często. Nie widziałam mojego ojca od ponad roku, a brat przyjechał około miesiąc temu. Nie sądzę, że mój ojciec się mną przejmował. Dla niego liczyły się tylko pieniądze. Mój brat, z drugiej strony, tęsknił za mną. Właściwie dobrze było wiedzieć, że ktoś mi został.
- Jak leci? - spytałam obojętnie.
Mogłam prawie zobaczyć, że przewraca oczami. - W porządku, tak sądzę. Tak w ogóle, tęsknię za tobą, Al. Możliwe, że przyjadę za kilka tygodni.
- Naprawdę? - starałam się stłumić emocje w moim głosie. To mogło by sprawić, że Elijah poczuje się winny, przez zostawienie mnie, ale byłam teraz dużą dziewczynką. Może w wieku szesnastu lat było ciężko żyć na własną rękę, ale na pewno nie byłam najbardziej nieodpowiedzialną. Zwłaszcza w tym mieście.
- Naprawdę. - odpowiedział, a entuzjazm sączył się w jego głosie. - Ale teraz muszę iść. Uważaj na siebie, dobrze? Pamiętaj, że jest tam dużo niebezpiecznych ludzi i gangów.
- T-tak. - jąkałam się, nie mogąc złapać tchu. - Zapamiętam. Uważać na siebie. Ty też, tak?
- Al, wszystko--
- Pa, Elijah.- wymamrotałam, kończąc połączenie. Teraz doszłam do swojego mieszkania i byłam wdzięczna, że byłam bezpieczna, ale wciąż niespokojna. Słowa Elijah przypomniały mi o tajemniczym chłopaku, którego spotkałam 2 dni temu w alejce klubu Velvet.
Podobieństwa pomiędzy Elijah i tym chłopakiem były dość przerażające. Oboje byli niebezpieczni. Oczywiście wiedziałam, że Elijah nigdy by mnie nie skrzywdził, ale jego praca zmuszała go do bycia dupkiem przez dziewięćdziesiąt procent czasu, gdy był ze mną. Za to ten chłopak nie był określony. Byłam prawie pewna, że gdybym dała mu powód, nie byłby w stanie kontrolować samego siebie.
To doprowadziło mnie do pierwszego pytania: Dlaczego zostałam? Dlaczego nie uciekłam tak szybko jak to było możliwe?
I w końcu znalazłam odpowiedź. Cały czas była ona przede mną, gapiąc się na mnie i machając rękoma. Przypominał mi mojego brata.
Mój brat był niebezpieczny i w pewnym sensie przerażający. Tylko raz widziałam jak przemienia się w tego potwora, ale to wystarczyło, żebym stwierdziła, że gdyby nie był moim bratem, musiałabym uciekać. Ale nie uciekłam, co go widocznie zdziwiło. Spodziewał się, że mnie przestraszy. Że ucieknę.
Ponieważ byłam pewna, że ucieknę w jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic, zamiast zostać z nim, który się uspokoi. Jedyny plus.
Poczułam ulgę, gdy w końcu złożyłam wszystkie kawałki układanki i rzeczywiście miały sens. Tajemniczy chłopak był zupełnie jak mój brat. Może był niebezpieczny. Może był zaangażowany w rzeczy, które nawet nie powinny mnie martwić.
Ale nie bałam się.
__
Ciężko było mi przykryć siniaki na moich ramionach. Wciąż mocno się odznaczały na mojej bladej skórze, nawet jeśli minęło już kilka nocy. Miałam ochotę przykryć je korektorem i założyć tank top, ponieważ było gorąco, ale wiedziałam, że to w ogóle nie zadziała. Nie dzisiaj.
Westchnęłam, zakładając t-shirt i luźną kurtkę, która zakrywała wszystkie fioletowe plamy, zanim przeszłam do salonu. Seth siedział tam plecami do mnie i przełączał kanały w telewizorze. Starałam się wyjść tak szybko, jak to możliwe, ale spojrzał na mnie z uśmiechem. Który szybko zniknął.
- Coś nie tak? - spytałam szybko.
- Na zewnątrz jest gorąco. - przypomniał, mierząc wzrokiem mój długi rękaw i jeansy. - Może chcesz się przebrać?
Potarłam nerwowo ramię, krzywiąc się z bólu, który natychmiastowo poczułam. Zrozumienie zamigotało na jego twarzy, ale powiedziałam, co miałam na myśli. - Nie mogę się dokładnie pokazać z kilkunastoma siniakami. - Wyglądał, jakby właśnie uderzyły go moje słowa i wtedy poczułam strach, gdy wstał i powoli podszedł do mnie.
"Nie jest pijany. Nie jest pijany." Powtarzałam sobie w głowie. Odpiął zamek mojej kurtki, zrzucając ją na podłogę. Zamknęłam oczy, zaciskając je i przygotowując się na uderzenie, które zaraz miało nastąpić.
