Nie wydaje mi się, ze w ogóle jestem w stanie zrozumieć stan zagrożenia w jakim się znalazłam. Powinnam odmówić, gdy Heidi dala mi to zadanie. Powinnam zostać w domu czytając Zmierzch z moja herbatą i wciąż odwozić Shane'a do domu. Powinnam nigdy nie spotkać osoby siedzącej teraz obok mnie z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy tak, ze kostki stały się białe.
- Jak masz na imię? - te słowa wypłynęły z moich ust, zanim zdążyłam je przemyśleć. Przerwały one niezręczna cisze wokół nas, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Jego oczy wpatrywały się w drogę przed nami. Zastanawiałam się czy mnie ignoruje czy po prostu jest mocno skoncentrowany. Miałam nadzieję, że to drugie.
Nagle zostałam wyrzucona do przodu, a pas bezpieczeństwa boleśnie owinął się wokół mojej klatki piersiowej, gdy samochód się zatrzymał. Nie zwracałam większej uwagi na kierunek naszej jazdy, ale teraz byliśmy miedzy dwoma budynkami, wyglądającymi jak jakieś magazyny. To była jedna z ciemniejszych stron miasta, ta, w której nigdy nie powinnam się znajdować. W normalnych warunkach nie byłoby mnie tutaj, ale nic w moim życiu nie wydawało się normalne w ciągu ostatnich kilku dni.
- Zostań tutaj. - mruknął szybko, wychodząc z auta i zamykając za sobą drzwi, a ja popatrzyłam na niego. Zmarszczyłam zmieszana brwi, zostając w swoim miejscu i tylko patrzyłam na to co robi.
Zauważyłam kolejna osobę na pustej ścianie magazynu. Wydawał się być znajomy. Czarna grzywka na jego głowie była rozpoznawalna... to był jeden z pozostałych członków gangu Stylesa. Palił papierosa, patrząc spokojnie na kolegę z gangu, gdy ten się zbliżał. Szkoda, ze nie mogłam usłyszeć o czym rozmawiają, bo gdy tylko Styles zaczął mówić, Quiff zgasił papierosa i odsunął się od ściany, a na jego twarzy pojawiła się złość.
Odwróciłam się gwałtownie do przodu, gdy Styles zaczął wracać do auta, ale zamiast wsiąść od strony kierowcy on otworzył moje drzwi. - Chodź. - powiedział, a jego głos był niski i chłodny. Ale ja się nie ruszyłam. Byłam jak zamrożona. Tyle wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu minut, ze to było trudne do przetworzenia. Nie potrafiłam poskładać tego do kupy.
Najpierw, tajemniczy chłopak, który uratował moje życie kilka dni po tym, gdy ja uratowałam jego, pojawia się w mojej pracy i zada, żebym została w domu, choćby nie wiem co. Wystrzał z broni sprawi, ze musiałam zaufać nieznajomemu, którego mogłam zidentyfikować jako "Stylesa", a teraz byłam tutaj, siedząc w alejce z dwoma członkami gangu, którzy najwyraźniej byli źli. Jestem zdecydowanie głupia.
- Nie mam na to czasu. - te słowa wyszły z jego ust tak szybko, ze nie byłam pewna czy naprawdę je wypowiedział, ale w następnej chwili odpiął mój pas i wyciągnął mnie z auta. Tak szybko jak stanęłam prosto, musiałam złapać drzwi, by nie stracić równowagi.
Odszedł, a ja odsunęłam się od auta, zamykając drzwi i zaczęłam iść w stronę Quiff'a. Przyspieszyłam, by w końcu zrozumieć co się do cholery dzieje, ale złapałam tylko kawałek zdania. - ...i niebezpieczne. Zajmę się nią.
Otrzeźwiałam trochę,słysząc końcówkę. Biorąc pod uwagę, ze byłam jedyna "nią" w pobliżu, musieli mowić o mnie. Ale niby dlaczego miałby się mną zajmować? Co się do cholery dzieje?
Quiff się zawahał. - Jesteś pewny, stary? Możemy pomóc-
- Zajmę się tym. - Styles warknął. - Po prostu idź.
