Czułam się słaba i niestabilna, gdy ciągnął mnie za sobą, zbliżając się do mojego mieszkania z każdym krokiem. Elijah nie chciał mnie w ogóle słuchać. Nie wierzył w to, że Seth nie był wcale taki zły, ale prawdopodobnie miał rację. Seth był taki zły. Po prostu nie mogłam pozwolić mu się tego dowiedzieć. Ale w tym co mówiłam była część prawdy: kochałam go. Nawet po tych wszystkich bliznach, kochałam go.
- Kocham go! - powtórzyłam, po raz tysięczny. Moje poprzednie słowa nic zmieniły, ale tym razem Elijah zatrzymał się i popatrzył na mnie, jego wzrok był chłodny.
- Nie kochasz go, Alice. Jesteś tylko do niego przywiązana. Udaje poczucie winy, a ty jesteś zbyt naiwna, by to zauważyć! Wykorzystuje cię. To właśnie się dzieje w tego rodzaju związkach. Są cholernie obrzydliwe. Myślisz, że jesteś mu coś winna, ale tak nie jest. I zamierzam się upewnić, że nigdy więcej nie będziesz miała z nim do czynienia.
Kontynuował ciągnięcie mnie za sobą, a wszystko co mogłam robić to szlochać, gdy w końcu dotarliśmy do drzwi mojego mieszkania. Kiedy się zatrzymał, jego wzrok wydawał się spokojniejszy, a on sam rozdarty, przez to co miał zrobić.
- Alice, proszę, nie nienawidź mnie. - mruknął. - Nie mogę mu pozwolić, by dalej cię krzywdził.
Nie byłam pewna czy jego słowa zezłościły mnie czy pocieszyły. Wyciągnął rękę i otworzył drzwi. Te uderzyły głośno o ścianę, a ja nie mogłam się ruszyć z miejsca, gdy Elijah wszedł do środka. Wzdrygnęłam się, słysząc głos Seth'a. - Co do diabła?
- Ty, kurwa, skrzywdziłeś moją siostrę. - Elijah krzyknął. - Zdajesz sobie sprawę z tego ile bólu jej zadałeś? Jest załamana i to z twojego powodu... Obrzydzasz mnie.
Osunęłam się na podłogę, opierając plecy o ścianę i zasłaniając uszy dłońmi oraz zaciskając oczy, w nadziei, że nie będę musiała usłyszeć, ani zobaczyć niczego, co się tutaj wydarzy, ale krzyczą zbyt głośno, by tego uniknąć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że się trzęsę, dopóki czyjeś ramiona nie owinęły się wokół mojej talii.
- Jest dobrze, Alice, uspokój się. - spojrzałam w górę, napotykając wzrok Shane'a. Zaskakującym było zobaczyć go tutaj ponownie. Był najlepszym przyjacielem mojego brata i zawsze dotrzymywał mi towarzystwa, gdy Elijah wyjeżdżał. Przypuszczałam, że Shane był tutaj tylko po to, by mnie chronić, ale z czasem naprawdę zaczęliśmy się dogadywać. To było około rok temu, gdy musiał wyjechać. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam się spotykać z Sethem. W pewnym sensie zastąpił mi Shane'a.
Ale fakt, że pojawił się tutaj tak nagle zszokował mnie. Nie kwestionowałam jego nagłego powrotu, będąc wtulona w jego klatkę piersiową i szlochając. Trzymał mnie tak, gładząc uspokajająco moje plecy, w czasie, gdy kłótnia trwała w moim mieszkaniu.
Siedzieliśmy tak co najmniej dwadzieścia minut, zanim zabrzmiał głos mojego brata, zaskoczony i niepewny. - Shane.
Spojrzałam w górę, czując w oczach ból i zmęczenie, przez tak długie płakanie. - Elijah. - odpowiedział Shane. - Dobrze cię znowu widzieć.
- Co ty tu robisz? - usłyszałam urazę w jego głosie, kiedy mówił, jednak starał się to powstrzymać. Wiem, że był zły na Shane'a przed opuszczeniem Bradford, głównie dlatego, że odmówił jego ofercie pracy. To było coś, co naprawdę podobało mi się w Shane'ie. Był jedyną osobą, która nie bała się mojego brata i mogła się mu postawić.
- Nie wypaliło w Ameryce. - przyznał powoli. - Właśnie wróciłem. Niestety trafiłem na nieodpowiedni moment.
- Nie, jest w porządku. - Elijah szybko pokręcił głową. - Cieszę się, że tutaj jesteś. - Jego oczy skupiły się na mnie, patrząc smutno. - Wszystko w porządku, Alice? Przykro mi, że straciłem kontrolę i zostawiłem cię tutaj, ale to sprawia, że jestem zły na samego siebie. Powinienem zdać sobie z tego sprawę.
Powstrzymałam łzy, które ponownie chciały spłynąć po moich policzkach. - Czy ty...?