Ale zamiast tego, poczułam jego usta, składające delikatnie pocałunki wzdłuż moich siniaków, które spowodował. Moje oczy ponownie się otworzyły i popatrzyłam na niego, pokonującego drogę wzdłuż moich siniaków, do każdego z ramion, następnie szyi, aż dotarł do kącika moich ust, po czym się odsunął, zostawiając mnie zmieszaną i pozbawioną oddechu.
- Miłego dnia z bratem, w porządku? - wyszeptał, splatając nasze palce.
Skinęłam niepewnie głową, gdy posłał mi ostatni uśmiech, wracając na kanapę, a ja podniosłam kurtkę, zarzucając ją na siebie i jak najszybciej opuszczając pomieszczenie. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej.
Bolało to, że Seth mnie kochał i był zniesmaczony sobą, przez ból, który mi zadał, zarówno na moim ciele jak i w umyśle. Bolało to, że czuł się winny przez każdą bliznę, pozostawioną na moim ciele, ale nawet nie próbował z tym skończyć. Nie chciał pójść na odwyk, by wszystko było dobrze.
Weszłam do kawiarni, mierząc wzrokiem pomieszczenie, aż zauważyłam Elijah. Był odwrócony do mnie plecami, siedząc przy pustym stoliku. Szybko podbiegłam do niego, a on uśmiechnął się, gdy siadałam, przysuwając do mnie drinka. - Zamówiłem go dla ciebie. - powiedział. Skinęłam głową w zrozumieniu i szybko wzięłam łyka. Wszystko, byleby nie mówić nic głośno. Bałam się, że mogę się złamać, gdy zacznę.
Elijah zmarszczył brwi. - Wydajesz się być zdenerwowana... Co się stało?
Jego spojrzenie było intensywne i pewne obawy, gdy przeszukiwał moją twarz.
- Nic. - skłamałam. - Po prostu martwią mnie wszystkie rachunki, podatki. To wszystko.
Jego oczy natychmiast się zwęziły. - Jesteś najgorszym kłamcą jakiego znam, Alice. O co chodzi?
Kłamanie mojemu bratu, zdecydowanie nie było dobrą opcją. Zbyt dobrze mnie znał. Moim jedynym prawdziwym wyjściem, było powiedzenie mu całej prawdy, ale nie byłam pewna jak to zniesie. Plusem było to, że byliśmy w publicznym miejscu, więc nie mógł zacząć od piany w ustach.
- Obiecaj, że nie będziesz zły. - wyszeptałam, lustrując go wzrokiem. Od razu stały się bardziej ostrożne. - Wiesz, że nie mogę tego obiecać, po prostu mi powiedz.
Wypuściłam drżący oddech. - Seth... U-upijał się ostatnio wiele razy i--.
- Skrzywdził cię? - jego głos był cichy i chłodny, oczy zmieniły się w czarne, gdy wpatrywał się w moją twarz, by wyczytać z niej jakieś emocje. Nie odezwałam się, patrząc na niego w ten sam sposób, nie zadając sobie trudu, by odpowiedzieć. Chciałby poznać prawdę, nie zważając na to co powiedziałam.
- Cholera, on cię skrzywdził! - warknął, a jego oczy płonęły gniewem. - Kiedy? Gdzie? Pokaż mi.
Strach natychmiastowo przeszył całe moje ciało. Strach przed tym, co mogło się stać, gdy mu pokażę wszystkie ślady, które Seth zostawił na moim ciele i wszystkie siniaki, będące na moich ramionach, plecach, brzuchu...
- Pokaż mi. - jego głos był niebezpiecznie cichy. - Teraz.
- Proszę, Elijah, nie tutaj. - błagałam go. - Po prostu chodźmy, chodźmy do twojego samochodu.
Zgodził się i skinął głową, wstając i ciągnąc mnie za sobą. Zauważyłam, że chociaż był cholernie zły, szedł powoli i delikatnie trzymał mój nadgarstek. Te proste gesty były wystarczające, by dodać mi odwagi, by mu pokazać.
- Teraz, pokaż mi. - powiedział, gdy tylko weszliśmy do jego samochodu. Niechętnie rozpięłam swoją kurtkę, pozwalając jej spaść z moich ramion. Obserwowałam jego oczy, przejeżdżające wzdłuż moich siniaków na ciele, które idealnie pasowały by do śladów palca Seth'a. Elijah zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały bardziej.
- Zabiję go. - jego głos był śmiertelnie poważny, a moje oczy otworzyły się szerzej w panice.
- Nie! N-nie zabijaj go. - błagałam. - Był pijany. - Z-zawsze jest--.
- Nieważne, Alice! - powiedział zmartwiony. - Skrzywdził cię! On cię, kurwa, skrzywdził! Od jak dawna to się dzieje?
Odwróciłam wzrok, nie mogąc teraz na niego spojrzeć. Czułam się prawie winna, przez to, że nie powiedziałam swojemu bratu wcześniej. Był jedyną osobą, której mogłam w stu procentach ufać. Chronił mnie i przejmował się, tym co się ze mną dzieje. Tak naprawdę nie miałam nikogo innego, po za nim.
- Jak długo, Al? - powtórzył, a jego głos starał się zniecierpliwiony.