Quiff wypuścił oddech, ale skinął głową. Wziął klucze od Stylesa i szybko wsiadł do auta. Patrzyłam na nie, dopóki nie zniknęło nam z pola widzenia, po czym odwróciłam się. Styles patrzył na mnie, a ja nie potrafiłam wyczytać niczego z jego twarzy.
Poruszyłam się niespokojnie pod jego spojrzeniem, nie wiedząc co powinnam zrobić w tej sytuacji. Czułam się jakbym stała na rozwidleniu poskręcanych ścieżek. Jedna z nich prowadzi do ciemnego chaosu, a druga dokładnie tak samo. Obie były tajemnicze. Obie były niepewne. I obu się bałam.
- Harry.
Uniosłam brwi, zdziwiona jego nagłym oświadczeniem. - Co?
- Harry. - powtórzył, a jego oczy na moment się rozjaśniły. - To moje imię, Harry.
- Oh. - mruknęłam. Nie spodziewałam się, ze faktycznie poda mi swoje imię, po tym jak kompletnie olał mnie w samochodzie, a następnie udało mu się mnie z niego wyciągnąć. On był czujny. Tajemniczy. To było coś, co zarówno intrygowało, jak i irytowało mnie. - Jestem Alice.
- Nie pytałem. - jego odpowiedź była ostra. Walczyłam, by zachować naturalny wyraz twarzy, ponieważ jego odpowiedź trochę mnie obraziła. Czy to nie było uprzejme, żeby przedstawić się, po tym, gdy ktoś podaje ci swoje imię? - Ale jest ładne. - dodał cicho.
Moje policzki natychmiast się zaróżowiły, gdy spojrzałam w dol, lekko zdziwiona, ale również zadowolona z jego nagłego komplementu. - Dziękuje.
- Chodź, księżniczko. - powiedział, a jego głos nadal był delikatny. - Nie jest tutaj bezpiecznie.
Ponownie na niego spojrzałam. Jego oczy były ciemne,a wyraz twarzy pusty. Wiedziałam, ze był poważny. Skinęłam głową, ciekawa, gdzie teraz pójdziemy. Właśnie oddał samochód Quiff'owi,więc miałam nadzieje, ze to coś w odległości spaceru.
Byłam zaskoczona, gdy otworzył metalowe drzwi za nami, których wcześniej nie zauważyłam. Wydawały się stapiać z murem lub po prostu nie zwróciłam na nie uwagi przez okoliczności. Przepuścił mnie przed siebie i prawie potknęłam się na schodach, które znajdowały się od razu przy wejściu. Usłyszałam za sobą chichot, jednak postanowiłam go zignorować i skupić się na dalszym wejściu po schodach, by nie zrobić z siebie większego głupka.
Gdy tylko doszłam na górę, zauważyłam, ze drzwi są zamknięte i otworzyłam usta, gotowa, żeby powiedzieć o tym Harry'emu, ale on trzymał już w dłoni klucz, by je otworzyć.
Zastygłam w miejscu, gdy dotknął mojego ramienia, otwierając drzwi. Przez ten kontakt poczułam się nieswojo.
Popchnął drzwi i powoli odsunął się ode mnie. Moje mięśnie rozluźniły się niemal od razu.
Stałam teraz w dużym, przestronnym pokoju. Był tutaj telewizor i biała, skórzana kanapa w rogu i mała kuchnia w drugim. Masywny, prostokątny stół w jadalni zajmował większą część przestrzeni, poza pianinem, które nie wydaje się ani trochę na miejscu. Całe pomieszczenie mnie zaskoczyło. Było luksusowe. Coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Otwarte drzwi naprzeciwko mnie prowadziły do czegoś, co wydawało się sypialnia. Mogłam zobaczyć tylko połowę łóżka wielkości małżeńskiego. Narzuta nie była prosto nałożona, a poduszki były porozrzucane, jedna była nawet na podłodze.
- Ładne miejsce. - skomentowałam, przejeżdżając palcami po błyszczącym blacie.
- Wydajesz się być zaskoczona. - mruknął Harry. Spojrzałam na niego. Wciąż stoi przy drzwiach i śledzi moje ruchy swoim ciemnym spojrzeniem.