- Nie! - odpowiedział pospiesznie. - Nie zrobiłbym ci tego. Tylko trochę go pobiłem. Dałem mu ostrzeżenie. Nie sądzę, że powinnaś wracać do swojego mieszkania w ciągu kilku dni, Al.
- Więc dokąd mam pójść? - spytałam zdenerwowana.
- Ja...
- Może zostać ze mną. - przerwał mu Shane. - patrzyłam na niego z zakłopotaniem, zauważając cichą komunikację, pomiędzy nim, a moim bratem. Elijah wypuścił oddech. - Więc postanowione. Mam nadzieję, że dobrze się nią zaopiekujesz, Shane.
- Oczywiście.
___
Moja głowa pulsowała, a w gardle czułam ból. Czułam się, jakbym miała kaca, ale to nie było to. Nie mogłam powstrzymać swojego płaczu, dopóki nie zapadłam w głęboki sen, gdzie tylko jeden koszmar mógł się powtarzać.
W ogóle nie czułam się bezpiecznie. Nie mogłam uciec od wspomnień - tych strasznych, realistycznych wspomnień - związanych z Sethem. Przerażały mnie, powtarzając się w kółko, nawet w mojej świadomości. Tak było nawet po tym, jak zniknął z mojego życia i uciekłam od tego horroru i bólu, tak naprawdę nigdy od tego nie uciekłam. To zostanie ze mną na zawsze.
Wstałam chwiejnie, a moje nogi zaprowadziły mnie do łazienki. Prysznic zawsze pomagał mi się odstresować, podczas trwania mojego związku. Były uspokajające i ciepłe - moje dwie ulubione rzeczy. Wyskoczyłam ze swojej piżamy i odkręciłam wodę. Ciepła woda w połączeniu z gorącą parą pozwoliły mi się trochę zrelaksować. Moje ramiona nie były już tak napięte, a ból głowy powoli ustępował. Oczywiście nie było mi dane, by nacieszyć się ciepłą wodą zbyt długo, ponieważ zostało to przerwane.
Walenie do drzwi, co najmniej, mnie przeraziło. To przypomniało mi o Seth'ie, ponieważ każdego ranka, po tym jak zostawiał nowe ślady na moim ciele, uciekałam pod prysznic, by od niego odpocząć. Wzdrygnęłam się, wyłączając wodę i po prostu słuchałam, wstrzymując oddech, gdy cicho owinęłam ręcznik wokół mojego tułowia.
Kolejne, lżejsze uderzenia następują, poprzedzone szuraniem stóp z drugiej strony drzwi.
Moje oczy przebiegły wokół łazienki, szukając czegoś jak najbardziej obronnego - moje maszynki do golenia - i przygotowałam się, przed powolnym otworzeniem drzwi. Maszynka wypadła z mojej dłoni, a ja podeszłam szybko do przodu, owijając ciasno ramiona wokół Shane'a.
- Alice? - spytał cicho, niepewnie mnie obejmując. - Wszystko w porządku?
Spojrzałam na niego, a w moich oczach znów pojawiły się łzy. Potrząsnęłam głową, wracając do poprzedniej pozycji. Wypuścił głęboki oddech i mocniej mnie objął. Nie potrzebował żadnych wyjaśnień. Wiedział co się stało.
- Znowu miałaś koszmary? - spytał cicho, po chwili milczenia.
- T-tak. - zająknęłam się.
- On odszedł, Al. - powiedział swoim smutnym głosem. - Nie może cię skrzywdzić ponownie. Ani ja, ani twój brat, nigdy byśmy do tego nie dopuścili.
Zamarłam, znów przypominając sobie nocny koszmar. Shane był jedyną osobą, trzymającą mnie przy zdrowych zmysłach. Nawet Elijah nie mógł mnie uspokoić w sposób, w który Shane to robił.
- W-wiem. - mruknęłam w końcu. - Po prostu nie potrafię przestać o tym myśleć.
Minęło kilka chwil milczenia, gdy zakładałam, że Shane się nie odezwie, ale zrobił to. - Sprawię, że przestaniesz o tym myśleć. Ubierz się. Wychodzimy.
___
Nie myślałam, że jedzenie kanapek i popijanie ich gorącą czekoladą w jednej z ustronnych kawiarni, tak bardzo podniesie mnie na duchu, ale o dziwo, to było do tego najlepsze miejsce, w jakim kiedykolwiek do tej pory byłam. Nie przesadzając.
Wszystko było tutaj inne, ekscentryczne. Wszystkie siedzenia były pluszowymi kanapami i krzesłami z różnych materiałów. Ściany były pomalowane tak, że wyglądały jak ogromne drzewa, a stare zdjęcie przedstawiające Anglię wisiało po przeciwnej stronie. Każdy stolik miał różny kształt i rozmiar. Nawet pracownicy nosili różne fartuszki. To było jak jedna, wielka pikowana narzuta: milion rzeczy, które nie powinny do siebie pasować, ale jednak.
- Wydajesz się być szczęśliwa. - skomentował, a ja nagle podskoczyłam, zupełnie zapominając o jego obecności tutaj.