- Siedem miesięcy. - usłyszałam głęboki oddech Elijah i nagle kluczyki znalazły się w stacyjce, a my szybko odjechaliśmy z miejsca.
- Co robisz? - krzyknęłam, a mój głos podskoczył o dwie oktawy. Elijah nie fatygował się nawet, by na mnie spojrzeć. - Seth z tym kończy. Nie zabiję go, Alice. Nie zrobił bym ci tego. Ale nie pozwolę, by on cię kiedykolwiek, kurwa, dotknął.
Łzy pojawiły się w moich oczach, a ja nie robiłam nic, by je powstrzymać. Zdałam sobie sprawę, jak popieprzone wszystko było. Wszystko się sypało, a ja nie mogłam tego naprawić.
Uderzyłam dłonią w budzik, oddychając ciężko, gdy się obudziłam. Wspomnienie było żywe, odtwarzane po raz kolejny w mojej głowie, od czasu, kiedy trzy miesiące temu, w końcu, pogodziłam się ze swoim bratem, po tym, gdy prawie rozdarł mojego chłopaka na części.
Skuliłam się na swojej stronie łóżka, nie przejmując się nawet tym, że spóźnię się do pracy i po prostu płakałam.
Wypuściłam drżący oddech. - Seth... U-upijał się ostatnio wiele razy i--.
- Skrzywdził cię? - jego głos był cichy i chłodny, oczy zmieniły się w czarne, gdy wpatrywał się w moją twarz, by wyczytać z niej jakieś emocje. Nie odezwałam się, patrząc na niego w ten sam sposób, nie zadając sobie trudu, by odpowiedzieć. Chciałby poznać prawdę, nie zważając na to co powiedziałam.
- Cholera, on cię skrzywdził! - warknął, a jego oczy płonęły gniewem. - Kiedy? Gdzie? Pokaż mi.
Strach natychmiastowo przeszył całe moje ciało. Strach przed tym, co mogło się stać, gdy mu pokażę wszystkie ślady, które Seth zostawił na moim ciele i wszystkie siniaki, będące na moich ramionach, plecach, brzuchu...
- Pokaż mi. - jego głos był niebezpiecznie cichy. - Teraz.
- Proszę, Elijah, nie tutaj. - błagałam go. - Po prostu chodźmy, chodźmy do twojego samochodu.
Zgodził się i skinął głową, wstając i ciągnąc mnie za sobą. Zauważyłam, że chociaż był cholernie zły, szedł powoli i delikatnie trzymał mój nadgarstek. Te proste gesty były wystarczające, by dodać mi odwagi, by mu pokazać.
- Teraz, pokaż mi. - powiedział, gdy tylko weszliśmy do jego samochodu. Niechętnie rozpięłam swoją kurtkę, pozwalając jej spaść z moich ramion. Obserwowałam jego oczy, przejeżdżające wzdłuż moich siniaków na ciele, które idealnie pasowały by do śladów palca Seth'a. Elijah zacisnął szczękę, a jego oczy pociemniały bardziej.
- Zabiję go. - jego głos był śmiertelnie poważny, a moje oczy otworzyły się szerzej w panice.
- Nie! N-nie zabijaj go. - błagałam. - Był pijany. - Z-zawsze jest--.
- Nieważne, Alice! - powiedział zmartwiony. - Skrzywdził cię! On cię, kurwa, skrzywdził! Od jak dawna to się dzieje?
Odwróciłam wzrok, nie mogąc teraz na niego spojrzeć. Czułam się prawie winna, przez to, że nie powiedziałam swojemu bratu wcześniej. Był jedyną osobą, której mogłam w stu procentach ufać. Chronił mnie i przejmował się, tym co się ze mną dzieje. Tak naprawdę nie miałam nikogo innego, po za nim.
- Jak długo, Al? - powtórzył, a jego głos starał się zniecierpliwiony.
- Siedem miesięcy. - usłyszałam głęboki oddech Elijah i nagle kluczyki znalazły się w stacyjce, a my szybko odjechaliśmy z miejsca.
- Co robisz? - krzyknęłam, a mój głos podskoczył o dwie oktawy. Elijah nie fatygował się nawet, by na mnie spojrzeć. - Seth z tym kończy. Nie zabiję go, Alice. Nie zrobił bym ci tego. Ale nie pozwolę, by on cię kiedykolwiek, kurwa, dotknął.
Łzy pojawiły się w moich oczach, a ja nie robiłam nic, by je powstrzymać. Zdałam sobie sprawę, jak popieprzone wszystko było. Wszystko się sypało, a ja nie mogłam tego naprawić.
Uderzyłam dłonią w budzik, oddychając ciężko, gdy się obudziłam. Wspomnienie było żywe, odtwarzane po raz kolejny w mojej głowie, od czasu, kiedy trzy miesiące temu, w końcu, pogodziłam się ze swoim bratem, po tym, gdy prawie rozdarł mojego chłopaka na części.
Skuliłam się na swojej stronie łóżka, nie przejmując się nawet tym, że spóźnię się do pracy i po prostu płakałam.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x