- Jestem. - przyznałam. Uśmieszek wkradł się na jego usta, gdy pokręcił rozbawiony głową i zakluczył za sobą drzwi. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, gdy wrócił na mnie wzrokiem. Cala moja pewność siebie nagle wyleciała przez okno. Zaledwie dwie minuty temu czułam się doskonale swobodnie, ale teraz już nie tak bardzo.
Ale rzecz w tym, ze od wystrzały z pistoletu nie czułam się ani trochę tak pewnie. To wszystko było sztuczne. Coś, co pozwoliło mi poczuć się lepiej, ale ciężkie mury, które zdawały się wszystko podtrzymywać, chyba powoli opadają. Wszystko było tak nierealne, ale wydawało się, ze utknęłam w środku czegoś bardzo niebezpiecznego.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? - mój głos ociekał strachem, czymś, czego nigdy nie chciałam pokazać. Strach był słabością. A ja nie byłam słaba. Przeszłam zbyt wiele, żeby być słaba.
- Możesz to nazwać Programem Ochrony Księżniczek. - uśmiechnał się, gdy szedł do przodu z przemyślanym spokojem. Wiedziałam, ze zauważył mój strach. Jestem pewna, ze jeśli mój głos tego nie zdradził, twarz tak. Tutaj było zbyt wiele niebezpieczeństwa, by się nie bać.
- Ha ha, bardzo śmieszne. - mruknęłam. - Ale mowie poważnie.
- Ja tez. - opowiedział, stojąc teraz tylko kilka centymetrów ode mnie. Jego uśmiech zniknął, utrzymując powagę, na twarzy jak i w glosie. - Myślę, ze zdajesz sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest ta sytuacja.
- A jaka jest sytuacja? - zmrużyłam oczy przez jego niejasność.
Harry wypuścił oddech, a jego wzrok na moment powędrował na sufit. - Odpowiem ci kiedy sam się dowiem.
Otworzyłam usta. - Sam nie wiesz co się dzieje, a ja jestem zakładnikiem tutaj?
Brew Harry'ego natychmiast się uniosła przez mój mały wybuch. Przypuszczam, ze zachowywałam się trochę bipolarnie, ale biorąc pod uwagę wszystko, co miałam na swoich ramionach wahania nastrojów było dozwolone, prawda? - Zakładnikiem? Nie jesteś zakładnikiem.
- Wiec wychodzę. - powiedziałam krotko, ledwo robiąc krok do przodu, bo Harry był tuz przede mną, a nasze klatki piersiowe prawie się stykały.
- To nie byłoby za mądre, księżniczko. - powiedział niskim, niebezpiecznym głosem. - Nie jestem kimś, kto chciałby robić komuś problemy. Śmiało, spróbuj wyjść. Sama przekonaj się, co się stanie. - to było rzucone wyzwanie w bardzo mroczny sposób. Teraz, jestem całkiem upartym człowiekiem, jeśli chodzi o to, ale nie sadze, za Harry to osoba, której chciałabym się postawić. Nigdy.
Cierpliwie czekał aż wykonam jakiś ruch, ale zostałam w miejscu, unikając jego spojrzenia. W końcu cofnął się o krok, gdy wiedział, ze nie będę niczego próbowała.
- Nie próbuj uciekać, księżniczko. - powiedział po chwili ciszy.
- Dlaczego? - mruknęłam, krzyżując ramiona na piersi. - Czy to niebezpieczne?
- Dokładnie.
- Jest niebezpiecznie tez tutaj. - przypomniałam mu cicho. To wydawało się zbić go z tropu. Jego oczy ponownie pociemniały. - I nie mówiłeś kilka razy, ze powinnam się trzymać z dala od siebie? Przeczysz samemu sobie.
Pochylił się lekko, tak, ze jego oczy były na poziomie moich. Niemożliwym było oderwanie się od jego przenikliwego spojrzenia.To przeraza mnie i intryguje w tym samym czasie.
- Nie przeczę samemu sobie. - jego słowa były tak ciche, ze ledwo je słyszałam. - Może jestem po prostu kłamcą.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x