- Szczęśliwsza. - poprawiłam go, wypuszczając krótkie westchnięcie, a moja uwaga skupiła się na nim. - Skąd wiedziałeś, żeby mnie tutaj przyprowadzić? Jest idealnie.
- Znam cię, Alice. - wzruszył ramionami, ponownie opadając na zamszowe krzesło. - Wiem, że lubisz miejsca jak to. Miejsca, które są niedoskonale doskonałe.
- Cóż, kocham to miejsce. - zapewniłam z uśmiechem. - Łatwiej jest skupić się na innych rzeczach. Tutaj jest tak dużo rzeczy, na które można patrzeć.
Zaśmiał się cicho, kiwając głową i wrócił do czytania magazynu, który miał w dłoni - tego, który należał do magazynu, w którym pracowałam.
Rozejrzałam się po kawiarni po raz setny, a moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam znajomą twarz, sprzątającą stół. Jej długie, ciemne włosy były związane w luźny kucyk. Ciemny makijaż otaczał jej niebieskie oczy, które przeszyły mnie, gdy pierwszy raz ją spotkałam. Nosiła fartuch z 'Kiss the Cook' na zwykłą, białą bluzkę i jeans. Dużo jeansu.
Patrzyłam na Vanessę Pierce, wredną siostrę mojego byłego chłopaka.
Strach przeszył moje ciało, gdy podniosła głowę, a ja szybko odwróciłam wzrok, pociągając długi łyk mojej gorącej czekolady. Wiedziałam, że Vanessa jest wciąż w Bradford, ani nigdy nie była dla mnie żadnym zagrożeniem, ale zobaczenie jej po tak długim czasie było niepokojące.
- Wszystko dobrze? - głos Shane'a przerwał nagle moje myśli i skinęłam szybko.
- Tak, jest w porządku. - nie, jestem przerażona.
___
O dziwo, sześciogodzinna praca bez przerw nad niemożliwym-do-wykonania artykule wystarczyła, by wyrzucić Vanessę i Seth'a Pierce z moich myśli... chociaż na chwilę. Nie wspominając o tym, że działam na około czterech espresso.
- Co ty tu jeszcze robisz, Alice? - Olivia zmarszczyła brwi, gdy krótkie ziewnięcie opuściło jej usta. - Nigdy nie jesteś tutaj do tak późna. - to była akurat prawda. Zawsze, gdy tylko byłam już wolna, wychodziłam najszybciej jak się dało. Wolałam pracować nad moim artykułem w domu, niż tkwić w biurze cały dzień, ale nie byłam dzisiaj szczególnie podekscytowana powrotem do domu w obawie, że po prostu będę płakała przez żywe wspomnienia.
- Oh, tylko nadrabiam mój artykuł. - wzruszyłam niedbale ramionami. - Plus miałam nadzieję zostać po za domem na trochę dłużej. Ostatnio spędzam w nim za dużo czasu.
- Więc cóż, dotrzyj do domu bezpiecznie, w porządku? - uśmiechnęła się. - A miałabyś coś przeciwko zamknięciu?
- Jasne, nie ma problemu. - zgodziłam się, gdy podała mi komplet kluczy. Jeśli Olivia wychodziła już do domu, musiało robić się naprawdę późno. Była znana jako osoba, która wychodzi z pracy najpóźniej. Spojrzałam na zegar na moim komputerze i stłumiłam jęk. Północ.
To nie przeszkadzałoby mi tak bardzo, gdybym rano nie poprosiła Shane, by później po mnie przyjechał. Zgodził się, ale jest piątkowy wieczór, więc prawdopodobnie nie jest już trzeźwy.
Westchnęłam, sięgając po telefon i wybierając numer Shane'a, czekając na jego pijany śmiech, otoczony głośną muzyką. Ale zamiast tego usłyszałam pocztę głosową. Jęknęłam, żałując, że właśnie nie poprosiłam Olivii o podwiezienie.
Jedyną opcją teraz jest pójście pieszo.
Zbierałam wszystkie swoje rzeczy w powoli, z nadzieją, że Shane do mnie oddzwoni, ale widocznie nie mam tyle szczęścia. Dlaczego, Shane, dlaczego?
Lampy uliczne rzucały na mnie przyciemnione światło, gdy pospiesznie szłam przez ciemne ulice Bradford. Byłam naprawdę przejęta i cały czas rozglądałam się dookoła. Nienawidziłam myśli, że jestem o północy po za domem, sama. Byłam taka głupia.
Byłam tylko przecznicę od swojego domu, gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Zatrzymałam się nagle, odwracając, ale zobaczyłam tylko ściany zabitego deskami baru.
Moje stopy zaczęły prowadzić mnie szybciej, gdy zaczęłam panikować. Wszystko o czym mogę teraz myśleć, to, gdy raz wybrałam się z Sethem na imprezę i zgubiłam się w tłumie. Taki sam strach uderzył we mnie teraz, chociaż nigdy nie czułam się naprawdę bezpiecznie. Jedyną różnicą było to, że teraz chciałam jak najszybciej dostać się do domu, by poczuć się choć trochę bezpiecznie. W tym czasie, gdy ja zmierzałam do swojego tymczasowego bezpieczeństwa, wiedziałam, że Seth jest już kompletnie pijany.
Dźwięk czyichś kroków kompletnie mnie zamroził i od razu pożałowałam tego, że jest tak ciemno. Chciałam po prostu uciec. Może byłabym w stanie dotrzeć do domu, gdybym zaczęła biec. Ale zamiast tego, moje nogi nie chciały ruszyć się nawet o centymetr.
- Miło cię znowu widzieć, kochanie. - znajomy głos rozległ się w cichym powietrzu, gdy rozpoznawalna postać wyszła z salonu tatuażu, który mijałam raz lub dwa. Był wysoki i gruby, a mój głos uwiązł w gardle, gdy zbliżał się do mnie. To człowiek, który był częścią gangu Luke'a. Podobnie jak ostatnio, zmierzył mnie wzrokiem, a następnie uśmiechnął się.
Nie odpowiedziałam. Po prostu gapiłam się na niego, a moje serce biło jak oszalałe.
- Napisałaś już artykuł? - naciskał, a jego głos był prawie drwiący.
- P-prawie. - pisnęłam, a mój głos był przepełniony strachem. - Czego chcesz?
Zdziwiłam się moim nagłym strachem do tego człowieka. Spodziewałabym się, że po spotkaniu tego chłopaka z alejki nie miałabym już problemu z rozmawianiem z członkiem gangu, ale byłam kompletnie przerażona. Nie byłam pewna, czy to było ze względu na to, że tajemniczy chłopak był w wieku Elijah i było między nimi tak dużo podobieństw, czy dlatego, że Shane był zaraz za rogiem, więc nie bałam się go tak bardzo, jak tego człowieka. Cokolwiek to było, czułam się głupio i słabo.
Tajemniczy chłopak miał rację. Nie powinnam wychodzić w nocy. To było zadaniem mojego brata, być tym niebezpiecznym. Tym, który nocą chodzi po ulicach, sprzedając narkotyki i broń. To po prostu nie było dla mnie. Byłam zbyt niewinna. Zbyt naiwna.
- Tylko trochę się zabawimy, kochanie. - uśmiechnął się. Był teraz za blisko.Tak blisko, że jego dłoń odgarnęła moje włosy z twarzy.
- Nie dotykaj mnie. - syknęłam, natychmiast odsuwając się o krok, przez co stracił kontakt z moją skórą. Nienawidziłam być dotykana przez kogokolwiek innego niż Shane i Elijah, po tym, co stało się z Sethem. Przeszedł mnie dreszcz na tę myśl. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co miał na myśli mówiąc, że trochę się zabawimy. Dokładnie wiedziałam, co mogło się stać. Przeżyłam to już wcześniej.
- Bądź grzeczna, to pozwolę ci wrócić wcześnie. - powiedział niskim tonem. Dreszcze przerażenia przeszły o mojej skórze.
Stałam tam nieruchomo, gdy ponownie się przysunął, przejeżdżając palcami po moim ramieniu. Wiedziałam, że nie mogłabym teraz uciec. Zdecydowanie był ode mnie silniejszy i szybszy. To był koniec.
Byłam już tak emocjonalnie i fizycznie zniszczona przez Setha, że to po prostu wydawało się być kolejną blizną. Miałam już ich tak wiele, że jedna nie robi różnicy. Nigdy nie będę w stanie uciec od bólu.
- Połóż na niej jeden palec, Jared, a zabiję cię. - głos był płaski i lodowaty. I dziwnie znajomy. Miałam ochotę odwrócić się i spojrzeć na swojego wybawiciela, ale wciąż nie potrafiłam się ruszyć. Moje ciało musiało być w szoku, gdy stałam tak, zastanawiając się kto mógłby mnie ratować i dlaczego.
Jared wypuścił z siebie ponury śmiech, a jego ręka wciąż poruszała się powoli wzdłuż mojego ramienia. - Co zamierzasz z tym zrobić, Styles? Nie jestem jak inni. Nie boję się ciebie, do kurwy.
- A powinieneś. - głos Styles był niski i o wiele bardziej poważny niż wcześniej. Usłyszałam dziwny trzask, na który Jared zamarł, a jego ręce natychmiastowo zniknęły z mojego ciała, cofając się o krok.
- To jeszcze nie koniec. - syknął, zanim ponownie zniknął w cieniu, zostawiając mnie trzęsącą się ze strachu.
Nie słyszałam za sobą kroków, ale po chwili wysoki, szczupły facet przeszedł obok mnie. Odwrócił się kilka kroków później, a mój oddech uwiązł w gardle, gdy zobaczyłam ciemne, czekoladowe loki na jego głowie i jego zielone oczy, które pociemniały, zapewne przez złość.
- Naprawdę nie słuchasz, prawda, księżniczko?
Nie wydaje mi się, żebym była w stanie sformułować jakieś normalne zdanie, a już na pewno nie wydać z siebie jakiś dźwięk, więc zdecydowałam się nic nie robić. Obcisłe, ciemne spodnie zakrywały jego szczupłe nogi. Na górze miał biały t-shirt z v-neck i ciemną, skórzaną kurtkę. Jego ciemne loki nie były dłużej ukryte pod czapką, tak jak podczas Nocnej Walki i mogłam zobaczyć jego twarz w całości. Jego zielone oczy były ciemne i prawie pełne wściekłości.
Zaśmiał się bez humoru i odwrócił się całkiem w moją stronę, będąc jeszcze kilka metrów ode mnie. - Myślałem, że wyraziłem się jasno, mówiąc, że te ulice nie są miejscem, w którym powinna być taka niewinna dziewczyna nocą.
- Nie miałam innego wyjścia. - odparłam, ale natychmiast pożałowałam uwolnienia tylu informacji. Jeśli ta osoba - którą mogłam identyfikować jako tajemniczy chłopak albo Styles - była na tyle niebezpieczna, by odstraszyć osobę z gangu, nie musiała nic o mnie wiedzieć.
- Oh? - uniósł pytająco brew. Zauważyłam błysk humoru w jego ciemnych oczach. Wydawało mi się, że go to bawi, choć nie wiedziałam dlaczego.
- Nic. - mruknęłam. - A teraz, jeśli wybaczysz... - ominęłam go, gotowa do pokonania reszty drogi do domu, ale nie zamierzał tak po prostu pozwolić mi odejść. I chociaż mogłam zignorować jego następujące słowa, nie zrobiłam tego. Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie, gdy ostrzegał mnie, bym nie zwracała się do niego niegrzecznie. Pomyślałam, że przyjąłby za dobrze tego,że go nie słucham.
- Poczekaj chwilę, księżniczko. - powiedział powoli, zbliżając się lekko do mnie. Wzdrygnęłam się na naszą różnicę wzrostu. On był naprawdę wysoki. - Naprawdę myślisz, że pozwolę ci iść dalej, gdziekolwiek to jest, po tym mały, ah, spotkaniu?
Patrzyłam na niego, zdumiona jego słowami. Sam fakt, że przejmował się wystarczająco, by uratować moje życie od tego członka gangu, a także zaofrować, że odprowadzi mnie do domu, była pochlebiająca, ale też myląca. Mógł zobaczyć w moich oczach zdumienie. Zauważyłam, że coś zmienia się w jego nastawieniu, jego oczy złagodniały, ale to stało się tak szybko, że nie byłam pewna czy to naprawdę się stało, czy to ze względu na mój brak snu i cztery espresso wirujące po moim ciele.
- A dlaczego miałbyś to robić? - spytałam, a moja ciekawość dawała się we znaki.
- Nie powinnaś najpierw zapytać, dlaczego cię uratowałem? - odpowiedział, unosząc kpiąco brew.
- Zmierzałam do tego. - zwęziłam lekko oczy. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Wydawał się być zaskoczony moją odpowiedzią, a jego oczy pociemniały po raz kolejny. To było boleśnie oczywiste, że nie był przyzwyczajony do tego, że jego własne słowa obracają się przeciwko niemu. Jestem pewna, że większość ludzi drży w jego obecności.
Wydał z siebie krótki oddech, odwracając się w kierunku, do którego zmierzał, zanim mu przerwałam. Zmarszczyłam brwi, podążając za nim, umierając z ciekawości. Miałam tak dużo pytań, ale nie wydawało mi się,że to odpowiedni moment, by je zadać.
- Przysługa. - odpowiedział po chwili, a jego wzrok przenosi się z ulic na mnie i z powrotem.
Zmarszczyłam brwi, a moja ciekawość odezwała się raz jeszcze. - Za?
- Uratowanie mojego życia. - odpowiedział szczerze. Prawie zapomniałam, że to ja uratowałam mu życie. Jego mrożące krew w żyłach słowa z tamtej nocy zaimponowały mi bardziej, gdy zdałam sobie sprawę, że mógł być pod ostrzem noża. Dreszcz przeszedł moje ciało na tę myśl, który wydawał się zauważyć. Uśmiech zadrżał na jego ustach.
- Racjonalna odpowiedź.
- Słucham?
Pokręcił głową i zatrzymał się nagle, a jego twarz przybrała śmiertelnie poważny wyraz. Rozejrzał się wokoło i ponownie skupił wzrok na mnie, swoimi ciemnymi oczami, które teraz wydawały się prawie czarne.
- Nie wydaje mi się, że rozumiesz jak niebezpieczne jest to miasto. - powiedział, a jego głos był niski i niebezpieczny. - Nie potrafisz zrozumieć, że możesz być martwa w ciągu kilku sekund, tylko dlatego, że chciałbym, żebyś była. Masz zostać daleko ode mnie i wszystkiego, co z tym związane. To nie jest miejsce dla ciebie.
Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, gdy patrzyłam na niego bez żadnego wyrazu.
Jego słowa przeraziły mnie bardziej, niż kiedykolwiek bym pomyślała, że mogłyby. Cofnął się natychmiast, robiąc krok w tył. Jego usta zaciśnięte były w cienką linię, a oczy koloru węgla. Wyglądał jak prawdziwy, niebezpieczny potwór, tak jak mówił, gdy byliśmy w alejce, albo nawet gorzej. Możesz być martwa w ciągu kilku sekund, tylko dlatego, że chciałbym, żebyś była.
Ponownie, spójne zdanie nie byłoby w stanie wyjść z moich ust, więc kiwnęłam tylko lekko głową, ale wydawało mi się, że zrozumiał. Wyprostował się i uśmiechnął, zaskakując mnie słowami, które wyszeptał po chwili.
- Uważaj na siebie, księżniczko.
I wtedy odszedł.
- Co ty tu jeszcze robisz, Alice? - Olivia zmarszczyła brwi, gdy krótkie ziewnięcie opuściło jej usta. - Nigdy nie jesteś tutaj do tak późna. - to była akurat prawda. Zawsze, gdy tylko byłam już wolna, wychodziłam najszybciej jak się dało. Wolałam pracować nad moim artykułem w domu, niż tkwić w biurze cały dzień, ale nie byłam dzisiaj szczególnie podekscytowana powrotem do domu w obawie, że po prostu będę płakała przez żywe wspomnienia.
- Oh, tylko nadrabiam mój artykuł. - wzruszyłam niedbale ramionami. - Plus miałam nadzieję zostać po za domem na trochę dłużej. Ostatnio spędzam w nim za dużo czasu.
- Więc cóż, dotrzyj do domu bezpiecznie, w porządku? - uśmiechnęła się. - A miałabyś coś przeciwko zamknięciu?
- Jasne, nie ma problemu. - zgodziłam się, gdy podała mi komplet kluczy. Jeśli Olivia wychodziła już do domu, musiało robić się naprawdę późno. Była znana jako osoba, która wychodzi z pracy najpóźniej. Spojrzałam na zegar na moim komputerze i stłumiłam jęk. Północ.
To nie przeszkadzałoby mi tak bardzo, gdybym rano nie poprosiła Shane, by później po mnie przyjechał. Zgodził się, ale jest piątkowy wieczór, więc prawdopodobnie nie jest już trzeźwy.
Westchnęłam, sięgając po telefon i wybierając numer Shane'a, czekając na jego pijany śmiech, otoczony głośną muzyką. Ale zamiast tego usłyszałam pocztę głosową. Jęknęłam, żałując, że właśnie nie poprosiłam Olivii o podwiezienie.
Jedyną opcją teraz jest pójście pieszo.
Zbierałam wszystkie swoje rzeczy w powoli, z nadzieją, że Shane do mnie oddzwoni, ale widocznie nie mam tyle szczęścia. Dlaczego, Shane, dlaczego?
Lampy uliczne rzucały na mnie przyciemnione światło, gdy pospiesznie szłam przez ciemne ulice Bradford. Byłam naprawdę przejęta i cały czas rozglądałam się dookoła. Nienawidziłam myśli, że jestem o północy po za domem, sama. Byłam taka głupia.
Byłam tylko przecznicę od swojego domu, gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Zatrzymałam się nagle, odwracając, ale zobaczyłam tylko ściany zabitego deskami baru.
Moje stopy zaczęły prowadzić mnie szybciej, gdy zaczęłam panikować. Wszystko o czym mogę teraz myśleć, to, gdy raz wybrałam się z Sethem na imprezę i zgubiłam się w tłumie. Taki sam strach uderzył we mnie teraz, chociaż nigdy nie czułam się naprawdę bezpiecznie. Jedyną różnicą było to, że teraz chciałam jak najszybciej dostać się do domu, by poczuć się choć trochę bezpiecznie. W tym czasie, gdy ja zmierzałam do swojego tymczasowego bezpieczeństwa, wiedziałam, że Seth jest już kompletnie pijany.
Dźwięk czyichś kroków kompletnie mnie zamroził i od razu pożałowałam tego, że jest tak ciemno. Chciałam po prostu uciec. Może byłabym w stanie dotrzeć do domu, gdybym zaczęła biec. Ale zamiast tego, moje nogi nie chciały ruszyć się nawet o centymetr.
- Miło cię znowu widzieć, kochanie. - znajomy głos rozległ się w cichym powietrzu, gdy rozpoznawalna postać wyszła z salonu tatuażu, który mijałam raz lub dwa. Był wysoki i gruby, a mój głos uwiązł w gardle, gdy zbliżał się do mnie. To człowiek, który był częścią gangu Luke'a. Podobnie jak ostatnio, zmierzył mnie wzrokiem, a następnie uśmiechnął się.
Nie odpowiedziałam. Po prostu gapiłam się na niego, a moje serce biło jak oszalałe.
- Napisałaś już artykuł? - naciskał, a jego głos był prawie drwiący.
- P-prawie. - pisnęłam, a mój głos był przepełniony strachem. - Czego chcesz?
Zdziwiłam się moim nagłym strachem do tego człowieka. Spodziewałabym się, że po spotkaniu tego chłopaka z alejki nie miałabym już problemu z rozmawianiem z członkiem gangu, ale byłam kompletnie przerażona. Nie byłam pewna, czy to było ze względu na to, że tajemniczy chłopak był w wieku Elijah i było między nimi tak dużo podobieństw, czy dlatego, że Shane był zaraz za rogiem, więc nie bałam się go tak bardzo, jak tego człowieka. Cokolwiek to było, czułam się głupio i słabo.
Tajemniczy chłopak miał rację. Nie powinnam wychodzić w nocy. To było zadaniem mojego brata, być tym niebezpiecznym. Tym, który nocą chodzi po ulicach, sprzedając narkotyki i broń. To po prostu nie było dla mnie. Byłam zbyt niewinna. Zbyt naiwna.
- Tylko trochę się zabawimy, kochanie. - uśmiechnął się. Był teraz za blisko.Tak blisko, że jego dłoń odgarnęła moje włosy z twarzy.
- Nie dotykaj mnie. - syknęłam, natychmiast odsuwając się o krok, przez co stracił kontakt z moją skórą. Nienawidziłam być dotykana przez kogokolwiek innego niż Shane i Elijah, po tym, co stało się z Sethem. Przeszedł mnie dreszcz na tę myśl. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co miał na myśli mówiąc, że trochę się zabawimy. Dokładnie wiedziałam, co mogło się stać. Przeżyłam to już wcześniej.
- Bądź grzeczna, to pozwolę ci wrócić wcześnie. - powiedział niskim tonem. Dreszcze przerażenia przeszły o mojej skórze.
Stałam tam nieruchomo, gdy ponownie się przysunął, przejeżdżając palcami po moim ramieniu. Wiedziałam, że nie mogłabym teraz uciec. Zdecydowanie był ode mnie silniejszy i szybszy. To był koniec.
Byłam już tak emocjonalnie i fizycznie zniszczona przez Setha, że to po prostu wydawało się być kolejną blizną. Miałam już ich tak wiele, że jedna nie robi różnicy. Nigdy nie będę w stanie uciec od bólu.
- Połóż na niej jeden palec, Jared, a zabiję cię. - głos był płaski i lodowaty. I dziwnie znajomy. Miałam ochotę odwrócić się i spojrzeć na swojego wybawiciela, ale wciąż nie potrafiłam się ruszyć. Moje ciało musiało być w szoku, gdy stałam tak, zastanawiając się kto mógłby mnie ratować i dlaczego.
Jared wypuścił z siebie ponury śmiech, a jego ręka wciąż poruszała się powoli wzdłuż mojego ramienia. - Co zamierzasz z tym zrobić, Styles? Nie jestem jak inni. Nie boję się ciebie, do kurwy.
- A powinieneś. - głos Styles był niski i o wiele bardziej poważny niż wcześniej. Usłyszałam dziwny trzask, na który Jared zamarł, a jego ręce natychmiastowo zniknęły z mojego ciała, cofając się o krok.
- To jeszcze nie koniec. - syknął, zanim ponownie zniknął w cieniu, zostawiając mnie trzęsącą się ze strachu.
Nie słyszałam za sobą kroków, ale po chwili wysoki, szczupły facet przeszedł obok mnie. Odwrócił się kilka kroków później, a mój oddech uwiązł w gardle, gdy zobaczyłam ciemne, czekoladowe loki na jego głowie i jego zielone oczy, które pociemniały, zapewne przez złość.
- Naprawdę nie słuchasz, prawda, księżniczko?
Nie wydaje mi się, żebym była w stanie sformułować jakieś normalne zdanie, a już na pewno nie wydać z siebie jakiś dźwięk, więc zdecydowałam się nic nie robić. Obcisłe, ciemne spodnie zakrywały jego szczupłe nogi. Na górze miał biały t-shirt z v-neck i ciemną, skórzaną kurtkę. Jego ciemne loki nie były dłużej ukryte pod czapką, tak jak podczas Nocnej Walki i mogłam zobaczyć jego twarz w całości. Jego zielone oczy były ciemne i prawie pełne wściekłości.
Zaśmiał się bez humoru i odwrócił się całkiem w moją stronę, będąc jeszcze kilka metrów ode mnie. - Myślałem, że wyraziłem się jasno, mówiąc, że te ulice nie są miejscem, w którym powinna być taka niewinna dziewczyna nocą.
- Nie miałam innego wyjścia. - odparłam, ale natychmiast pożałowałam uwolnienia tylu informacji. Jeśli ta osoba - którą mogłam identyfikować jako tajemniczy chłopak albo Styles - była na tyle niebezpieczna, by odstraszyć osobę z gangu, nie musiała nic o mnie wiedzieć.
- Oh? - uniósł pytająco brew. Zauważyłam błysk humoru w jego ciemnych oczach. Wydawało mi się, że go to bawi, choć nie wiedziałam dlaczego.
- Nic. - mruknęłam. - A teraz, jeśli wybaczysz... - ominęłam go, gotowa do pokonania reszty drogi do domu, ale nie zamierzał tak po prostu pozwolić mi odejść. I chociaż mogłam zignorować jego następujące słowa, nie zrobiłam tego. Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie, gdy ostrzegał mnie, bym nie zwracała się do niego niegrzecznie. Pomyślałam, że przyjąłby za dobrze tego,że go nie słucham.
- Poczekaj chwilę, księżniczko. - powiedział powoli, zbliżając się lekko do mnie. Wzdrygnęłam się na naszą różnicę wzrostu. On był naprawdę wysoki. - Naprawdę myślisz, że pozwolę ci iść dalej, gdziekolwiek to jest, po tym mały, ah, spotkaniu?
Patrzyłam na niego, zdumiona jego słowami. Sam fakt, że przejmował się wystarczająco, by uratować moje życie od tego członka gangu, a także zaofrować, że odprowadzi mnie do domu, była pochlebiająca, ale też myląca. Mógł zobaczyć w moich oczach zdumienie. Zauważyłam, że coś zmienia się w jego nastawieniu, jego oczy złagodniały, ale to stało się tak szybko, że nie byłam pewna czy to naprawdę się stało, czy to ze względu na mój brak snu i cztery espresso wirujące po moim ciele.
- A dlaczego miałbyś to robić? - spytałam, a moja ciekawość dawała się we znaki.
- Nie powinnaś najpierw zapytać, dlaczego cię uratowałem? - odpowiedział, unosząc kpiąco brew.
- Zmierzałam do tego. - zwęziłam lekko oczy. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Wydawał się być zaskoczony moją odpowiedzią, a jego oczy pociemniały po raz kolejny. To było boleśnie oczywiste, że nie był przyzwyczajony do tego, że jego własne słowa obracają się przeciwko niemu. Jestem pewna, że większość ludzi drży w jego obecności.
Wydał z siebie krótki oddech, odwracając się w kierunku, do którego zmierzał, zanim mu przerwałam. Zmarszczyłam brwi, podążając za nim, umierając z ciekawości. Miałam tak dużo pytań, ale nie wydawało mi się,że to odpowiedni moment, by je zadać.
- Przysługa. - odpowiedział po chwili, a jego wzrok przenosi się z ulic na mnie i z powrotem.
Zmarszczyłam brwi, a moja ciekawość odezwała się raz jeszcze. - Za?
- Uratowanie mojego życia. - odpowiedział szczerze. Prawie zapomniałam, że to ja uratowałam mu życie. Jego mrożące krew w żyłach słowa z tamtej nocy zaimponowały mi bardziej, gdy zdałam sobie sprawę, że mógł być pod ostrzem noża. Dreszcz przeszedł moje ciało na tę myśl, który wydawał się zauważyć. Uśmiech zadrżał na jego ustach.
- Racjonalna odpowiedź.
- Słucham?
Pokręcił głową i zatrzymał się nagle, a jego twarz przybrała śmiertelnie poważny wyraz. Rozejrzał się wokoło i ponownie skupił wzrok na mnie, swoimi ciemnymi oczami, które teraz wydawały się prawie czarne.
- Nie wydaje mi się, że rozumiesz jak niebezpieczne jest to miasto. - powiedział, a jego głos był niski i niebezpieczny. - Nie potrafisz zrozumieć, że możesz być martwa w ciągu kilku sekund, tylko dlatego, że chciałbym, żebyś była. Masz zostać daleko ode mnie i wszystkiego, co z tym związane. To nie jest miejsce dla ciebie.
Gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, gdy patrzyłam na niego bez żadnego wyrazu.
Jego słowa przeraziły mnie bardziej, niż kiedykolwiek bym pomyślała, że mogłyby. Cofnął się natychmiast, robiąc krok w tył. Jego usta zaciśnięte były w cienką linię, a oczy koloru węgla. Wyglądał jak prawdziwy, niebezpieczny potwór, tak jak mówił, gdy byliśmy w alejce, albo nawet gorzej. Możesz być martwa w ciągu kilku sekund, tylko dlatego, że chciałbym, żebyś była.
Ponownie, spójne zdanie nie byłoby w stanie wyjść z moich ust, więc kiwnęłam tylko lekko głową, ale wydawało mi się, że zrozumiał. Wyprostował się i uśmiechnął, zaskakując mnie słowami, które wyszeptał po chwili.
- Uważaj na siebie, księżniczko.
I wtedy odszedł.
Jeśli szanujesz moje kilka godzin spędzonych na tłumaczeniu,
zostaw komentarz :) x